Vatt'ghern

298 14 7
                                    

Yuviel spojrzała czule na leżącego w sienniku Iorwetha. Przyglądała się jego bladej, szczupłej twarzy bez wyrazu. Przetarła ręką podkrążone oczy i zmrużyła je. Obwiniała się o to, co stało się jej ukochanemu, całymi dniami dręczyły ją myśli o tym, co by się wydarzyło, gdyby nie spanikowała i nie próbowała go szukać. Obarczała się winą, za starcie w Bindudze - gdyby nie dała się złapać, nikt nie musiałby przychodzić jej z odsieczą, gdyby została w obozie, zamiast obrażać się na watażkę jak dziecko... Gdyby zabiła jeńca, zamiast bawić się w bohaterkę... Wyciągnęła chudą dłoń w jego stronę i musnęła drobnymi palcami jego policzek. Westchnęła ciężko i podniosła się powoli. Wolnym, lekko chwiejnym krokiem podeszła do stołu. Złapała mały słoiczek wypełniony do połowy zieloną papką i straciła równowagę. W ostatnim momencie chwyciła się blatu unikając upadku. Usłyszała za sobą głośnie chrząknięcie i odwróciła głowę.

- Gvalch'ca  - Ciaran stał w wejściu namiotu, krzyżując ręce na piersi i marszcząc brwi przyglądał się osłabionej kobiecie. - Jak długo już przy nim czuwasz? Spałaś cokolwiek?

- Jakie to ma znaczenie? - spytała wciąż opierając się o stół. Elf przewrócił oczami.

- To było pytanie retoryczne - aep Easnillien kiwnął głową z dezaprobatą. - Nie obwiniaj się, zrobiłaś, co mogłaś, by m...

- Mhm, ale gdyby nie ja, to nic, by mu się nie stało, zachowałam się głupio, dałam się wywieść w pole, jak dziecko - wydukała, znowu mrużąc oczy. Zachwiała się ponownie. Ciaran podbiegł do niej szybko i ją chwycił. - Muszę... Posmarować... Jego ranę... - wydusiła ostatkiem sił i spróbowała wydostać się z objęć elfa.

- Kiedy ty coś jadłaś? - spytał i spojrzał na nią z wyrzutem. - Musisz odpocząć. Zjeść coś i się przespać. Inaczej nie będzie miał kto go ratować - rzekł stanowczo i zaprowadził ją na posłanie, które rozłożyła sobie obok siennika nieprzytomnego Iorwetha.

- Aefder (Później)... - wyszeptała. - Najpierw rana...

- Neén (Nie), ja to zrobię, n'te dice'en, dearme (nic już nie mów, śpij) - powiedział widząc, jak kobieta próbuje wstać. Podszedł ponownie do stołu i zdjął z niego słoik, po który poszła wcześniej. Yuviel ułożyła się wygodnie w posłaniu i znowu przetarła oczy. Obserwowała uważnie ruchy Ciarana, pilnując, by wykonał wszystko dobrze, w odpowiedniej kolejności. Nagle poczuła przeszywający ból tułowia, skurcze żołądka zawładnęły jej ciałem, a chwilę potem dało się usłyszeć głośne burczenie brzucha. Spojrzała błagalnie na towarzysza, na co ten westchnął cicho i zniknął za płachtą wejścia do namiotu. Elfka podniosła się delikatnie i oparła na łokciu. Spojrzała po raz kolejny na twarz nieprzytomnego Iorwetha i z braku sił, upadła na powrót na swój koc. Po chwili usłyszała kroki, a do jej nozdrzy dotarł przyjemny zapach pieczonego mięsa.

- Zjedz - rozkazał aep Easnillien podsuwając jej pod nos gliniany talerz z udźcem z dzika. Od razu wepchnęła duży kawał mięsiwa do ust. Mężczyzna spojrzał na nią rozbawiony i uśmiechnął się. Elfka posłała mu gniewnie spojrzenie i dalej delektowała się posiłkiem. - Brudna jesteś - prychnął i podrapał się po brodzie. Yuviel przetarła dłonią policzek. - Nie tu, wyżej - zaśmiał się perliście. Kobieta starła tłuszcz z twarzy i dokończyła jedzenie. Opadła najedzona na posłanie i wypuściła powietrze ze świstem. - Pójdź spać, poczuwam przy nim - powiedział zabierając od niej puste naczynie. Przysunął mały taboret pod siennik swojego dowódcy i usiadł na nim, obejmując wzrokiem obie odpoczywające postacie. Także bał się o Iorwetha, na myśl o tym, że mógłby umrzeć przeszywał go strach. Niepokoił się także o Yuviel, elfka wypruwała sobie żyły próbując utrzymać Lisa Puszczy, i resztę rannych, przy życiu. Od 4 dni nie zmrużyła oka, a ostatni posiłek jadła dwa dni temu. Za punkt honoru postawiła sobie uratowanie ukochanego i zemstę na niebieskich pasach, w przerwach od opatrywania rannych w potyczce elfów i zajmowania się watażką, knuła i wymyślała najróżniejsze plany, wybierała zemstę na Roche'u i jego pobratymcach. Wykańczało ją to, wszyscy o tym wiedzieli. W myślach każdego elfa w komandzie, tydzień temu, narodził się strach, że stracą dowódcę i jego zastępczynię, Ciaran martwił się o to najbardziej, nie chciał bowiem stracić dwójki najlepszych przyjaciół, ponadto przerażała go myśl, jakoby inni Scoia'tael mieli stracić chęć do dalszej walki pozostawieni bez przywódcy, bał się, że zabraknie im kogoś, kto pokaże, że ich cel da się osiągnąć, że kiedyś będą wolni, bał się, że sam nie da rady rządzić tym, i wieloma innymi komandami. Nie wiedział jak ma pomóc, elfka odmawiała jakiejkolwiek pomocy, całymi dniami zaszywając się w samotni watażki lub w namiocie medycznym unikając jego nalegań, by odpoczęła choć chwilkę. 

Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || IorwethOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz