~3~

245 11 5
                                    

[Łukasz]

Dzień jak zwykle leżałem na łóżku z fajką w dłoni i patrzałem w sufit.
Jest 4 rano a ja nawet o tej godzinie próbowałem się skontaktować z Markiem.

Spojrzałem na swoje nadgarstki ma których można było ujrzeć wycięte żyletką inicjały M.K oznaczało to Marek Kruszel.
Tak strasznie mi go brakowało.
Oddałbym wszystko żeby z nim chociaż chwilę porozmawiać, wyjaśnić mu wszystko.
Jedynie skąd wiedziałem co się u niego dzieje to stąd że Kuba do niego dzwonił i się go pytał jak tam u niego. Zawszę byłem przy tej rozmowie. Kiedy słyszałem jego słodki, cichy, smutny, bezbronny głosik to serce mi pękało. Strasznie chciałem go przeprosić za to wszystko ale wiem że podczas tych rozmów musze siedzieć cicho. Bo gdybym się odezwał to pewnie Maruś już by nigdy nie odebrał od Kuby, czyli tak jak już oddemnie nie odbiera...

Brakowało mi go jak nikogo innego, bo dzięki niemu rzuciłem wiele nałogów i on mi w tym pomógł.
Nie raz miałem chwilę załamania ale on zawsze był przy mnie i mnie wspierał.
Ja też zawsze byłem przy nim kiedy tego potrzebował, wszystko byłoby cudownie gdybym tego nie zniszczył..

Nie wiedziałem że takim zachowaniem mogę go aż tak skrzywdzić.

Potrzebuje go teraz, potrzebuje jego troski, już powoli nie daje rady. Chciałbym się do niego przytulić i powiedzieć mu o wszystkim, co do niego czuję i czemu się tak zachowywałem. Chciałbym go przeprosić za wszystko co mu zrobiłem. Oddałbym wszystko żeby było tak jak dawniej..

Leżałem tak do 10 rano i przez ten czas wspominałem sobie wszystkie wspólne wspomnienia związane z Markiem.
Kiedy tak wspominałem sobie wszystko to parę łez spłynęły mi po policzku. Nie wycierałem ich bo wiedziałem że i tak ich będzie coraz więcej i miałem rację...

O 12 zadzwonił do mnie Kuba. Pytał się mnie czy wogule spałem. Nie mam pojęcia po co się pytał jak i tak znał odpowiedź, czyli że nie.

K: stary po co ty się tak męczysz, dobrze wiesz że to i tak nic nie da.

Ł: ale to co mam zrobić, jestem zmęczony już tym wszystkim naprawdę.

K: wiem ale to nic nie da że się coraz bardziej męczysz, musisz coś zrobić.

Ł: myślisz że nic z tym nie robiłem? Że nie próbowałem się z nim skontaktować?

K: ehhh no wiem że próbowałeś ale....

Ł: przecież najpierw chodziłem pod jego dom, próbowałem się z nim jakoś zobaczyć, porozmawiać ale to wszystko na marne.

K: wiem że chcesz z nim porozmawiać ale daj mu trochę czasu.

Ł: KUBA!! mówisz mi tak od paru miesięcy że mam mu dać czas i daje ale ile jeszcze mam czekać - krzyknąłem bo zdenerwowałem się, ciągle mi mówi że mam mu dać czas ale ile jeszcze tego czasu mam mu dać. Już nie wytrzymuje tego. Sam widzę jak spadam na same dno. Nawet jeśli będę już na samym dnie to wiem że z tego wszystkiego może wyciągnąć mnie tylko Marek. Tylko on i nikt z inny.

K: Łukasz uspokój się. Wiem że to i tak już długo trwa ale naprawdę daj mu jeszcze trochę czasu.

Ł: a jesteś mi wstanie powiedzieć ile mam jeszcze czekać.

K: no nie.

Ł: no właśnie.

K: ale Łukasz...

Ł: a powiedz mi czy tobie by się chciało tyle czekać! - znowu delikatnie krzyknąłem.

K: jeśliby mi zależało to tak, czekałbym bo miałbym nadzieję że wszystko się ułoży.

Ł: ehh dobrze wiesz że zależy mi na nim - powiedziałem cicho bo już nie mam siły na nic.

K: no właśnie więc musisz mieć dalej nadzieję na to że wszystko się ułoży.

Ł: ta

K: czemu sam nie wierzysz w to że wszystko będzie dobrze.

Ł: bo wiem że nie będzie i już skończ pieprzyć takie rzeczy bo to nic nie da.

K: nie spanie, palenie, picie - chciał dalej wymieniać ale mu przerwałem.

Ł: i co teraz bedziesz mi to wszystko wypominał.

K: nie, nie będę ale twoje zachowanie też nic nie da.

Ł: dobra ta rozmowa nie ma sensu
pa - powiedziałem załamanym głosem i szybko się rozłączyłem. Kuba chciał coś jeszcze powiedzieć ale już nie zdążył.

Rzuciłem telefonem na łóżko i schowałem twarz w dłonie. Próbowałem się uspokoić bo nawet jedna głupia rozmowa o Marku umie mnie doprowadzić do takiego stanu w jakim jestem teraz, czyli umiem się poryczeć o nic. Kiedy jestem w takim stanie, czyli dosyć często, to albo palę albo piję.
Teraz pewnie bym tak zrobił ale już nawet nie miałem na to siły. Nigdy bym nie przypuszczał że po stracie jakieś osoby można być w takim stanie. Wcześniej, kiedy byłem w podobnej sytuacji ale nie aż takiej to zawszę, ale to naprawdę zawszę pomagał mi Marek i mnie wspierał. Nauczył mnie jak mogę sobie z tym radzić ale zawsze on był przy mnie więc bez niego nie umiem sobie z tym poradzić.

Leżałem tak jeszcze jakiś czas aż usłyszałem walenie w drzwi. Chciałem to zignorować ale ta osoba nie dawała za wygraną. Waliła coraz mocniej i nie dawała spokoju.

Wypaliłem całą fajkę i wolny ruchem zszedłem z łóżka i wyszedłem z pokoju. Schodziłem ze schodów i przez jakąś minutę zatrzymałem się żeby złapać równowagę, którą już po chwili złapałem i zszedłem już na dół. Przetarłem twarz dłońmi i kierowałem się w stronę drzwi. Byłem ciekaw kto to może być, ale też trochę się bałem, sam nie wiem czego ale jednak miałem jakieś złe przeczucie. Jednak miałem też małą nadzieję że to może być Marek ale wiedziałem że to napewno nie on.

Otworzyłem drzwi i kiedy zobaczyłem osobę która tak waliła w drzwi to byłem już pewny że nic nie skończy się dobrze.
Stałem i patrzyłem na tą osobę przez jakiś czas aż ona sama weszła do mojego domu jakby to był jej własny. Chociaż kiedyś ta osoba tu mieszkała ale to było kiedyś.....





---------------------------------------------------------
Słów: 959

Hejoo, rozdziały będę się starała wrzucać dwa razy w tygodniu.

Jak myślicie kto przyszedł do Łukasz? 🤔🤔

Oczywiście za wszystkie błędy przepraszam i jeśli jakieś zauważycie to możecie napisać.

Nie pozwolę cię już skrzywdzić ||kxk||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz