Zasada 3 - Uwaga na spacery

1.6K 112 612
                                    

Lochlyn Mark (aka Leo) Andrews - 10 lat

Juniper i Dagwood Blossom - 9 lat

Forsythe Pendleton (aka James lub Jimmy) Jones IV - 8 lat

Marjorie Cheryl (aka Mary) Jones - 6 lat

Tony Harold Jones - 4 lata

Larissa Antoinette (aka Lara) Jones - 8 miesięcy

Miłego czytania!

- Kto do cholery wrzucił buty do akwarium? - jęknąłem, wyciągając z wody parę adidasów.

- O matko! - zawołał Dagwood, łapiąc się za głowę. - Wszędzie ich szukałem! Dzięki, wujku smerfie!

- Nie ma mowy, żebyś je teraz nałożył - odparłem, stawiając buty obok kominka. - James pożyczy ci swoje na czas spaceru.

- Czy to jest na pewno dobry pomysł, Kevin? - jęknął Sweet Pea, zawiązując trampki Mary. - Gówniarze rozejdą się jak karaluchy po tym parku. Dziewczyny nas zabiją, jak któreś zgubimy.

-  Dzieci muszą się przewietrzyć - powiedział Keller, wywracając oczami. - Histeryzujesz, Sweets.

- Żebyś się nie zdziwił - prychnął czarnowłosy. - Jughead, powiedz proszę, że masz osiem smyczy dla tych smarkaczy.

- Osiem?

- Jedną dla Archie'go - odparł poważnie. - Dla niego trzeba chyba wziąć też kaganiec. Nie chcemy przecież, żeby zaraził kogoś wścieklizną.

- To przestało być śmieszne dziesięć lat temu - jęknął rudowłosy, próbując nałożyć na głowę czapkę szarpiącemu się Lochlynowi. - Ubierz to, frajerze! Twoja matka mnie zabije, jak się przeziębisz!

- O to chodzi - prychnął młody Andrews, znów się wyrywając. - Wszyscy się ucieszą.

- Cholera, Leo. Takich rzeczy nie mówi się na głos. To miała być nasza tajemnica - Sweet Pea pokręcił głową z niedowierzaniem.

- Nie martw się, Arch. Oni tylko żartują, hehe - poklepałem przyjaciela po plecach, posyłając czarnowłosemu mordercze spojrzenie.

- Nie, Jug. Jestem do niczego! Oni mają rację! - wyłkał Archie, obejmując mnie ramionami. - Jestem okropnym ojcem, mężem i człowiekiem! Veronica mnie zostawi oraz zabierze ze sobą dzieciaka! A potem Hiram wywali mnie z pracy! Tyle pracowałem na to, żeby zostać jego naczelną sekretarką! Wszystko stracone!

- Okej, żołnierze! - zawołał nagle Kevin. - Generał musi doprowadzić do porządku Szeregowego! Wychodzimy na dwór parami!

- Daj spokój, Archie -westchnąłem, gdy wszyscy  już wyszli z domu. - Veronica cię nie zostawi, a nawet jeśli, to możesz u nas zamieszkać w komórce pod schodami. Będziesz jak prawdziwy czarodziej.

- Dzięki, Juggie - zasmarkał, a ja odsunąłem go od siebie z obrzydzeniem.

- Tylko Betty może do mnie mówić „Juggie" - prychnąłem i wypchnąłem rudowłosego na dwór. - Okej, możemy iść!

   Kevin chwycił za dłoń Tony'ego i razem ruszyliśmy w stronę pobliskiego parku w akompaniamencie gaworzenia Larissy w wózku, który pchałem.

Jesienny wiatr uderzał w nasze twarze, a ja dziękowałem Bogu, że to właśnie Keller ubierał dzieciaki na dwór. Znając życie, gdybym ja to zrobił, wszystkie by się rozchorowały.

Wkroczyliśmy do parku z głośnym krzykiem Dagwooda, którego opluł James. Ludzie spojrzeli na nas z przestrachem, a większość z nich nagle się gdzieś ulotniła.

- Archie do cholery! - czyli jak (nie)wychowywać dzieci według Jugheada JonesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz