Teraźniejszość...
Cholerny tłum. Zawsze pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie. No na przykład nie mogliby łaskawi państwo wyjść se z klubòw no nie wiem pół godziny później!! Przepychając się przez podpity tłum podąrzałam za znaną mi fryzurą Jasona. Jednak wystarczyło jedno krótkie spojrzenie w inną stronę i koniec , przepadnie w tłumie na co nie mam zamiaru pozwolić. Po paru próbach zgubienia mnie wbiegł do jednek z uliczek. Słaby ruch , uśmiechnełam się sama do siebie i wbiegłam w daną uliczke sięgając po broń.
- Krok do przodu a twoja przyjaciółeczka więcej Cię nie ujrzy.
- Ooo jak oryginalnie. Myślisz że tego nie przewidziałam? - Zrobiłam krok do przodu i strzeliłam w trzymaną w ręku Jasona broń.
Gdy tylko broń wyleciała mu z ręki rzucił się na nią na co jedynie chrząkłam wskazując kiwnięciem głowy na swoją pozłacaną broń w dłoni. Przygryzając wargę zeskanowałam go od góry do dołu. Znowu był samiusi i pod ścianą bez drogi ucieczki. W oczach można było zobaczyć lekki strach , którego mimo wszystko starał się nie ukazywać. Widzę że wie do czego jestem jednak zdolna.
Rozległ się drugi huk broni. Ludzie zaczeli krzyczeć i uciekać zdala od danej uliczki. Na ziemi utworzyła się jedna większa plama czerwonej krwi. Podeszłam do leżącego z bólu na ziemii Jasona i sięgłam po swoją własność.
- Tym razem za mną nie poleziesz. - Powiedziałam kopiąc na poprawe zakrwawioną nogę.
- Blanka ja musiałem!
Ignorując jego słowa wyszłam z alejki. Czy obchodziło mnie to , że ludzie zaczną się patrzeć na mnie z przerażeniem? W końcu to ja "mogłam strzelić". Szczerze mówiąc... Chciałam tego. Chciałam napajać się ich lękiem, niepewnością, niższością pod moim względem. Dlatego też bez najmniejszych skrupułów opuściłam miejsce zbrodni. Na miejscu stała ju moja drużyna , ktôra musiała usłyszeć strzał. Dwòjce z nich pokazałam aby zajeli się Jasonem , niby pomógł mi z moją raną. Lekko mówiąc wkurwiona weszłam do pojazdu zaparkowanego pare kroków dalej i trzasnowszy drzwiami pokierowałam kierowce do Luki. Mam nadzieję tylko że bardzo się nie niecuerpliwił bo jeśli tak to jestem udupiona...
************
Po godzinie jazdy wkońcu stanełam pod rezydencją Mackanów. Wyszłam z czarnego samochodu i podeszłam pod bramę domu aby wpisać kod. Po wpisaniu go brama się rozsuneła pozwalając na swobodne wejście. Mimo użytego kodu ochrona domu nie spuszczała ze mnie wzroku. Nie dziwie się w sumie... Krew przesiąkła przez materiały już jakieś 5 minut temu nie mówiąc o jakiś resztkach krwi tu i ówdzie na moim ubraniu. Mimo wszystko pozwolili mi wkorczyć do środka domu co niezwlekając zrobiłam. Wchodząc do przedpokoju usłyszałam krzyki Luki... Taaa... Mam przesrane.- Co masz na myśli przez "ślad się urwał"??!! Całkiem zgupieliście już??!! Wypieprzajcie mi spowrotem na to miejsce i przeszukajcie chociarzby najmniejsze dźbło trawy!! I to już!!
- T-tak Panie Mackan. Oczywiście.
Po tych słowach nieznany mi chłopak odszedł od Luki , a ten złapał się rękoma za głowe przeciągając je w dół i spowrotem w górę po czym próbując odejść w swoją stronę natrafia na kogo? No jasne że na mnie! Skrzyżował na piersi ręce czekając na mój ruch. Tak oficjalnie jest wkurwiony...
- No heeeeej! Jak tam życie mija! - zaśmiałam sie nerwowo na co ten nie zmienił wymalowanej na twarzy obojętności.
- Powiedz , że to masz.
- Ymmm... Tak jasne. - Sięgłam do kieszeni kurtki i wyciągłam pendrajw podając mu go.
- Chociarz jedna myśl idzie po mojej myśli dzisiaj. - powiedział chwytając pendrajw
- A więc? Co znajduje się w nim?
- Chodź. - Powiedział kierując mnie do pomieszczenia z całym sprzętem informatycznym.
Przed moimi oczami zaczeły się pojawiać kopie wszelkich umów i oświadczeń podpisanych przez nie jaką Sophie Quit. Większość z nich dotyczyła handlu narkotykami jak j bronią. Oświadczenia natoniast brzmiały mniej więcej:
"Oświadczam pełną odpowiedzialność prawną za przewożone do mnie towary typu..."
- Robimy to samo. Co w tym wielkiego?
- Nic konkretnego. Nie chodzi mi tutaj o te "bzdety". Bardziej tego czy miała rzeczywiście związek z... Jest!
- Związek z czym?
- Ze śmierciom rodziny Mackenize.
- Po co szukasz czegoś...
- Rodzina Mackeniza była bardzo blisko z twoją. Skoro ona załatwiła ich. Mogła to samo zrobić z twoimi rodzicami.
- To na co czekamy? Sprawdźmy to.
- Moi ludzie sie tym zajmują.
- Masz na myśli tą wcześniejszą konwersacje?
- ....
- Tak myślałam. Zgromadź paru ze swoich najlepszych ludzi. Zrobie to samo i spotkamy się w tamtym miejscu. Podeślesz mi adres.
Kiwnoł głową po czym wrócił do swoich poprzednich zajęć. Tak więc to znaczy że mnie czeka kolejna godzinka jazdy spowrotem. Cudownie .
**********
Hollywood Rezydencja WhiteWeszłam do swojego domu i pierwsze co można było usłyszeć to mój krzyk o zgromadzenie sie wszystkich w salonie. Zanim to zrobili szybko ruszyłam po apteczke i opatrzyłam rane. Kiedy weszłam do salonu wszyscy już czekali gotowi do działania. Choć z tym mogę na nich liczyć.
-Potrzebuje pięciu chętnych. Dwie osoby dobre z bronią, dwie dobre w walke wręcz i jedną , która będzie w stanie w jak najszybszym shackować cokolwiek stanie na naszej przeszkodzie. Kto sie pisze?
Po chwili uzyskałam odpowiedź od pięciu osòb , a zara po tym wiadomość od Luki z adresem gdzie ostatnio znajdowała się nasza Sophie. Jeśli miała coś wspólnego ze śmiercią moich rodziców... Może być pewna, że czeka ją bolesna i powolna śmierć. Uśmiechnełam się do siebie na samą myśl , że ktoś wkońcu mógłby poczuć ten sam ból co moi rodzice. Niestety coś czuje że przez jeszcze kolejne chwile nikt tego nie poczuje... Nikt oprócz mnie.
CZYTASZ
Księżniczka Mafii
Teen FictionNie miałam już siły... Byłam wyniszczona przez ten pieprzony świat. "Księżniczka Mafii" taa... Chyba właśnie została ona złamana... Na dobre. Nie mam już o co walczyć. To koniec. Chyba że...