Lochlyn Mark (aka Leo) Andrews - 10 lat
Juniper i Dagwood Blossom - 9 lat
Forsythe Pendleton (aka James lub Jimmy) Jones IV - 8 lat
Marjorie Cheryl (aka Mary) Jones - 6 lat
Tony Harold Jones - 4 lata
Larissa Antoinette (aka Lara) Jones - 8 miesięcy
Miłego czytania!
- Archie, kurwa! Po cholerę to robiliśmy?! - warknął poirytowany Sweet Pea, wymachując chaotycznie rękami w powietrzu. To nie tak, że plan Archie'go był do dupy. To przecież w końcu normalne, że chciał odzyskać swoje dziecko, ale włamanie się do posiadłości Hirama było totalnym samobójstwem. Pembrook to pieprzona twierdza strzeżona przez strażników niczym pałac królewski. Jednak na ten moment żaden z nich nie zauważył siedzących i kłócących w krzakach idiotów. - Przecież oni nas zabiją!
- Nie zabiją. Hiram mnie kocha - szepnął w naszą stronę, rozglądając się w poszukiwaniu zbliżającej się ochrony.
- Narzygałeś mu na pierdolone buty! - wrzasnął Sweet Pea, chwytając go za poły kurtki i szarpiąc agresywnie.
- Zamknijcie się kurwa, bo Lara zarazi się od was debilizmem - warknąłem poirytowany, poprawiając nosidełko z dziewczynką na swojej piersi.
- A ty po cholerę brałeś tutaj tego gówniaka?! Na takie akcje nie bierze się kul u nóg!
- Uważaj lepiej na słowa, śmieciu - wycedziłem, a ciśnienie natychmiast podskoczyło mi do góry. - Zgniótłbym cię w dwie sekundy, ale nie chcę, żeby moje dziecko musiało na to patrzeć.
- Tłumacz się, tłumacz. Po prostu przyznaj, że się boisz - prychnął Sweet Pea, po czym odskoczył ode mnie z wrzaskiem, gdy zamachnąłem się na niego ręką. Larissa widząc to, natychmiast zarzuciła kotwicę, a to nie zapowiadało niczego dobrego.
- Uspokój ją, bo nas wyda - szepnął Archie w moją stronę. - Poza tym, Sweet Pea ma rację. Mogłeś ją zostawić z Kevinem tak jak resztę.
- Och, wybacz, że nie chciałem, żeby znowu spadła z blatu, bo jakiś debil nie umie się nią zająć - sarknąłem poirytowany, przytulając do siebie Larę i kołysząc nią z lekka, żeby się uspokoiła. - Tatuś nie będzie dzisiaj nikogo bić, słońce. Nie masz co się denerwować.
- Świetnie. To teraz będzie miała okazję spaść z dachu.
- Co?!
- Ktoś musi wejść na dach po rynnie, ale spokojnie, popilnujemy Lary - powiedział poważnie Archie, wychylając się zza krzaków i lustrując wzrokiem z zewnątrz Pembrook. - Jesteś najlżejszy.
- Nie, nie, nie, nie, nie - wymamrotałem pośpiesznie. - Nie ma mowy! Nie tak się umawialiśmy!
- Proszę cię, Jug. To jest moje dziecko. Nie mogę go tam tak po prostu zostawić - wyjęczał Archie, pociągając niebezpiecznie nosem.
- Oczywiście, że możesz. U Hirama miałby całą służbę pod nosem, a u nas spalone obiady i załamanie nerwowe - warknąłem poirytowany. Ten cały plan zaczął mnie denerwować już coraz bardziej, bo był tak głupi jak osoba, która go wymyśliła. - I ciebie.
- Boże, nawet tego nie jesteś w stanie dla mnie zrobić?! Pomagam ci we wszystkim! Zawsze! Łamię sobie kark, żeby ci pomóc! A ty masz mnie gdzieś, gdy naprawdę cię potrzebuję! - wybuchnął nagle Andrews, mierząc we mnie palcem z wściekłością.
CZYTASZ
- Archie do cholery! - czyli jak (nie)wychowywać dzieci według Jugheada Jonesa
FanfictionNikt nie mówił, że bycie ojcem jest w gruncie rzeczy jakieś bardzo proste. A co dopiero zajmowanie się siódemką dzieci. Lecz podążając za zasadami, które wam przedstawię, możecie z łatwością poradzić sobie z małymi czy dużymi problemami. Dlatego ja...