Rose pov
Nareszcie wrzesień! To właśnie dzisiaj jadę do Hogwartu. Już nie mogę się doczekać. Trochę się stresuje, ale jestem zbyt szczęśliwa żeby się tym przejmować. Wstałam dzisiaj o siódmej. Umyłam się i poszłam się ubrać. Postawiłam na czarne, krótkie spodenki i biały top, bo było jeszcze bardzo ciepło. Delikatnie się umalowałam-nie lubię mocnego makijażu. Dopakowałam jeszcze pare rzeczy i zeszłam na śniadanie. Przy stole czekała już cała rodzina. Nikt się nie odzywał. Kiedy weszłam wszystkie oczy skierowały się na mnie.
- Jedz, bo się spóźnisz- powiedziała matka
Po cichu usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam jeść płatki. Byłam tak podekscytowana, że nie miałam ochoty na jedzenie. Mimo to wmusiłam w siebie resztę śniadania i postanowiłam, że zniosę już kufer. Kiedy chciałam wstać od stołu mój ojciec zaczął monolog, którego tak bardzo starałam się uniknąć.
- Pamiętaj, że masz trafić do Slytherinu-zaczął
- Ale...-chciałam się wtrącić
- Nie przerywaj mi. Masz trafić do Slytherinu tak jak twoja siostra i reszta naszej rodziny, innej opcji nie ma. Pamiętaj, że pochodzisz z szanującego się rodu Nightów. Masz z dumą go reprezentować. Bierz przykład z Claudii. Możesz się zadawać tylko z osobami czystej krwi. Nie waż się nawet patrzeć na szlamy czy zdrajców krwi, no chyba że z obrzydzeniem i pogardą. Jeśli splamisz nasze nazwisko, w domu przygotuj się na piekło.
- Pamiętaj, że nie przeniesiemy cię znowu do innej szkoły z tak błahego powodu-wtrąciła matka
Poczułam jak gniew zaczyna we mnie buzować. Nie ważne jakiej byli krwi, nie ważne jakie nosili nazwisko, nie ważne, że to moi rodzice. Teraz naprawdę przegięli.
- Jack to nie był błahy powód! Nie waż się go obrażać w mojej obecności!- krzyknęłam
- To nic nie warta szlama!- odparła mocno już zdenerwowana matka
- To mój przyjaciel! Był więcej wart niż wy wszyscy razem wzięci!- byłam naprawdę wściekła. Miałam ochotę stamtąd wybiec, ale to by oznaczało, że odpuściłam, a ja nigdy nie odpuszczam.
- Jeszcze jedno słowo i...- zaczęła moja rodzicielka
- Zamknij się ! - wrzasnęłam
- Nie waż się tak odzywać do matki!-krzyknął ojciec. Wstał od stołu i z całej siły uderzył mnie w twarz. Jego pierścień rodowy rozciął mi policzek i byłam pewna, że ta rana tak szybko się nie zagoi. Zabolało. Cholernie zabolało. Mimo tego nie krzyknęłam ani się nie rozpłakałam. Nie chciałam mu dawać tej chorej satysfakcji. Zamiast tego, po prostu odwróciłam się na pięcie i poszłam do pokoju.
Wyciągnęłam z kufra kosmetyczkę i skierowałam się do łazienki. Stanęłam przed lustrem i westchnęłam. Czyli przez najbliższy tydzień lub dłużej będę musiała nosić tapetę. Delikatnie przejechałam ręką po skórze i mimowolnie się skrzywiłam. Widok nie był za ciekawy.Przemyłam ranę i nałożyłam podkład. Dużo podkładu... Następnie całość przypudrowałam i przyjrzałam się swemu dziełu. Co prawda podkład na ranie to nie jest dobry pomysł, ale nie miałam innego wyjścia. Kiedy upewniłam się, że już nic nie widać zniosłam kufer na dół i podeszłam do rodziców. Matka spojrzała na mnie z pogardą i złapała za rękę. Poczułam dziwny skurcz w okolicy pępka i z trzaskiem deportowałyśmy się na peron. Moi rodzice zaczęli się żegnać z Claudią, dlatego postanowiłam poszukać Dorcas. Przez ostatnie tygodnie codziennie wysyłałyśmy sobie listy. To dzięki niej te wakacje były chociaż trochę udane. Dużo się od niej dowiedziałam o Hogwarcie. Umówiłyśmy się, że zajmiemy razem przedział. Wypatrywałam jej brązowej czupryny w tłumie. Nagle ktoś złapał mnie za rękę. Przestraszona szybko się odwróciłam.
CZYTASZ
Huncwotka,Gryfonka,Bohaterka
FanfictionRose Night na swój piąty rok nauki przenosi się do Hogwartu. Ma wiele tajemnic i przeżyła znacznie więcej niż jej rówieśnicy. Posiada niezwykły dar wyczuwania ludzkich emocji i uczuć. Jednak co się stanie jeśli okaże się, że na pewną osobę to nie dz...