Posłaniec Czarnego Pana

1.8K 84 121
                                    

* * *
Draco


Z lekkim zirytowaniem patrzył jak wysoki, szczupły mężczyzna o przenikliwych błękitnych oczach i długich blond włosach, przemierza główny salon Malfoy Manor, uwieszając wzrok na cenniejszych rzeczach, jakby sprawdzał, czy na pewno nie zostały ruszone ze swoich miejsc.

- Jestem pod wrażeniem, synu, że jeszcze nie rozniosłeś naszego domu - mruknął Lucjusz Malfoy, podchodząc do stolika, na którym stała jakaś kilkuwieczna waza, która zapewne kosztowała więcej niż niejedna korona królowej Anglii.

Był ciekaw, skąd ojciec ją ma, albo skąd wziął na nią pieniądze, ale zachował te pytania dla siebie. Teraz jedyne, co chciał się dowiedzieć, to czemu ojciec postanowił wkroczyć w progi tego domu, gdy powinien nadal siedzieć we francuskiej rezydencji, dosłownie we własnym cieniu.

- Jestem zbyt młody na umieranie, więc wolę ci za bardzo nie podpadać, ojcze - odpowiedział sucho, opierając się tyłkiem o podłokietnik jednego z foteli. - Możesz łaskawie mnie uświadomić, czemu przyszedłeś? Mieliście wpaść za kilka tygodni.

- A macie coś do ukrycia? - Mężczyzna skierował wzrok na Alexandra, który przez cały czas stał przy kominku, śledząc każdy krok Lucjusza, jakby się bał, że zaraz oberwie niewybaczalnym.

Malfoy Senior stanął w końcu dokładnie pośrodku dywanu, opierając laskę o podłogę, zaczął pieścić palcami jej główkę w kształcie węża.

- Przyszedłem jako posłaniec Czarnego Pana.

Dobra, to był jakiś powód.

Automatycznie się wyprostował, czując, że ta wizyta nie zakończy się zbyt dobrze.

- Jeśli ma dla mnie kolejne zadanie, to podziękuję - powiedział zimno, splatając ramiona na piersi, by dać tym ojcu znać, że najchętniej zakończyłby rozmowę.

- Podziękujesz? - syknął mężczyzna tak jadowicie, że aż pożałował swoich słów. Ojciec zbliżył się do niego w kilku krokach i stanął, tak, że musiał unieść głowę, by spojrzeć mu w oczy, tak cholernie podobne do jego samych. Ze srebrnymi nitkami. - Czy ty wiesz, czym się kończy odmowa Czarnemu Panu, pieprzony gówniarzu?

- Ostatnio nie za bardzo mi wyszło, więc czemu znów czegoś ode mnie chce? - warknął, próbując ukryć sam przed sobą, że lód w oczach ojca wcale nie robi na nim wrażenia.

- Bo zostałeś oczyszczony z zarzutów, głupcze. Jesteś czysty jak łza.

- Odmawiam - powtórzył, jakby Lucjusz, jednak nie zrozumiał poprzedniego „podziękuję".

Nawet nie zdążył zareagować, gdy dłoń ojca wymierzyła mu mocny policzek, aż poczuł łzy pod powiekami. To nie było normalne uderzenie, a smagnięcie wierzchem dłoni. Najbardziej poniżające.

- Idioto! Nie po to nadstawiam dla ciebie karku, żebyś rzucał jakimś gównianym "odmawiam". Gdyby nie ja, od dawna jadłyby cię robaki, szczeniaku.

Zacisnął zęby, wstrzymując atak wściekłości.

Wiedział, że ojciec stawił się w jego imieniu przed Czarnym Panem, po tym, gdy zawiódł na wieży astronomicznej.

- Rozumiem - wysyczał, próbując przełknąć łzy poniżenia. - Czego Czarny Pan chce?

- Tego, co już dawno powinno być jego. - Skierował wzrok na Dołohowa. - Obydwaj macie mu to dać. Nieważne jak, użyjcie wszystkich sposobów, ale ma to dostać.

Słyszał od matki, co to ma być już kilka tygodni temu, ale sądził, że to tylko jej wymysły. Przecież to było zbyt głupie, poza tym Narcyza chyba podupadała na zdrowiu, bo kiedyś spytała go o dziewczynę, której oddał serce.

Zlecenie 2 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz