20 stycznia 2010

9 0 0
                                    

Zaczęło się od tego, że wychowawca kazał mi zostać po lekcji. Chciał ze mną porozmawiać. Tak po prostu.

Powiedział mi, że nie rozmawiam z koleżankami, jestem w osobnym świecie, to ja muszę przybliżyć się do świata, a nie świat do mnie, powinnam brać leki... (Ohyda!), pani dyrektor wie, że jestem „osobą niemówiącą" (Tak właśnie powiedział. Fuj!)

A potem wydała się ta sprawa z chemią.

Poszłam ze szkolną psycholog do pani wicedyrektor. Było bardzo nieprzyjemnie. Wicedyrektorka ciągle coś mówiła.

Boże, co ja narobiłam?

- Sprawdzian to dokument. Takie wybryki są wykluczone!

Powiedziano mi, że gdyby nie to, że mam dość dobre stopnie, trzymałabym już w ręku swoje papiery. Kiedy dotarło to do mnie, zaczęłam płakać.

- Niech mi pani tu nie buczy.

Nie mogłam się powstrzymać... Przypomniało mi się, jak w przedszkolu musiałam chodzić do „pani derektor". Teraz czułam się dokładnie tak jak wtedy. Przecież nie chciałam zrobić nic złego.

Ja naprawdę nie chciałam! Tylko tak wyszło...

To było do pani od chemii. Zarzuciłam jej, że wymaga od nas zbyt wiele. Że zrobiła za trudny sprawdzian. Każe nam rozrysowywać z pamięci jakieś niesłychanie skomplikowane wzory – ostatnio mieliśmy cukry. A przecież z matematyki niektórzy ledwo ciągną!

Chciałam jej coś przekazać. Myślałam, że to zostanie między nami. Niestety, dowiedzieli się o tym wychowawca, dyrekcja i psycholog szkolny.

To co zrobiłam, było bardzo lekkomyślne. Ale ja w ogóle nie myślałam, jak to pisałam.

Och, co za wybryk! Przecież kiedyś uczniowie klasy 2c posiadali alkohol na wycieczce. Jakoś ich nie wyrzucili, ale podobno musieli za karę wziąć udział w olimpiadzie astronomicznej. Bo to humaniści, klasa językowa...

- Kto jest najlepszy ze wszystkiego, ten nie jest dobry z niczego. – powiedziała pani wicedyrektor.

Ty mi to mówisz? Ty, co tak uwielbiasz Kryśkę i te jej pseudo-osiągnięcia?


11. Diagnostyczna zagadka cz.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz