21. "Przyszłość maluję się w czarnych barwach"

4K 215 93
                                    


Minęły prawie dwa miesiące. A Harry nadal tkwił w Hogwarcie. Wyobcowany, samotny, sam bez Toma. To właśnie jego dotyku, czy po prostu obecności najbardziej mu brakowało. Riddle od ich rozmowy nie kontaktował się z nim. Czuł z tego powodu ogromny żal. Czasem nawet próbował usłyszeć myśli Toma, z nadzieją że może mu odpowie. Lecz wszystko pozostało bez odpowiedzi. Czuł się okropnie samotny. Mimo tego, że w okół niego było tyle osób. Jego przyjaciele, inni uczniowie czy nauczyciele to nikt z nich nie był ani trochę jak Riddle. 

Powoli tracił nadzieję. Prócz tego dobijał go fakt, że dziś była noc duchów. Dla innych święto, wypełnione radosnymi wspomnieniami, ale dla niego była to kolejna rocznica śmierci rodziców. I choć minęło już tyle lat, a on sam nie pamiętał ich to i tak bardzo bolało.

Siedział wśród innych Gryfonów w Wielkiej Sali. Pomieszczenie było przyozdobione kolorowymi dekoracjami oraz na stołach rozstawiono wszelkiego rodzaju łakocie. Westchnął ciężko i spuścił wzrok. Siedzący obok niego Ron opychał się słodkościami bez opamiętania, wcinając już czwarty kawałek tarty z melasą. Zaś Hermiona kończyła swoją porcję jej ulubionej truskawkowej galaretki. Ginny siedziała grzebiąc bez celu w swoim talerzu, widać było że nie miała dobrego humoru. Wyglądała na bardzo zestresowaną. Na sali byli wszyscy z wyjątkiem profesor Mcgonagall oraz o dziwo dyrektora, którego nie widziano już od kilku dni. To było dosyć zastanawiające dla Potter'a. 

Uczta trwała w najlepsze; śmiechy, rozmowy niosły się echem po całej sali. Lecz naglę Potter wzdrygnął się czując jakby mroczną znajomą dla niego magię. Po jego skórze przeszedł dreszcz. Zdezorientowany przeczesał wzrokiem salę, lecz nie dostrzegł niczego nadzwyczajnego. Zamyślony wsparł podbródek na swej dłoni. Minęło kilka minut a uczucie przytłaczającej magii nasilało się z każdą sekundą, w końcu atmosfera w sali stała się mniej radosna. Bo inni uczniowie zdawali się także wyczuwać te niezbyt przyjemną aurę. 

Naglę drzwi od wielkiej sali otworzyły się z łoskotem. A do środka wbiegła profesor Mcgonagall. Kobieta miała rozpuszczone włosy opadające jej na twarz. W jej szarych oczach malował się strach, a usta miała otwarte. Oddychała ciężko co wskazywało na zmęczenie. W sali zapanowała cisza, a wszystkie spojrzenia zostały skierowane na nią. Po chwili kobieta krzyknęła:

- Wszyscy uczniowie mają udać się do dormitori z opiekunem i prefektem. Nikt ale to nikt nie ma prawa ich opuścić. 

Po chwili wszyscy wstali i zaczęli opuszczać salę. Kiedy Potter idący razem z Hermioną, Ronem oraz Ginny przechodzili obok. Kobieta złapała Harry'ego za nadgarstek i zatrzymała. Po chwili dodając:

- Panie Potter proszę zaczekać.- mówiła słabym głosem. 

- Tak jest pani profesor.- odparł zielonooki. Zatrzymał się i wyprostował, kątem oka zuważył że jego przyjaciele stanęli nie opodal i przysłuchiwali się rozmowie. 

- Nie wiem jak to powiedzieć...- mówiła przyciszonym głosem- Ale Hogwart jest w niebezpieczeństwie panie Potter. 

Harry aż wytrzeszczył oczy ze zdumienia. Na jego ustach pojawił się uśmiech, który jednak szybko zniknął. Wydawało się, że pozostał nie zauważony jednak tylko Granger zdołała to wychwycić. W głowie zielonookiego kłębiło się od myśli, czyli Tom tu jest przyszedł jak obiecał. W końcu opuści to miejsce. Ale nie może się zdradzić, teraz musi zagrać w grę ,,jestem po jasnej stronie pani profesor" czy ,,tak pokonam lorda Voldemorta". W końcu opowiedział niby zaniepokojonym głosem:

- Ale jak to?

- Obawiam się, że nie mamy wiele czasu. Lord Voldemort zbliża się do Hogwartu z zastępami śmierciożerców.- mówiła słabym głosem, była blada jak ściana. 

- Pani profesor co mam zrobić?- wtrąciła się Hermiona, która razem z innymi podsłuchiwała ich rozmowę. 

- Wy nie macie nic robić.... mamy przetransportować uczniów póki jeszcze możemy.- odparła nadal słabym głosem- A potem zjawić mają się aurorzy oraz zakon. 

- Jak to mamy uciekać, a co z Hogwartem?- krzyknął oburzony rudzielec. 

- Panie Weasley jesteście nie letni i nie będziemy narażać życia naszych uczniów.- burknęła Mcgonagall. Po chwili dodała- Panie Potter profesor Dumbledore prosił abyś udał się do jego gabinetu, a cała reszta natychmiast za mną. 

Harry pokiwał głową i odłączył się od nich. Zgodnie z tym o co powiedziała opiekunka Gryffindoru udał się do gabinetu dyrektora. Gdy zniknął za jednym z korytarzy, usłyszał naglę ciężkie korki i przyśpieszony oddech. Ktoś za nim szedł. Postanowił się zatrzymać i poczekać na te osobę. Po chwili przed nim ujrzał zdyszaną Ginny, dziewczyna była cała czerwona. Ale mimo zmęczenia, widać było iż ten szkarłatny kolor na jej twarzy nie jest nim spowodowany. Więc czym zapytał się w myślach Harry. Po chwili rudowłosa odezwała się:

- Harry!!- krzyknęła tak głośno, że Pottera aż zabolały uszy. 

- Ginny co ty tu robisz miałaś być w dormitorium.- odparł beznamiętnym tonem, patrząc na nią niezbyt przychylnie. 

- Wiem, ale muszę ci coś powiedzieć...- zaczęła nieśmiało dziewczyna. Jej twarz przypominała teraz dorodnego pomidora. 

- Więc co to słucham?- zapytał zaciekawiony. 

Ledwo co zapytał. Kiedy naglę podeszłą do niego i pocałowała go w usta. Jej pocałunek był brutalny, nie zgrabny i mokry. Nie oddał go, a na jego twarzy wykwitł grymas obrzydzenia. Chwilę później gdy minęło zaskoczenie Potter odepchnął ją, tak że niemal się wywróciła. Zszokowana ze łzami w oczach spytała słabo:

- Dlaczego przecież mnie lubisz prawda?

- Ale nie w taki sposób Ginny nie rozumiesz.... ja mam kogoś innego. 

- Ty dupku.... podkochuję się w tobie od lat i ty... nie nienawidzę cię....- krzyczała ze łzami w oczach, po chwili pobiegła zostawiając chłopaka samego. 

W końcu- pomyślał Potter. Teraz miał ważniejsze sprawy na głowie niż humorki Ginny. Bo Tom zaraz tu będzie, a on musi zagrać w grę Dumbledor'a. Uczniowie leszcze szli prowadzeni przez nauczycieli grupkami do dormitori. Potter wszedł ostrożnie to środka gabinetu, był pusty. Na stole leżał tylko list zaadresowany do niego. Ujął go w dłoń i przeczytał treść:

Harry przepraszam, że tak ale nie mogę inaczej

Jesteś horkruksem. Posiadasz w sobie cząstkę duszy Voldemorta. 

Musisz zginąć Harry, aby uratować nasz świat. 

Pamiętaj robisz to dla przyjaciół, rodziców i Syriusza. 

Harry popatrzył jeszcze raz na ten list i zaśmiał się gorzko. Czyli to tym miał być przez całe jego życie. Miał się poświęcić dla większego dobra. Niezły plan Dumbledore- pomyślał, szkoda że nie wypali. W końcu odłożył list. Po czym zagłębił się w sowich myślach. Przez całe życie był ofiarą, miał być taki jakim inni go chcieli. Miał być wybrańcem, ale nie już taki nie jest. Ma Toma i to się liczy, zaraz znów się z nim spodka i rzuci to wszystko w cholerę. Nie obchodzą go inni, po prostu choć raz w życiu będzie samolubny. 

Naglę usłyszał huk, po chwili nastąpił wstrząs, który zwalił go z nóg. Gdy otrząsnął się z tego i powrócił do pionu. W głowie rozbrzmiał mu ten znajomy głos:

Wieża astronomiczna Harry.

__________________

Ten rozdział jest tak spóźniony. Przepraszam was strasznie, ale miałem go dodać w piątek, lecz po zakończeniu roku okropnie się czułem bo bolała mnie głowa i brzuch itd. Tak ogólnie to muszę powiedzieć, że nie wiem kiedy następny rozdział, bo dostałem nowe leki i przez następne dwa tygodnie będę się gorzej czuł więc nie wiem czy będę w stanie coś napisać. Ale dam znać co od samopoczucia. 

Zaczyna się akcja na którą tak czekałem, ostatni akt Horkruksa. Bardzo się cieszę. 

Dziękuję za wszystkie gwiazdki i wyświetlenia. 

Miłego Życia Życzę

Mój HorkruksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz