•11•

250 24 71
                                    

Słońce grzało zielone łąki, a drzewa kołysały się w rytm wiatru. Blond włosa księżniczka leniwie uchyliła powieki. Obróciła się w stronę Cassandry, lecz ujrzała tylko puste miejsce. Zawiodła się. No może nie tyle co się zawiodła, ale miała nadzieję, że brunetka będzie na nią czekać z promiennym uśmiechem. Przywita ją, czule głaszcząc po włosach. Zielonooka odnalazła w sobie siłę, aby wstać i się ubrać.

Bose stopy kierowały się w strone jadalni. Roszpunka nie była głodna, ale miała nadzieję, że tam znajdzie Cassandre. Rozejrzała się po pomieszczeniu i z westchnieniem stwierdziła, że nie było tu nikogo innego oprócz Variana. Czekaj Varian? Widok chłopaka lekko zdziwił księżniczkę.

-Hej Varian co ty tu robisz?

-O, Roszpunko nie zauważyłem cię. -niebieskooki wzdrygnął się przestraszony. -Wiesz właśnie miałem zanieść Julkowi coś do picia.

-Co? Od kiedy to robisz za służbę Julka? -księżniczka zaśmiała się krótko.

Varian zarumienił się lekko. Nie wiedząc czemu spuścił wzrok i nerwowo podrapał się po karku.

-Ja mu robie przysługę. -alchemik skierował sie w stronę wyjścia. -To do zobaczenia Roszpunko! -i zniknął zanim blondynka zdążyła cokolwiek wypowiedzieć.

Księżniczka podniosła brew zdziwiona, po czym zgarnęła ze stołu jabłko i wróciła do pokoju.

***

Gdyby Cassandra tylko mogła cofnąć czas, żeby znów znaleść się w ciepłym łóżku z Roszpunką, lecz nie mogła. Wciąż czuła się winna za wszystko. Ona oddała by Roszpunce wszystko, a czy księżniczka postąpiła by tak samo? Może i nie powinna tak znikać.

Cassandra wyciągnęła miecz i zrobiła solidny zamach, alby ściąć kilka niewinnych gałązek. Ćwiczenia pomagały jej się odprężyć. Nawet jeśli właśnie przywaliła drewnianej kukle treningowej, brunetka umiała z tego czerpać dużą przyjemność.

Nagle coś dziwnego przyciągnęło jej uwagę. U progu ciemnego lasu, jakby nigdy nic, szli sobie Varian z Julkiem. Dziewczyna zawsze myślała, że mężczyzna nie przepada za niebieskookimi. Szli tuż obok siebie śmieją się z niewiadomo czego. Cassandra odwróciła głowę wzruszając ramionami.

***

W pokoju Roszpunki rozbrzmiało pukanie, a zaraz po tym do sypialni weszła królowa. Jak zwykle matka blondynki była dobrze ubrana. Nie dało jej się zarzucić żadnego zaniedbania. Dokładnie rozczesane i delikatnie spięte włosy opadały na ramiona. Smukłą sylwetkę podkreślała piękna długa suknia o lawendowym kolorze.

-O witaj mamo. -blondynka wysiliła się na uśmiech, lecz dziewczyna nigdy nie była zbyt dobra w kłamstwie, więc każdy mógł domyśleć się co kryje pod swoim sztucznym uśmiechem.

-Hej kochanie, wszystko dobrze? Jesteś strasznie blada. -królowa Arianna przysiadła na krawędzi łóżka.

-Tak, dobrze... -księżniczka zamyśliła się na chwilę. -Mamo, czy gdybyś była zakochana próbowałabyś walczyć o tą osobę? Nawet jesli byś się bała i nie wiesz czy ona odwzajemnia to uczucie w stu procentach?

Władczyni Corony dokładnie przemyślała każde słowo, i po kilku sekundach odpowiedziała swojej córce.

-Oczywiście, że tak. Miłość zawsze jest warta każdej walki, nawet tej najtrudniejszej i najbardziej krwawej. Miłość to nie jest zwykle uczucie. Gdy się zakochasz cały twój świat się zmienia, a czy na lepsze czy na gorsze to akurat sama już musisz zdecydować. Więc, cokolwiek teraz przeżywasz - walcz. -odparła królowa.

Roszpunka nie spodziewała się takich słów od matki, lecz teraz wiedziała już co ma zrobić.

-Dziękuję ci, bardzo. -dziewczyna przytuliła się do mamy po czym wstała.

-Roszpunko, ale nadal nie wiem co się stało. -Arianna była lekko zaskoczona reakcją dziewczyny. -Pokłóciłaś się z Julkiem?

-Już niedługo wszystko ci powiem, nie martw się. -zielonooka z promiennym uśmiechem wybiegła z pokoju, pozostawiając królową samą.

Nie wiedziała gdzie znaleść Cassandrę, ale ufała swojej intuicji, która kierowała ją na polankę niedaleko zamku. Tam zazwyczaj trenowała brunetka. I nie myliła się już z oddali zauważyła starszą dziewczynę, która właśnie wyżywała się na kukle treningowej.

-Cass! - podeszła do dziewczyny.

-O R-Roszpunko, co tu rob.. - Cassandra nie zdarzyła dokończyć zadania, gdy jej usta przykryły inne o malinowym odcieniu.

Po minucie delikatnego, lecz wciąż zachłannego pocałunku, dziewczyny odsunęły się od siebie.

-Cass, wiem już czego chce. Chce być z tobą to wszystko. Kocham cie ponad wszystko, więc będę walczyć o tą miłość. I proszę obiecaj mi, że też się nie poddasz...

Cassandra westchnęła szczęśliwa i złożyła czuły pocałunek na ustach młodszej. Ten pocałunek był obietnicą. Obietnicą na lepsze dni i obietnicą, że obie już zawsze będą walczyć.

I jak kruche potrafi być szczęście, gdy spełnią się najgorsze obawy. I właśnie tak było dzisiaj. Może były w złym miejscu o złej porze? Kto to wie, gdy los pędzi jak ptak na skrzydłach wiatru. Jeden niefortunny przechodzień, który z szokiem przyglądał się dwójce kochanek. I oto staną przed największym wyzwaniem, ponieważ wygranie jednej walki nie oznacza, wygrania wojny.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że rozdział taki krótki, ale mam nadzieję że się spodobał. ^^

Co pomyślą inni? ~Cassunzel~ ✔ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz