Puszczaj!

1.9K 81 128
                                    

* * *
Draco


Nie wiedział, jak Alexowi udawało się namawiać go do imprez. Zawsze się stawiał, bo nie miał ochoty następnego dnia umierać na kaca, albo budzić przy boku jakiejś nieznajomej dziewczyny, a i tak w końcu szedł.

W jaki, kurwa, sposób?

Wyciągnął paczkę fajek z kieszeni, by zajarać.

Nie czuł się dobrze.

Był permanentnie zestresowany.

Ojciec codziennie przysyłał mu kolejne stosy dokumentów, a i tak gówno z nich rozumiał. Nie nadawał się do tego. Tak naprawdę to chyba do niczego się nie nadawał. Jednak Malfoy Senior dał mu dość dosadnie do zrozumienia, że albo przejmie jego kancelarię za rok, albo znajdzie się pod mostem, ze swoją świeżo upieczoną żoną.

- A ty jak zwykle w swoim świecie - parsknął Dołohow, który, od kiedy teleportowali się na jedną z ulic Londynu, nie odezwał się ani słowem. Aż do teraz. - Wyluzuj, stary, bo w końcu pękniesz jak guma w gaciach.

- Uważaj, żeby ci szczęka nie pękła, jak ci przypierdolę - warknął w odpowiedzi, wsuwając fajkę między wargi i odpalając ją mugolskim sposobem. Wiedział, że nie może się narazić Wizengamotowi, a zapalanie papierosów za pomocą patyka, mogło wśród mugoli uchodzić za nieco... nienormalne i podejrzane.

Gdy skręcili w ślepą uliczkę, otoczyła ich zupełna cisza. Kaszlnął, gdy dotarł do niego obrzydliwy smród uryny i śmieci z olbrzymiego kubła.

- Nigdy nie zrozumiem, czemu wejście do klubu musi być w takim miejscu. - Zaciągnął się fajką ostatni raz, po czym rzucił niedopałek na mokry asfalt i przydeptał czubkiem buta. - Przecież jesteśmy, kurwa, czarodziejami i powinno pachnieć tu fiołkami, a nie... - Pokręcił głową, gdy Alexander całkowicie zignorował jego gadanie i podszedł do wysokiego na dziesięć stóp starego muru, którym kończyła się zaszczana uliczka.

- Przypominam ci, że jako odmieńcy musimy się ukrywać - rzucił przez ramię brunet, wyciągając zza paska różdżkę i stukając nią w odpowiednie cegły, po chwili zaczęły się obracać, a ich oczom ukazały się stalowe drzwi z małym okienkiem. Nagle niewielka szybka zniknęła a z otworu wyskoczyło ludzkie oko na szypułce.

- Hasło - warknęło.

Cholera, od kiedy oczy mówią?

Z trudem się powstrzymał, przed walnięciem się w czoło. Dlaczego dziwiło go gadające oko, gdy sam mógł zamienić się w jakiegokolwiek faceta bez żadnego wysiłku? No prawie bez wysiłku.

- Dołohow, jeśli mi powiesz, że nie znasz hasła, to podejdę i walnę twoim pustym łbem w te drzwi, więc...

Brunet zerknął na niego, a w ciemnych oczach zabłysło rozbawienie.

- Powiem ci, Malfoy, że te twoje gadki robią mi dzień. Chciałbym chociaż raz zobaczyć, jak komuś prostujesz mordę, bo na gadaniu się kończy. - Znów się obrócił w stronę oka i powiedział: - Dukuwaqa. *

* * *

Z każdą sekundą coraz bardziej łomotało mu w głowie. Połączenie alkoholu z dudniącą muzyką, wprawił jego ciało w dziwny trans i miał wrażenie, że jeszcze chwila a całkowicie odleci.

Chwycił kolejny kieliszek mugolskiego przezroczystego alkoholu znanego jako Wódka i wypił na raz. Zacharczał, gdy znów poczuł obrzydliwy smak i pieczenie na wysokości krtani.

Kurwa, co za gówno.

Jeszcze nigdy nie pił czegoś tak słabej jakości. Miał wrażenie, że właściciel klubu całkowicie nie zna się na mugolskich alkoholach i wziął pierwszą lepszą wódkę, jaką zobaczył w sklepie. Przecież to było gorsze od najgorszej Ognistej.

Zlecenie 2 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz