Rozdział 9. Valentina

1.1K 102 10
                                    

Wróciłam do domu cała rozstrzęsiona. Dobrze wiem kto go zabił. Te krążące o nim plotki nie są wcale legendą. Zabija i nikt nie wie kiedy. Jest jak wiatr.

– Jak mogłaś?! Nie tak cię z matką wychowywaliśmy! – patrząc ojcu prosto w oczy słuchałam jego wywodzeń jak źle postąpiłam. Nie żałuje tego, żałuje, że przeze mnie zginął człowiek, który nawet mnie nie tknął. Zabijam, oczywiście, ale pozbawiam życia tych, którzy na to zasługują. On nie zasłużył.

– Zacznijmy od tego, że wy mnie wcale nie wychowaliście – szydze. Matka patrzy się we mnie smutnym wzrokiem. Po czym po chwili spuszcza głowę.

– Ciesz się, że jutro przyjęcie zaręczonowe tak to nie wiem co, bym ci zrobił. Nie pokazuj się dziś mi na oczy. Kolację przyniesie ci pokojówka.

– Z miłą chęcią – wściekam się i idę na górę. Czy żałuję? Nie, nie żałuję! Chociaż raz mogłam po trochu poczuć się normalnie. Jutro nie daruję mu. Zrobię mu taką jazdę, że w tym jego Chicago mnie usłyszą. Nie miał prawa go zabijać, on nic mi nie zrobił. Nie posłuchałam się go, ale do jutra mogę robić to co mi się żywnie podoba. Jeśli będzie potrzeba zabije go. Nie zrobi mi to, żadnej różnicy. Czy jeden trup w przód czy w tył  na mojej liście.

Mam dwadzieścia dwa lata a czuję się jak pięcoletnie dziecko, które dostało kare od swojego rodzica. Wchodzę po schodach, przez chwilę idę korytarzem i wchodzę do swojego pokoju. Zamykam drzwi na klucz, by nikt mi nie wszedł. Nie chcę teraz nikogo widzieć.

Rzucam się na łóżko. Wzdycham i krzyczę w poduszkę, by ostudzić swoje emocje. Mam dość tego traktowania.

Dzień później

Od siódmej jestem na nogach. Mniejsza sala jest już przygotowana. Biel, szarość. Gdy tak patrzę na moją mamę, która odpowiada wizerunkowo za tą całą ucztę przez chwilę zatapiam się w myślach i dumam jakby to było gdybyśmy byli normalną rodziną. Co kilka metrów od siebie stoją rzeźby rzymskich bogów. Na środku sali wisi ogromny, kryształowy żyrandol.
Biała, marmurowa podłoga. Jest tak jak chce moja matka, a ja w tej kwestii nie mam nic do powiedzienia. Choć to ja wychodzą za mąż z czystego biznesu.

Odkąd pamiętam wiem, że nasza rodzina nie paja szczególną miłością do chicagowskiej rodziny mafijnej. Skąd to wiem? Proste, ojciec wychował mnie na prawdziwą sukę. Przez jakiś czas miałam duży wpływa na interesy mafii. To ja odpowiadałam za sprzedaż broni i naroktyków. Dzięki mojej ręce towar ojca był na pieprzonej Kubie. Eliminowałam tego kto na to zasługiwał. Nikt nie miał prawa stłamsić rodziny Martin. Przed laty zrobił to odział famili Ferro, a teraz mamy zawrzeć sojusz. Poprzez moje małżeństwo z najmłodszym capo. Kto ośmielił się podnieść rękę na Los Angeles był w piekle. Podobno pieprzonym hobby mojego przyszłego męża to nielagalne wyścigi na wpływowych ulicach Chicago. Fajna rozrywka co nie?
Nasz ród rok w rok organizuję wyścigi konne. Angażuje w to najlepszych z najlepszych. Garnie przez to grubą kase. Oprócz tego ojciec ma tylko jeden klub nocny, który jednocześnie jest burdelem. Podobno chocagowska familia głównie czerpie dochody z sieci burdeli i klubów nocnych, które porozsypywane są w światowych miastach i wyspach. Londyn, Nowy York, Moskwa, Ibiza, Maroko, Budapeszt, Warszawa, Madryt, Lizbona i wiele innych.
Oczywiście znani są też z podziemnych hodowli najlepszej jakości koki. Nie bawią się w sprzedaż broni tak jak mój ojciec. Z tego nie ma powalających obrotów.
Podobno ten cały Salvatore Ferro podpisał umowę na całą sieć restauracji w każdym stanie Ameryki. Dzieciak szczęścia.

Przelatuję wzrokiem ostatni raz po sali i idę do skrzydła dla gości. Tam apartament ma moja przyjaciółka. Jest córką znanego polityka, który bardzo lubi mieszać się w skandale. Mimo tego jaki jest jej ojciec Tracy jest spoko dziewczyną. Mówi gdy coś jej nie pasuje. Za to ją kocham. Jest szczera aż do bólu. Dobrze wie w jakich kręgach obraca się jej ojciec. Nie stanowi to dla niej problemu dopóki nie wchodzi z buciorami w jej życie. Nie cierpi go, ale jakoś trawi, bo jest jej ojcem. Nic jej nie zrobił chociaż przykładnym ojcem nie jest. Nie popiera trybu jego życia. Jest szaotyczne.

Muszę przejść całą willę, by dostać się do lewego skrzydła. Mijam ludzi mojego ojca, którzy posyłają mi spojrzenia pełne szacunku. Moje rządy były bardziej krwawe od mojego ojca. Trzymałam ich krótko. Kroczę dumym krokiem z uniesioną głową. Mój brat nie nadaje się do rządzenia mafią. Nie jest miękki, ale żyje imprezowym trybem życia, jeśli się nie ogarnie rządy w stu procentach przejmie mój mąż, a tego bym nie chciała. Moja rodzina nie może być pachołkiem już ja tego dopilnuje. Gdy mój ojciec odejdzie na emeryturę i Zack przejmie władzę Salvatore Ferro będzie miał wpływy w mojej rodzinie. Podzielą się obowiązkami. Ferro ma naprowadzić mojego brata na właściwą drogę.

Po kilki minutach pukam do dębowych  dwudrzwiowych drzwi ze złotą klamką. Jak wszystkie w naszym domu. Słyszę kroki, a drzwi uchylają się. Wygląda przez nie zaspana Tracy. Przeciera oczy i spogląda na mnie wzrokiem, który mógłby zabić. Czarnowłosa jest śpiochem. Siódma rano to dla niej noc.

– Ty leniu! Wstawaj! – krzyczę wpychając ją do pokoju jednocześnie do niech wchodząc. Zamykam drzwi. Tracy podchodzi do łóża z kremowym baldachimem. Sufity jak w każdym pomieszeniu są wysokie, kryształowe zwisjące żyrandole zawieszone na długim, srebrnym  łańcuchu. Śnieżne ściany. Na przeciwko drzwi duże, wysokie okna z łukiem u góry z drzwiami na balkon. Jest tak samo królowsko jak w mojej sypialnii. Białe meble w stylu vintage. Duży biały, krótkowłosy dywan położony na środku. Idealnie czysty bez żadnej skazy. Skórzana kanapa w kremowym kolorze na ścianie tej samej co drzwi. Na ścianie wiszą wielkie portrety  przedstawiające moich przodków z złotej ramie.

– Proszę nie krzycz – jęczy żałośnie i zatyka rękami uszy. Dobrze wiem, że przyjechała o pierwszej w nocy.

– Chodź trzeba zejść na śniadanie. Jest o ósmej. Pewnie wszyscy na nas czekają, a wiesz jaki jest mój ojciec. Ruszaj się! – zrywa się niechętnie z łóżka. Ubiera kapcie z wielkim granatowym pomponem i satynowym granatowy szlafrok, zawiązuję go byle tylko był zawiązany. Nie chce jej się dbać o wygląd a przy mojej mamie jest to wskazane. Wzdycham. Tracy przewraca oczami i zawiązuję jeszcze raz mocniej szlafrok.

– Niech ci będzie – wzdycha. Podchodzi do drzwi otwiera je i pokazuję ręką, bym szła przodem.

Po chwili dzieli nas parę metrów od jadalni. Już w głowie słyszę karcenie ojca. I litannie jak to będzie, gdy będę miała męża.
Po moim trupie nie będę kurą domową i panią do seksu! A od niego nie dostanę nawet szacunku. Już ja sobie go wychowam.

– I zabawa się zaczęła – mruczę, gdy słyszę podniesiony głos mojego ojca. Wchodzimy do pomieszczenia, a wszystkie pary oczu zwrócone są w moją stronę.
Siadamy z Tracy koło siebie. Mówimy uprzejmie "smacznego" i nie zwracam uwagi na ojca, któremu ze zdenerwowenia zaczęła nie dopływać krew do twarzy. Jest wkurwiony. A mnie to nie obchodzi. Nigdy nie obchodziło mnie co myślą o mnie ludzie. Tylko liczyłam się z opinią Tracy.

– Pamiętaj masz nie zrobić mi wstydu! – ojciec uderza pięścią w stół a Tracy z moją mamą podskakują do góry. Sapią zdenerwowane. Patrzę na Zacka, który wydaje się nie zainteresowany całym tym przestawieniem. Jest wręcz znudzony.

– Słyszałam to wiele razy. Nie musisz się powtarzać i marnować swój cenny czas – przewracam oczami. Nie jestem małym dzieckiem.

– Za dużo sobie pozwalasz. Mam nadzieję, że twój przyszły mąż cię utemperuje! – zamykam oczy, jeśli ten zapatrzony w siebie starzec nie przestanie to gwarantuję wyjdzie ze mnie prawdziwy demon.

A stać mnie na to, oj stać!

---------------------------------------------------

Witam was kochani w dziewiątym rodziale. Niestety pierwszym w tym miesiącu. Mam nadzieję, że nie ostatnim w sierpniu, bo od września z rodziałami może być ciężko.
Zobaczymy co da się zrobić.




Szafirowa Królowa - ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz