Nie ufam ci

1.7K 84 167
                                    

* * * 
Hermiona

Nie powinna tu przychodzić i bardzo dobrze o tym wiedziała, jednak przeciwstawienie się Lilith, Harry'emu i Calebowi razem wziętych graniczyło z cudem... Nie, to byłby cud.

Drzwi rezydencji Zabinich uchyliły się, a ich oczom ukazała się roześmiana twarz pana domu, a raczej panicza. Blaise jak zwykle wyglądał nienagannie w czarnej koszuli, jednak zrezygnował z garniturowych spodni na rzecz idealnie dopasowanych dżinsów.

– Uświadomicie mnie, czemu postanowiliście skorzystać ze skrajnie mugolskiego wejścia, jakim są drzwi? – Zrobił krok w tył, by wpuścić ich do wnętrza rezydencji.

Od razu otoczyła ich atmosfera typowej imprezy. Zadymienie od fajek sprawiło, że migające światła wydawały się rozszczepiać na miliony promieni.

Nie była pewna, czy ten efekt nie był podrasowany jakimś zaklęciem, ale nawet jeśli, robiło wrażenie.

Nie było tłumu, jednak od chwili, gdy weszli w dość obszerny hol, przed jej oczami przewinęło się kilkanaście osób, które z salonu przechodziły do pomieszczenia po przeciwległej stronie korytarza, zapewne do wodopoju, którym w każdym szanowanym się imprezowym domu, była kuchnia.

– No, to kto mnie uświadomi, czemu nie przybyliście kominkiem?

– Zabini, naprawdę sądziłeś, że dziewczyny przybędą tu proszkiem Fiuu? – parsknął Harry, rozglądając się nieco. Nie robił tego tak ostentacyjnie, jak ona, ale widziała, że jest przytłoczony bogactwem byłego Ślizgona. – Lilith prędzej przyszłaby na własnych nogach, jeśli miałaby do wyboru ryzyko zniszczenia swoich drogich butów od jakiegoś Lobutaniego albo drogę na pieszo.

Już chciała się odezwać, żeby bronić Casillas, która wcale nie miała nic przeciwko skorzystaniu z proszku Fiuu, ale zobaczyła ostrzegawcze spojrzenie brunetki.

No tak, przecież lepiej, żeby nikt się nie dowiedział, że Harry tak naprawdę od drugiej klasy, kiedy wylądował na Nokturnie zamiast na Pokątnej, unikał jak ognia podróżowania tym sposobem. Miał lekki psychiczny uraz.

– Jeśli ubrudziłabym te buty – Casillas uniosła lekko jedną nogę, pokazując niebotycznie wysoką, czarną szpilkę z czerwoną podeszwą – To uwierz, Blaise, ale rozniosłabym twój salon w pył, albo chociaż przywłaszczyła sobie kilka cennych antyków, by móc kupić takie same.

Chłopak uniósł dłonie w geście poddania.

– Jeśli tak, to już nie wnikam.

Spojrzał przez ramię, tam, gdzie najprawdopodobniej znajdował się główny salon. – Impreza trwa od jakiejś godziny, alkoholu nie powinno zabraknąć, jeśli chodzi o seks, to korzystajcie z górnych sypialni, ale spróbujcie niczego nie rozwalić.

Gdyby mogła, była pewna, że usłyszałaby poruszenie za swoimi plecami, gdzie stał Caleb. On, Sha i Weasley od chwili, gdy weszli, nie odezwali się nawet słowem, jakby byli zbyt onieśmieleni tym, co widzą.

– Ja tu przyszłam się bawić, a nie pieprzyć, Blaise – parsknęła brunetka, patrząc kątem oka na swojego chłopaka.

Kłamała. To było tak wielkie kłamstwo, że nie zdziwiłaby się, jakby nos dziewczyny wydłużył się na jakieś dwa metry.

– Bujać to my, a nie nas, Snape – usłyszała lekko ochrypły od alkoholu i dymu papierosowego męski głos. Nawet nie musiała kierować wzroku w stronę, skąd dochodził, by wiedziała, że należy nie do kogo innego, jak do byłego króla Slytherinu.

Stał oparty o framugę drzwi, w których znikali goście, by po chwili wychodzić z kubkami pełnymi jakiegoś niezidentyfikowanego alkoholu.

Wyglądał tak niesamowicie, że niemal dziękowała Merlinowi, że dzisiejsze szpilki były nieco niższe, od tych, co miała w klubie, dzięki czemu utrzymała jakoś równowagę, gdy poczuła, że nogi lekko się pod nią uginają.

Zlecenie 2 / DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz