Lochlyn Mark (aka Leo) Andrews - 10 lat
Juniper i Dagwood Blossom - 9 lat
Forsythe Pendleton (aka James lub Jimmy) Jones IV - 8 lat
Marjorie Cheryl (aka Mary) Jones - 6 lat
Tony Harold Jones - 4 lata
Larissa Antoinette (aka Lara) Jones - 8 miesięcy
Miłego czytania!
- Pukamy? - spytał niepewnie Archie, spoglądając raz na mnie, raz na Sweet Pea.
- Żartujesz sobie?! - prychnąłem rozjuszony, ściskając w dłoniach kij baseballowy. - Ta szmata ukradła mi dziecko! Mam teraz dobijać się do jej drzwi i czekać, aż raczy mi otworzyć oraz oddać łaskawie Tony'ego?! Nie ma mowy!
Podszedłem żwawym krokiem do frontowych drzwi i szarpnąłem za klamkę, która jednak nie ustąpiła. Pociągnąłem za nią jeszcze raz, lecz gwałtowniej. Bez skutku.
Sweet Pea zaniósł się głośnym śmiechem, który natychmiast zmienił się w cichy jęk, gdy zdzieliłam go z całej siły kijem w brzuch.
Wściekłość wypełniała praktycznie każdą część mojego ciała, i niezbyt umiałem nad nią panować. A nawet niespecjalnie chciałem.
Pieprzona Alice Cooper ukradła mi dziecko.
Moja cholerna teściowa!
Zacząłem walić dłonią w drzwi domu Cooperów, nawet się nie kontrolując. Z pewnością kopnąłem je jeszcze z kilka razy, ale jakoś niezbyt to zarejestrowałem podczas tego wybuchu agresji.
- Musisz zadzwonić domofonem, głuptasie - parsknął Archie, ale natychmiast umilkł, gdy odwróciłem się do niego z mordem wypisanym na twarzy. Dzisiaj nie miałem akurat do niego cierpliwości. - No wiesz. Jest taki guziczek. I jak go wciśniesz to robi takie głośne: „bim boom".
Rudowłosy wrzasnął głośno oraz odskoczył o kilka kroków do tyłu, kiedy zamachnąłem się na niego kijem baseballowy'm. Dzisiaj zdecydowanie nie miałem do niego cierpliwości.
- Przestań, Jug! To nie jest miłe! - zaszlochał donośnie, a Sweet Pea ponownie ryknął śmiechem. - Zachowujesz się jak terminator! Czemu po prostu mnie nie zostawiliście w domu razem z Kevinem?!
- Tata Betty cię lubi - burknąłem pod nosem, naciskając w końcu domofon, który zrobił głośne: „bim boom".
Odczekaliśmy chwilę w ciszy, gdy nagle doszedł do naszych uszu głos zbliżających się kroków.
- Kto tam? - odezwał się Harold Cooper zza drzwi.
- To my, Archie z chłopakami! - odpowiedział rudowłosy. - Dobrze cię słyszeć, Hal!
- Młody Andrews! - zamek kliknął, a pan Cooper wyszedł na werandę, by uściskać Archa. - Kopę lat! Nie do wiary, że Hiram cię jeszcze nie zdeptał!
- Próbował. Uwierz. Próbował - parsknął rudowłosy. - Muszę ci o tym opowiedzieć!
Podczas gdy Archie i pan Cooper odpłynęli do swojego własnego świata, ja oraz Sweet Pea wślizgnęliśmy się do wnętrza domu.
Choć byłem tutaj już miliony razy, zawsze gdy tu wchodziłem, od razu poprawiał mi się humor, a wszystkie wspomnienia związane z Betty zaczynały pojawiać się w mojej głowie w ułamku sekundy. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj byłem po prostu zły.
- Tatuś?! - wykrzyknął z niedowierzaniem Tony, zrywając się z krzesła w kuchni i podbiegając do mnie w mgnieniu oka.
- Cześć, skarbie - podrzuciłam chłopca do góry, łapiąc go w ramiona i przytulając. - Przyszliśmy cię uratować. Ta wiedźma już nigdy cię nie dotknie.
CZYTASZ
- Archie do cholery! - czyli jak (nie)wychowywać dzieci według Jugheada Jonesa
FanfictionNikt nie mówił, że bycie ojcem jest w gruncie rzeczy jakieś bardzo proste. A co dopiero zajmowanie się siódemką dzieci. Lecz podążając za zasadami, które wam przedstawię, możecie z łatwością poradzić sobie z małymi czy dużymi problemami. Dlatego ja...