•3•

343 28 13
                                    

-Więc robimy tak. Roszpunka i Cassandra wchodzą do środka i uwalniają królową, a ja i Julek wchodzimy przez główne wejście straże czekają na mój znak. -objaśnia stanowczym głosem król Fryderyk.

***

Kilka minut później wszyscy byli na miejscach. Księżniczka i jej najlepsza przyjaciółka zmierzały wąskim i ciemnym korytarzem, uważając na wystające kamienie.

-Okej, jego laboratorium jest tuż nad nami. Musimy uważać. -szepneła złotowłosa.

Księżniczka chciała zrobić pierwszy krok na małej niestabilnej drabinie, ale Cassandra ją uprzedziła.

-Poczekaj, Roszpunko pójdę pierwsza i zobacze czy jest bezpiecznie. -powiedziała przyciszonym głosem brunetka.

-Oh...dzieki. -młodsza dziewczyna uśmiechneła się czule.

Przy pierwszych krokach drabina niebezpiecznie zaskrzypiała pod ciężarem dwórki. Gdy wdrapała się na samą górę odchyliła delikatnie starą, spruchniałą klapę i niepewnie rozejrzała się na boki. Gdy brunetka upewniła się, że jest bezpiecznie wydostała się z dziury. Podała rękę księżniczce, aby pomóc jej wyjść i najciszej jak się dało zamknęła toporną klapę.

Roszpunce odrazu rzucił sie w oczy złoty bursztyn w którym, tamtej nocy, tragicznie uwięziony został ojciec Variana. To właśnie przez ten nie szczęśliwy wypadek stało się to wszystko. Księżniczka opuściła głowę, a w oczach zaczęły zbierać się jej łzy. Wciąż się obwiniała. Jak mogła odwrócić się od jednego z jej najlepszych przyjaciół? Kątem oka dostrzegła kogoś przy wąskim oknie. Cassandra najwyraźniej również to zauważyła, gdyż zaczęła się skradać w tamtym kierunku. Brunetka złapała Variana za ramiona i szybkim, zdecydowanym ruchem obróciła go do siebie. Jak duże musiało być zdziwienie dziewcząt, gdy zamiast niebieskookiego chłopaka ujrzały ludzkich rozmiarów szmacianą kukiełke. Łatwo było ją pomylić, ponieważ Varian najwyraźniej bardzo postarał się, aby dopracować to arcydzieło.

Dwórka rzuciła lalką na ziemię i spojrzała z niedowierzaniem na swoją przyjaciółkę. Po kilku sekundach obie  podskoczyły w miejscu słysząc przeraźliwy chrupot. Przestrzeń dookoła nich pokryła się fioletowo różową mgłą, a lepka maź uniemożliwiła swobodne poruszanie się.

-Co się dzieje?! -wykrzyknęła złotowłosa.

Zza bursztynu wydobył się mrożący krew w żyłach chichot. Varian wyszedł naprzeciw dziewczyną.

-Naprawdę nie sądziłem, że tak łatwo złapie was w moją pułapkę. -powiedział przyciszonym głosem.

Chłopak nie wyglądał normalnie. Źrenice miał mocno zwężenie, mimo iż dookoła panował pół mrok, oczy miał mocno opuchnięte i podkrążone. Jego twarz wykrzywiał nienaturalnie szeroki uśmiech. W lewej dłoni trzymał jakiś złocisty płyn.

Cassandra zareagowała natychmiastowo, wyciągając lśniący morderczym blaskiem miecz. Niebieskooki cofnąć się o krok, ale z jego twarzy ani na sekundę nie znikał uśmiech.

-Wypuść nas natychmiast! -krzyknęła w stronę nastolatka starsza z dziewczyn.

-Oczywiście zrobię to, ale jeszcze nie teraz. -przybrał luźną pozę, i zaczął niby z zainteresowaniem przyglądać się  szkarłatnemu płynowi. -Najpierw prosiłbym o małą przysługę.

-Nic dla ciebie nie zrobimy. -wysyczała przez zęby brunetka.

Varian zaśmiał sie tylko cicho ruszył z miejsca, aby podejść do kąta pomieszczenia, który był zasłonięty wielką kotarą. Szybkim ruchem odsłonił ją. Za nią, skulona pod ścianą, była matka Roszpunki. Była wycieńczona, ale gdy tylko zobaczyła swoją córkę, na twarzy pojawiło się przerażenie.

-Nie! Zostaw ja Varian! -księżniczka wyrwała się do przodu zapominając o kleju, przez co o mało się nie przewróciła. -Czego chcesz? Powiedz, zrobię to, ale nie rób jej krzywdy.

-Podoba mi się jak nagle zmieniasz zdanie. -chłopak lekkim krokiem zbliżył się do Roszpunki.

-Nie Roszpunko nie możesz... -spojrzała na koleżankę Cassandra.

-Muszę. -odpowiedziała stanowczo złotowłosa.

-No to zaczynamy. -wtrącił Varian z zadowoleniem w głosie.

Tymczasem na zewnątrz pod bystrym okiem księżyca miał właśnie rozpętać się koszmar.

-Martwię się... -mruknał Julek. -Powinniśmy tam wejść.

-Racja. -Król Fryderyk wstał z ukrycia, a za nim wojsko.

W tym momencie ciszę, jak pocisk, przeciął zgrzyt silników, a w powietrzu uniósł się zapach spalin. Paręnaście zielonkawych światełek rozbłysło gdzieś przed nimi. Zaskoczeni nie wykonywali żadnego ruchu, dopóki ich oczom nie ukazały się ogromne na wpół zardzewiałe maszyny. Były wielkie i potężne. Po chwili warkot silników zastąpiła delikatna melodia. Była piękna, ale i tajemnicza. Ukochany księżniczki dobył miecza czekając na znak przywódcy.

Co pomyślą inni? ~Cassunzel~ ✔ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz