Żelazna zbroja Saskii zaskrzeczała i zahuczała, gdy ta upadła bezwładnie na ziemię. Zaraz po niej, po kamiennej posadzce potoczył się kufel, który wypełniony był jeszcze winem. Trunek rozlał się po podłodze tworząc szkarłatną kałużę, przypominającą ogromną plamę krwi. Twarz Smokobójczyni zbladła nienaturalnie, martwe oczy zasnute mgłą wpatrywały się tępo w jakiś punkt przed nią, a sine, wyschnięte wargi rosiło ciągle kilka kropel czerwonego alkoholu. Jedynym, co świadczyło, że dziewczyna jeszcze żyje był jej płytki, chrapliwy oddech odbijający się echem spośród ciszy panującej w pomieszczeniu.
Stojąca zaraz za Saskią Yuviel rzuciła się niemal natychmiast na ziemię, by sprawdzić puls dziewczyny. Iorweth ukucnął przed nimi, wpatrując się z przerażeniem w martwiejącą i sztywniejącą w rękach ukochanej twarz blondwłosej. Niebieskie ślepia elfki zaskrzyły się łzami, gdy przykładała trzęsące się nerwowo dłonie, do szyi nieprzytomnej kobiety. Odetchnęła z ulgą, kiedy poczuła pod palcami miarowy puls, który jednak blakł z każdą sekundą.
- Żyje - oznajmiła. - Ale umiera, wino było zatrute, zabierzcie ją do jej kwatery, ja za...
- Ja się nią zajmę - ucięła Filippa. Yuviel zmarszczyła gniewnie brwi.
- Nie. - Zaprzeczyła. - Ty zostaniesz tutaj z wiedźminem i zaczniecie myśleć, co można zrobić z tą mgłą. A gdy was poproszę, to nazbieracie mi grzecznie kilka ziółek - rozkazała, grzebiąc w swojej torbie. Czarodziejka fuknęła i założyła ręce na piersi. Iorweth westchnął cicho.
- Gvalch'ca, odpuść, ten jeden raz. Saskia umiera... - wyszeptał, a na ustach Eilhart zatańczył triumfalny uśmiech. Brązowowłosa milczała, zdzierając pieczęć z flakonika wyciągniętego z sakwojażu. - Pozwól czarodziejce pomóc, ona nie ma czasu - dodał wskazując na Smokobójczynię. Brązowowłosa przełknęła głośno ślinę i ściągnęła brwi. Filippa podeszła bliżej.
- Zbierzcie mi próbkę tego wina, chcę wiedzieć, co to za trucizna - odparła zimno elfka, wstając powoli. Iorweth przytaknął przenosząc blondwłosą na nosze, przyniesione przez Yarpena, gdy tymczasem jego ukochana odeszła powoli wgłąb korytarza. W sali obrad grzmiał teraz tylko huczny głos czarodziejki, która wydawała kolejne polecenia.
***
Słońce dalej świeciło oświetlając subtelnie twarz siedzącej na klifie elfki. Jej brązowe włosy rozwiewały się co chwilę targane przez nieznośny, chłodny wiatr, oplatający ją w całości. Niebieskie oczy, zamglone przez zbierające się w ich kącikach łzy wpatrywały się tępo w jakiś punkt przed nią. Nie płakała ona jednak. Siedziała tylko, wzdychając co jakiś czas. Bała się. Wyraźnie się bała. O Saskię. Bez niej dalsza walka mogła nie mieć sensu. Kto stanąłby na miejscu władcy, gdyby Smokobójczyni umarła? Nie potrafiła sobie wyobrazić na tym miejscu siebie czy Iorwetha. Lis Puszczy był uważany przez większość za bandytę, niegodnego ich szacunku, a i ona nie była święta, ponadto nie umiałaby poradzić sobie z tak wielką odpowiedzialnością. A już tym bardziej nie chciała myśleć o tym, by Filippa mogła zająć miejsce blondwłosej wojowniczki. Odrzucając swoje rozmyślenia zaczęła wsłuchiwać się w świergot ptaków. Jaskółki, pomyślała, nisko latają, będzie padać, dodała bezgłośnie. Nie podniosła się jednak i nie wstała, by wrócić do Vergen, oparła się plecami o skałę za nią i przymrużyła tylko oczy, pozwalając łzom, by zrosiły jej policzki. Poczuła coraz bardziej narastający w niej gniew. Na samą siebie, na ukochanego, wreszcie na samą czarodziejkę. Na siebie, że dała tak łatwo wyprowadzić się z równowagi, na watażkę, bo zamiast polegać na niej, wolał pomoc Filippy. Po części jednak rozumiała jego wybór. Ona mogła nie poradzić sobie z usunięciem toksyn z ciała dziewczyny. Przynajmniej nie w tak szybkim czasie, w jakim mogła zrobić to czarodziejka. Czuła się jednak niedoceniona, czuła, że jej nie zaufano. Natomiast gniew na Eilhart nie kończył się tylko tym, że ta zajęła jej miejsce w leczeniu Saskii. Ciągnął się on znacznie dalej. Poprzez jej fałszywe gesty, podczas rozmowy, po wyciągnięciu ich z mgły, poprzez knowania, jakie snuła po drodze do Vergen, poprzez samą swoją prezencję w mieście.
CZYTASZ
Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || Iorweth
FanfictionNadszedł czas długiej śnieżycy. Wilczej zamieci. Elfy, które kiedyś były rasą panów, królowały nad tym światem - dzisiaj są ciemiężone i wieszane na szafotach. Ale ich waleczność przetrwała, Iorweth zrobi wszystko, by era, w której elfy pozbywa się...