Rozdział 5. Valentina

1.1K 88 8
                                    

Zdębiałam. Pierwszy raz w życiu ktoś rzucił mnie na tak głęboką wodę. Ojciec już wczoraj poinformował mnie, że bal nie będzie taki jak inne, ale po prostu myślałam, że bredzi dyrdymały. Przed każdą taką imprezą tak mówi, ale tym razem nie kłamał, miał rację.

Czuję, że mężczyzna cały się spina po tym, gdy moje ciało drętwieje. Zdecydowanie to czuję. Patrzy na mnie zimnym wzrokiem. Puszcza i odchodzi zostawiając w szoku. Spodziewałam się starego poddziadziałego mężczyzny, zboka z piwnym brzuchem i zgolonym czubkiem głowy. Moja reakcja dziwi mnie. Jednak wiem, że po mimo tego, że mój przyszły mąż ma dobre geny. Natura obdarzyła go hojnie to i tak będę trzymała swoje zdanie. Chociaż parę sekund temu zachęcałam go do przelecenia mnie.

Uspokajam się tak jak uczył mnie ojciec i dumnie kroczę do sali udając, że to co zaszło przed chwilą nie miało miejsca i bytu.
Gdy przekraczam próg sali balowej zwracam uwagę najbliżej siedzących osób. Ojciec przekazał mi, że na ważnych uroczystościach mam być miłą, słodką, pomocną panienką. Nie jestem taka i trudno mi grać taką kobietę. Pomagam, ale zależy od sytuacji. Nie jestem z kamienia, ale gdy ktoś szydzi sobie ze mnie,  ja szydzę z niego. Traktuj ludzi tak, jak oni traktują ciebie. Kieruje się tą zasadą.

Przemykam do swojego stolika, który zarazem dzielę ze swoją chorą rodzinką.

– Gdzie byłaś? – słyszę karcący głos mojego ojca. Zaciskam zęby, by mój język za dużo sobie nie pozwolił. Uśmiecham i przepraszającym wzrokiem siadam na swoim miejscu.

– W toalecie, przepraszam to się więcej nie powtórzy – mówię sarkastycznym tonem. Już widzę jak ojciec po wszystkim będzie kazał mi kazanie.

Nikt nie prosi mnie do tańca, zresztą jak zazwyczaj zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Na parkiet bierze mnie tylko rodzina, bo reszta gości obawia się, że gdy zrobią niepożądany ruch stracą życie. Nie tylko od kuli z pistoletu mojego ojca, ale i też od mnie. Po mimo tego, że jestem kobietą i w naszych szeregach niedozwolone jest to, by kobieta umiała się bronić to tata uczył mnie samoobrony. Twierdził, że bez tego daleko w naszym świecie nie zajdę. Teraz z upływem lat cieszę się z tego zmęczenia, siniaków, potu, bólu, zderzenia spoconego ciała z matą. Dzięki temu wiem co należy robić, gdy ktoś za dużo sobie pozwala. Już nie raz do mojego ojca dochodziły skargi, bo jego córka pobiła kogoś. Widziałam jak szleńcząc u niego na dywaniku cieszył się, że treningi nie zdały się na marne. Tylko nie mógł ogłosić mi tego, to wbrew zasadom i kodeksowi.

Wkurwiłam się, gdy ojciec powiedział, że nie mogę już korzystać z pistoletu i brać na barki niektórych spraw. To było moje hobby. Jedyna odskocznia od tego, by nie zwariować w tym domu wariatów. Jednak, znalazł mi męża i jestem teraz jego własnością, a ojciec nie m nic do gadania.

– Ojcze ? – szturcham lekko mężczyznę. Mój ojciec naprawdę jest dobrym człowiekiem. Czasem ma napady, że trudno mu muchę skrzywdzić. Patrzę na pasek spodni mojego ojca, dobrze wiem, że ma chowa tam broń. Jeśli dobrze go zagadam nawet nie skapnie się, gdy ją pożyczę. Po tym wszystkim jedyną odskocznią i tabletką od stresu jest giwera, ja i strzelnica w piwnicy.

Jedną wolną ręką sięgam po moją torebkę i powoli ją otwieram, by szybko móc schować gnata i nie stracić żadnej cennej sekundy.

– Słucham? – odwraca się do mnie. Pomimo tego, że wypił dość dużo whisky mój staruszek trzyma się bardzo dobrze. Przez chwilę zastanawiam się czy nie posiedzieć tu jeszcze trochę, by bardziej się upił. Choć wiem, że nie pozwoli sobie na większą dawkę alkoholu, bo wszystko musi mieć pod kontrolą i chodzić jak w zegarku.

– Muszę się przewietrzyć. Słabo mi. Wyjdę na patio, dobrze? – uśmiecham się lekko. Dobrze wiem, że nie będzie spoglądał gdzie idę, bo mamy trzy wyjścia.
Zwinnym ruchem zabieram gnata. Patrzę ojcu w oczy nic nie poczuł. Szybko pakuję go do torebki.

– Idź, tylko wracaj jak najszybciej.

– Dziękuję – całuję go w policzek. Gdy już odwracam się do gości plecami z uśmiechem pełnym wygranej, satysfakcji i triumfu wychodzę. Idę jednym z większych korytarzy, jednak nie jest to ten główny. Mam kawał drogi do pokonania, jednak nie jest mi to straszne. Bardziej obawiam się ochroniarzy kręcących się po domu. Jednak nie chodzę z bronią na wierzchu.
Tylko problem w tym, że z korytarza skręciłam w prawo i węższy korytarz, a on na pewno nie prowadzi na patio. Skrócam sobie drogą jak najkrócej i najszybciej mogę. Po kilku dłuższych minutach jestem u progu upragnionego celu.  Jedne z dwóch wejść do piwnicy. Te schody są tak naprawdę ewakuacyjnę. Są bardzo strome, jednak ojciec nie chcę ich remontować, bo mówi, że nikt mądry by po nich nie zszedł. I nikt nie spodziewa się gdzie tak naprawdę prowadzą.

Schodzę po schodach. Łapię za klamkę, jak myślałam drzwi są zamknięte. Jednak przemycenie kluczyka opłacało się. Otwieram drzwi i najpowolniej jak tylko umiem zamykam się. Macam ręką po ścianie, by odnaleźć włącznik. Naciskam na niego i po chwili światła zapalają się. Jedna lampa mryga kilka razy.
Jak na razie jestem w długim korytarzu, który nie zachęca do dalszego przemieszczania się. Ściany są obdrapane, ale takie właśnie mają być. Mają mrozić krew w żyłach. Czym prędzej podążam do drzwi naprzeciwko, które są moim miejscem docelowym. Tam też zapalam światło. Jest o wiele "przytulniej" niż w tamtym korytarzu. Jest tu tyle broni, że zaczynam zastanawiać się czemu ja właściwie tak ryzykowałam skandalem. Może chciałam po prostu nieco więcej adrenaliny.
Staję na przeciw jednej tarczy. Już czuję tą płynącą adrenalinę w żyłach. Już jestem sobą w stu procentach. Podchodzę do wcześniej położonej na krześle torebki. Wyjmuję z niej broń ojca. Znanduję swoje swoje stopery, ale przed tym wyprostowuję ręcę i próbnie celuję gnatem w tarczę. Cieszę się na to jak małe dziecko. Broń jest moją przyjaciółką i idealnie do siebie pasujemy. Milczę i celuję ma być idealnie.

– Nie powinno cię tu być – słyszę zimny głos mojego przyszłego męża. Akurat prędzej ducha bym się spodziewała niż jego. Uśmiecham się chytrze, bo wcalę nie mam zamiaru się go słuchać. Może mnie w dupę pocałować. Jego obecność jeszcze bardziej mnie nakręca.

Salvatore Ferro, uwierz mi będziasz miał ze mną prawdziwe piekło...

---------------------------------------------------

Kochani bardzo Was przepraszam, że tak dawno nic nie wstawiałam w żadnej z moich książek, ale myślę, że mnie zrozumiecie. Każdy czasem potrzebuję małej przerwy. Wracam do Was powoli  ze zdwojoną siłą, bo na horyzoncie widać już wakacje, a wtedy to dopiero będziecie mieć  bobardownie z moje strony. Oczywiście chodzi o częste rozdziały. Chyba, że coś się stanie, ale nic takiego nie przewiduję.

Tutaj macie małą dawkę od mnie Salvatore i Valentiny. Powiem szczerze współczuję chłopu... 😅😂❤️😈

Szafirowa Królowa - ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz