Spotkanie po latach (Część 3) - To już jest przegięcie...

1.2K 66 447
                                    

Anakin Skywalker i Obi-Wan Kenobi byli w czarnej dupie nie pierwszy raz. Zaliczyli już w swojej karierze kilka (naście?) sytuacji, które można było określić mianem „beznadziejnych".

Tak jak wtedy, gdy rozbili się na środku wodnej planety i nie poszli na samo dno tylko za sprawą jedynej niezatapialnej części statku – drewnianej podłodze, którą przezorny producent zainstalował w toalecie. Anakin wciąż pamiętał te wszystkie drzazgi, które nazbierał wraz z Mistrzem, gdy z wodą po kolana wyrywali panele i błyskawicznie robili z nich tratwę.

Sznurek znaleźli oczywiście w sakwie przy pasie Obi-Wana. Skywalker żartował później, że sakwa jego Mistrza jest jak damska torebka i można w niej znaleźć „absolutnie wszystko". Na co Kenobi kąśliwie odparł, że MOŻE gdyby Anakin zapakował choć jeden z kremików, które zapychały półkę w łazience ich mieszkania w Świątyni i którymi tak sumiennie smarował sobie ryjek, by „mieć piękną cerę", to MOŻE mieliby jakąś ochronę przed słońcem i nie wróciliby z misji z oparzeniami życia. Taa, tamta sytuacja na bank była beznadziejna.

Albo wtedy, gdy polecieli na jakąś zapomnianą przez Moc planetkę w całości obrośniętą dżunglą i zamiast spreju na komary Anakin spakował im sprej do przyzywania pawianów. Rzecz jasna niechcący. Co tłumaczył swojemu Mistrzowi, gdy każdego z nich oblazło kilkanaście osobników („Przecież ci mówię, że NIE wiedziałem, co to jest! NIE wiedziałem, okej?!"). No bo oczywiście tylko Skywalker i Kenobi mogli mieć tak parszywe „szczęście", by przechodzić obok siedliska wnerwiających małpiszonów w samym środku okresu godowego...

A żeby było śmieszniej, okazało się, że jedynym miejscem, gdzie mogą ukryć się przed napalonymi pawianami była rzeka pełna pijawek. Anakin dowiedział się wtedy, że jego Mistrz potrafi przeklinać w co najmniej trzydziestu językach. Cudnie. Szkoda tylko, że jednym z tych trzydziestu języków nie był język, którym podpisany był sprej na komary. Czy raczej: na pawiany. A może sprej pro-pawianowy? Ech, Anakin już sam nie wiedział, jak nazywać to cholerstwo, choć najbardziej przypadło mu do gustu określenie wymyślone przez Obi-Wana, czyli „Pierdolone Kłopoty w Spreju".

W ogóle to przeszli wtedy przez etapy obwiniania za swoją niedolę absolutnie wszystkich. Najpierw obwiniali siebie nawzajem („To TY spakowałeś cholerny sprej!", „To TY nie umiałeś przeczytać przeklętego napisu!"), potem tubylców, za to że nie powiedzieli im o pawianach, potem Yodę, za to że w ogóle wysłał ich na tę misję, potem Luminarę Unduli, która miała lecieć na tę misję jako pierwsza, ale zatruła się czymś i nie mogła, potem Senat za niedorzeczną decyzję uczynienia pawianów gatunkiem chronionym (nawet nie można było żadnego pociąć w ramach samoobronony!), potem jakieś dwadzieścia innych osób i instytucji, a na koniec prawdziwego sprawcę. Bo, koniec końców, ustalili, że to wszystko wina Qui-Gona.

Właśnie tak. Bo tylko Qui-Gon mógł stwierdzić, że „pawiany to takie urocze i milusie stworzonka" i tylko on mógł wpaść na durnowaty pomysł zakupienia spreju przyzywającego „te goło-dupne sukinsyny" (jak Obi-Wan określił napalone stado). A że Anakin odziedziczył pokój po Mistrzu Jinnie i co kilka miesięcy znajdował należące do niego rzeczy (pukiel sierści Nexu, chusteczka w porgi czy też karma dla kotów lothalskich), teoria była jak najbardziej logiczna i trzymała się kupy. Taa... Mistrz Kenobi i Padawan Skywalker zgodnie stwierdzili, że beznadziejna sytuacja numer dwa była winą Qui-Gona.

Podobnie jak przygoda na Cato Nemoidii była winą Anakina, lecz o niej chyba lepiej nie wspominać, bo w pobliżu nie było żadnego alkoholu, a jak Obi-Wan pięknie stwierdził, „wracanie pamięcią do tamtych wydarzeń na trzeźwo groziło nieodwracalnymi szkodami na psychice". Miał rację.

Galaktyczne Absurdy (Star Wars)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz