Rozdział 4. Valentina

1.1K 89 12
                                    

Stoję twardo przy ojcu u słucham jak goście składają mu gratulację z tak udanego biznesu.  Napomną też o mnie czy o mamie. Podadzą dłoń mojemu niewyparzonemu bratu, który już usłyszał pogardę ze strony ojca. Mnie pozostanie tylko kręcenie nosem, dziękowanie i wieczne  głupie udawanie zadowolonej z życia. Wszyscy złożyli mojemu ojcu gratulacje oprócz niego. Gdyby ktoś inny tak postąpił na pewno padłyby strzały. Nikt nie może pozwolić sobie na zniewarzenie mojego ojca... oprócz niego.
Mam dziwne wrażenie, że on jest  najwyżej w chierarchii. Wiem, że tej nocy to właśnie on będzie pieprzył mnie gdzieś w kącie. Nie odpuszczę mu chociaż jestem samowystarczalna. Po tej nocy on będzie chodził dumny jak paw, bo wydymał córkę kogoś takiego jak mój ojciec. Wielu nawet nie może na mnie spojrzeć lub nawet o tym pomarzyć.

– Proszę się częstować, zacznijmy ucztę! – ojciec wzniósł kieliszek ku górze w celu wzniesienia toastu. Wszyscy wstali. Robiąc to samo i usiedli jedząc uroczysty obiad.

Przeżuwam kawałek pieczonej piersi z indyka. Obserwuję go. Nie je blisko nas tak jak pozostali goście. Je, z tymi osobami, z którymi przybył. Chociaż widać, że są oni jego ludźmi to siedzą blisko siebie jak w rodzinie. A może to są jego bracia? W końcu na takie bale przybywa się tylko z osobami, które coś dla nas znaczą. Co prawda trochę dalej od nich siedzi dwóch ochroniarz, który nie ukrywają, że nimi są. Nie wiem czemu, ale zdaję mi się, że bez nich oni wszyscy pozabijali, by tu każdego bez większego wisiłku. Oczywiście ten na środku zdaje się być tym "naj" najlepszym, najbogatszym, najsprytniejszym, największym, najseksowniejszym, najbardziej lodowatym, najbardziej zdystansowanym. W końcu to impreza dla samych mofiozów.

W czym się dziwisz Valentino?

W tym najzwyklejszym, czarnym garniturze wygląda bosko,  bardziej niż bosko. Nie odpuszczę mu, to dziś zanurzy swojego fiuta we mnie.

Po zjedzonym posiłku część gości idzie tańczyć w rytm granej przez muzyków muzyki. Skrzypce, pianino, harfa, fortepian. Krzywię się, bo po uszy mam już takich "rytmów".
Przy tym nawet nie da się pokołysać, bynajmniej ja nie potrafię. Dla mnie ta muzyka jest po prostu drętwa, to prawda, że jest piękna, ale nie słyszę w niej nic podniecającego i zwalającego z kolan.

– Valentino – podnoszę głowę, gdy słyszę męski, opanowany do perfekcji, głęboki głos. Przełykam ślinę, bo gdy go słyszę włoski na rękach stawaja mi dęba. Kurwa co jest?! Nigdy tak nie reagowałam na żadnego mężczyznę! To oni reagowali na mnie! Matko, jaki on musi być w łóżku.

Z bliska jest jeszcze bardziej przystojny niż z daleka.

– Słucham? – uśmiecham się głupio. Wplatając palce w palce. Jego pewna siebie i dumna postawa zadziwia mnie. Nikt o zdrowych zmysłach nie podszedłby do mnie, gdy niedaleko jest mój ojciec. Chyba jest mu życie nie miłe.

– Nie masz po co mnie obserwować – mówi wolno i wyraźnie zaciskając szczękę.

– Ale ja Pana nie obserwowałam – pokreślam słowo Pana, by wiedział do kogo mówi, jeśli sam postanowił zagadać czas wdrożyć w życie mój plan.

– Salvatore Ferro – ujmuję moją dłoń i składa na niej delikatny pocałunek. Urwał się ze średniowiecza dam sobie rękę uciąć.

– Valentina Martin – przedstawiam się chociaż dobrze wiem, że mnie zna. Kto tu mnie nie zna? Przepustkę do szczęścia ojca.

– Zawsze jesteś taki szarmancki? – unoszę brew do góry. Nie mogę wyczytać z jego twarzy żadnych emocji.

– Tak zostałem wychowany – mówi. Mam wrażenie, że nie obchodzi go moje towarzstwo. Po prostu przyszedł, bo tak go uczyli. Czyli gdyby nie to to zasady savoir-vivru miałby gdzieś?

– Dobra, mów po co tu przyszłeś? – moja cierpliwość zaczyna się kończyć.

– Zaciskasz uda, gdy patrzę na ciebie. Nawilżasz wargi językiem. Przy okazji chcesz mnie tym uwieść – 1:0 dla niego. Przejrzał mnie na wylot.

– I co w związku z tym? – pytam. Wstaję i proszę by poszedł ze mną na korytarz gdzie nikogo nie będzie. Tak jak myślałam nie ma tu ani żywej duszy. Tylko problem w tym, że gdy jestem z nim sam na sam to się go boję, a ja się nie boję niczego.

– Przeleć mnie ok? Nie powiem ojcu. To będzie nasza mała tajemnica. Dasz mi przyjemność i będziesz dumny z tego, że wydymałeś córkę kogoś takiego kto ma taką władzę – mówię uwodzicielsko. Patrzy na mnie jakby przed chwilą nie usłyszał takiej oto propozycji. Ten człowiek jest z kamienia.

Po chwili robi coś czym bardzo mnie zaskakuję. Przykleszcza mnie do ściany. Ręcę ma po obu stronach mojej głowy. Wbija się gwałtownie w moje usta. Nie patrząc na to, że zaraz ktoś może nas przyłapać. Nigdy nikt nie pocałował mnie właśnie tak. Okazał tym pocałunkiem mi jaka jestem przy nim nie groźna. To on zgarnia całe show.

– Mam więcej władzy niż mój przyszły teść. Zapamiętaj, żebym nie musiał się powtarzać – syczy, a ja cała drętwieje.

============================
Dwa takie same charaktery. Oj, będzie się działo. Valentina nie da sobie w kaszę dmuchać, a Salvatore nie da sobie wejść na głowę. 🔥

Szafirowa Królowa - ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz