Seven: Ulga

93 8 1
                                    

Mam wrażenie że wszyscy na weselu bawią się lepiej ode mnie a moi rodzice to już przesada. 

Ale przecież nie mogli oczekiwać tego ode mnie.

Cały wieczór po głowie chodzą mi słowa Madison.

W pokoju rozmawiałyśmy o moim stosunku do Dylana.

Twierdzi że nie mogę całe życie się mu sprzeciwiać i dostałam tak zwany "ochrzan" za to. Nie powiem, zdenerwowało mnie to bo w końcu jest moją najlepszą przyjaciółką i chociaż ona powinna mnie w tym wszystkim wspierać.

Nie dokończyłyśmy rozmowy gdyż mój mąż przerwał.

Przyznam że przez moment nawet się go bałam.

Ale nie mogę też dawać mu z tego satysfakcji.

Przez następne dwie godziny starałam się unikać bliskości z nim ale nie było to łatwe. Wkońcu to nasze wesele a my byliśmy jego głównym filarem.

My, jak to dziwnie brzmi.

Była już 2:30 a wszyscy nadal dobrze się bawili bez zmęczenie z wyjątkiem kilku maluchów którzy zdążyli już zasnąć nawet w tym hałasie.

Niektórzy już wychodzą na górę do pokoi co oznacza że zostanę sam na sam z Dylanem już niedługo.

Nie mam zamiaru mu się oddać, choć boję się tego że weźmie mnie siłą.

Uwielbiam seks ale nie mam zamiaru go z nim uprawiać.

Właśnie do tańca bierze mnie mój teść, zgadzam się choć nogi bolą mnie już niemiłosiernie.

W głośnikach rozbrzmiewa spokojna muzyka do której kołyszę się lekko z siwowłosym mężczyzną.

-Widzę że nie jesteś szczęśliwa.-powiedział.

-Niech mi pan wybaczy ale byłby pan szczęśliwy w mojej sytuacji?

-Masz rację, głupie pytanie. Uważam jednak że z Dylanem będzie ci dobrze.-powiedział.

-Wszyscy to mówią.

-Zaufaj mi.-uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam, poczułam ciepłą dłoń na moim ramieniu.

-Już czas na nas Julio.-usłyszałam głos mojego męża.

-Mam ochotę jeszcze tańczyć.-powiedziałam oschle na co pan Handerson zmrużył brwi.

-Jeszcze jedno słowo...-warknął mi do ucha zdenerwowany Dylan.

-Wybacz ale chcę zatańczyć z moim teściem.-fuknęłam w jego stronę.

-Nie masz za grosz...-zaczął ojciec Dylana.

-Nie wtrącaj się.-przerwał mu groźnie.-Idziemy.-złapał mnie za dłoń i splótł nasze palce, podążałam za nim próbując złapać jego tępo.

Pożegnaliśmy się z wszystkimi jeszcze bawiącymi się i udaliśmy się do domu Dylana samochodem.

Droga minęła w ciszy za co byłam mu wdzięczna.

Po chwili lokaj zaparkował przed pięknym dużym domem.

Wysiedliśmy z samochodu a gdy chciałam przekroczyć próg Dylan podniósł mnie do góry.

-Co ty wyprawiasz?!-pisnęłam.

-Taka jest tradycja.-powiedział a ja westchnęłam. Przeniósł mnie przez próg a następnie od razu zaniósł na górę.

-Powinienem teraz złoić ci tyłek.-powiedział otwierając drzwi i wchodząc ze mną do pokoju po czym mnie puścił.

-Słucham?-weszłam do środka zła.

PLAN B (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz