rozdział drugi, gdzie codzienne życie togamiego to męka

429 32 92
                                    

— Makoto... obiecuje, zaraz wybuchnie mi głowa jeśli nie skończysz gadać o tym nadymanym blondynie... Jeszcze raz usłyszę słowo Togami albo Byakuya to chyba cię rozwalę na kawałki — Kyoko jęknęła, przewracając się na bok z puszką w dłoni. Podczas gdy Makoto lamentował nad swoim życiem skoczyła do sklepu obok zrobić zapasy alkoholu na następne siedem godzin, bo tyle pewnie przynajmniej zajęło by jej słuchanie tego skończonego przegrywa.

— Ty NAPRAWDĘ mnie nie rozumiesz...! Przez całe życie próbowałem iść przed siebie i zapomnieć o tym... pięknym wytworze natury, ale jak na złość ciągle mi się śni i chyba wybuchnę jak się z nim nie zobaczę. Może... może jakoś znajdę jego numer... albo zapytam nie wiem, Hiny? Chcę mu zaimponować Kyoko, pokazać, że nie jestem nikim! Na tym smutnym poziomie swojego życia chyba byłbym zadowolony zostać chociaż jako ktokolwiek w jego życiu. Przyjaciel... wystarczy...

— Słuchaj, jeśli chcesz mu... "zaimponować" jeśli się spotkacie, może najpierw znajdziesz pracę. Nierobie śmierdzący.

— Mam wyjść z domu? I ubrać się jak na żałobę narodową? Wszystko albo śmierdzi i jest brudne, albo jest w kolorze czarnym. Jestem z ciemności Kyoko — Makoto rozłożył się na kanapie, dalej jedząc lody — znaczy, dla Togamiego to mogę, ale no nie wiem. Nie chce mi się z drugiej strony.

Kyoko wywróciła oczyma, zabierając mu lody i stawiając na nogi.

— No, koniec marudzenia. Ubieraj się i zaczynamy sprzatąć ten burdel. Bo serio, tak tu śmierdzi, że prędzej wolałabym siedzieć koło dwóch meneli którzy właśnie wyszli ze śmietnika. 




Gdy wybiła równo ósma, a z budzika Komaru zaczęła lecieć wesoła muzyka, dziewczynka podniosła się z łóżka, wybiegając z pokoju. Z pełną prędkością wbiegła do pokoju ojca i rzuciła się na jego łóżko.

— Tato, jest już ósma, jestem głodna, pilot zepsuty, i chyba kibel się zatkał — zadowolona z życia, usiadła na Togamiego. Mężczyzna po chwili westchnął i zdjął z siebie dziewczynkę.

— No co? Jestem głodna, a sama sobie naleśników nie zrobię. Jak mówiłam, kibel się zepsuł! No chyba że chcesz abym ci nasikała na środku pokoju. A, i pamiętaj, że rozwaliłam niechcący pilot! Przysięgam, to nie było specjalnie.

— Słuchaj, zaraz wstanę... — wywrócił oczyma, a Komaru uśmiechnęła się, wychodząc z sypialni ojca. No, kolejny dzień który już zdecydowanie wygrała. To nie tak, że wygrywa prawie KAŻDY dzień. Odkąd mama się wyprowadziła odwiedza ją dosyć rzadko, a tatę bardzo łatwo było obwinąć sobie wokół palca bez niej. Miała osiem lat a wiedziała już więcej o życiu niż większość nastolatków!

Zeszła na dół, podchodząc do leżącego na stole tableta i rozkładając się na kanapie, zaczęła nim się bawić. Oczywiście Komaru i tablet nie był dobrym pomysłem, bo już po chwili ubierający się Togami usłyszał głośne rykniecie dobiegające z tableta, które brzmiały nic jak muzyka. Bardziej jak stado słoni, które właśnie potrąciło dziesięć tirów. 

Kończąc się przebierać prawie przewracając się na schodach, zszedł na dół, aby zobaczyć zadowoloną Komaru, skaczącą po pokoju, do tego czegoś nazywanego muzyką. Togami uniósł wzrok, modląc się o zbawienie.

— Komaru, wyłącz to.

— Nie.

— Komaru, wyłącz to.

— Nie.

— Komaru, cholera jasna...

Dziewczynka złapała za tableta i już po chwili Byakuya latał za nią po całym domu Żyć nie umierać, po prostu, prawda? I tak właśnie wyglądało codzienne życie w domu Togamiego. Kiedy Toko była jeszcze w jego życiu umiała to jakoś opanować, zawsze radziła sobie z dziećmi lepiej niż on. Przeklęta kobieta, zostawiła go na lodzie, a teraz pewnie świetnie się bawiła gdzieś, gdziekolwiek ją poniosło.




— ZOSTAW MOJE SKARPETKI Z KUBUSIEM PUCHATKIEM POTWORZE — Makoto złapał Kyoko za ręce, wyrywając skarpetki. Kirigiri, już na skraju załamania nerwowego, odwróciła wzrok spowrotem na szafę Makoto. Przeglądanie jej zdecydowanie nie było dobrym pomysłem, bo były tam takie cuda, że nawet ona nie wiedział, że da się hodować żuki w szafie. Naegi stanowczo odmawiał wyrzucania prawie że czegokolwiek, ale po cholerę mu to wszystko było, Kyoko nie wiedziała. Wzięła kolejny łyk już chyba z piątej puszki po piwie. Lekko zakołysała się na nogach.

— Słuchaj, to jest dziecinne... a ty nie masz dwunastu lat do cholery jasnej. Jeśli chcesz, żebym ci pomogła, musisz ze mną współpracować, Mmakoto. A przypominam ci, że siedzimy tu już od jakiś... dużo, duuuużo godzin i niedługo mam jeszcze pracę Makoto!

— No dobra, przepraszam. Żegnajcie skarpetki — i prawie że ze łzami w oczach wrzucił je do worka trzymanego przez wykończoną Kirigiri — plus, ty może jednak po tym do żadnej pracy nie idź, bo wyglądasz gorzej niż pan Władysław spod trójki. Powiedz szefowi, że źle się poczułaś czy coś...

Już po chwili szafa była nieco ogarnięta, żuki zamieszkały na balkonie, a Naegiemu poprawił się humor. Białowłosa jednak dalej umierała od środka i na zewnątrz, bo i tak został problem z Makoto i jego dziwnym portalem randkowym. Nie dość, że wybrał na profilowe obrazek kotka po jakiejś godzinie, to teraz jeszcze przeglądał profile różnych mężczyzn, z których absolutnie ŻADEN nie przyciągnął jego uwagi... To będzie naprawdę jeszcze długi dzień, prawda... 

nudesy makoto, naegamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz