Táedh

196 13 4
                                    

Iorweth usiadł powoli na sienniku i ukrył twarz w dłoniach. Jego myśli błądziły dookoła brązowowłosej elfki, Yuviel, jego ukochanej. W pamięci ciągle przywoływał scenę sprzed paru godzin, w której wciąż osłabiona, blada kobieta odeszła w innym kierunku. Zastanawiał się, czemu za nią nie pobiegł, czemu stał tam i patrzył jak znika między drzewami, czemu nic nie zrobił. Martwił się o nią, był pewien, że ona wie, co robi, jednak bał się, że powinie jej się noga i straci gdzieś przytomność, a potem umrze w samotności zjedzona przez endriagi. Nie mógł wysłać do lasu patroli, odkąd rozniosła się po Północy informacja, o tym, że to Scoia'tael Iorwetha przetrzymuje królobójcę, temerscy żołnierze coraz częściej i coraz bardziej ochoczo patrolowali okolice Bindugi i szukali śladu jakiejkolwiek bytności elfów w tamtych okolicach, co powodowało, że nie mógł także skontaktować się z Cedriciem, na pewno go obserwowali i czekali tylko, aż złapią go na rozmowie z innym elfem. Przez myśl przeszło mu kilka razy, by samemu znaleźć ukochaną, jednak Ciaran odwiódł go od tego pomysłu, dając mu jasno do zrozumienia, by dał jej trochę czasu i posłuchał jej rady - nie narażał się na żadne niebezpieczeństwo. Co nie zmienia faktu, że aep Easnillien także martwił się o elfkę, była dla niego jak siostra, wiedział jednak, że jakakolwiek wyprawa wgłąb lasu może skończyć się śmiercią nie tylko tego, kto się na nią wybierze, ale także reszty obozu, ktoś mógłby śledzić poszukiwacza.  Watażka wstał z posłania i podszedł do stołu, znajdującego się na środku samotni. Wziął do ręki leżący na blacie, drewniany grzebień, na którym wyryte były niezdarnie litery tworzące słowo "Gvalch'ca", westchnął cicho i pogładził wyżłobienia. Usłyszał powolne kroki za sobą i odwrócił się.

- Może wyjdziesz do nas? - spytał zakłopotany Ciaran. - Upolowaliśmy parę saren - dodał nieśmiało, drapiąc się po karku.

- Nie mam ochoty - burknął Iorweth wracając wzrokiem na stół. - Kiedy indziej - rzucił oglądając mapę rozłożoną na blacie. Chciał pobyć sam, przemyśleć sobie wszystko, poukładać w głowie i poczekać na Yuviel, w ciszy i spokoju. Aep Easnillien westchnął ciężko, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę wyjścia z namiotu. Kiedy elf wyszedł, watażka odsunął krzesło i spoczął na nim, sięgnął do kieszeni kaftana po fajkę, zapalił ją i przystawił sobie do ust. Dym unosił się powoli do góry, a Lis Puszczy zmarszczył brwi. Przyglądał się wypalającej się leniwie świecy i ściekającemu po niej woskowi. Światło, które dawała było nikłe, ale wystarczyło, by rozjaśnić pomieszczenie choć trochę . Omiótł wzrokiem stół i sięgnął po leżące obok dwa pergaminy, na których wyryte były węglem dwa wizerunki - kobiety i mężczyzny. Przesadnie wychudzone twarze i wydłużone uszy o zaostrzonych końcach rzucały się w oczy. Czarne, jak smoła, wściekłe ślepia spoglądały na niego wrogo. Blizna na ustach elfki była karykaturalnie długa, a czepiec zasłaniający pół twarzy podobizny watażki - zbyt duży. Zaśmiał się, widząc szpiczaste, haczykowate nosy, jakie miały najwidoczniej obrzydzić ich ludziom jeszcze bardziej. Dotarł do niego dźwięk krzątaniny dobiegający z zewnątrz. Ugasił szybko fajkę i odwrócił głowę w stronę wejścia. Płachta namiotu podniosła się i do środka weszła postać przykryta czarnym płaszczem. Iorweth uśmiechnął się szeroko i podszedł do niej szybkim krokiem. Ta zdjęła kaptur i spojrzała na niego z ukosa. 

- Yuviel... Martwiliśmy się - rzekł i położył ręce na jej ramionach. - Przepraszam... - niebieskie oczy błądziły po jego twarzy. Poczuła, jak gniew powoli opuszcza jej ciało, położyła dłoń na jego policzku i złożyła na ustach krótki pocałunek. Watażka przyciągnął elfkę do siebie i przytulił mocno. - Powinienem był cię posłuchać - przyznał. 

- Mhm, powinieneś - skwitowała. - To, co zrobiłeś, było głupie - dodała patrząc mu w oczy. - Uważaj na siebie trochę bardziej... Masz dla kogo - szepnęła złożywszy kolejnego całusa na jego odsłoniętym policzku. - Mam nadzieję, że następnym razem weźmiesz moje zdanie pod uwagę. Swoją drogą, nie spodziewałam się usłyszeć od ciebie przeprosin - uniosła jedną brew lekko do góry. - W zasadzie, to ja też powinnam przeprosić. Za tę głupią kłótnię w lesie, fakt, nie popierałam twojej decyzji, ale mimo wszystko mogłam to wyrazić w milszy sposób - wydukała, odwracając od niego wzrok. Iorweth zaśmiał się ciepło.

Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || IorwethOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz