Bloede Cáerme

419 11 3
                                    

Pogoda tego dnia była niemiłosierna. Rzęsisty deszcz spowijał starannie całe miasto, zalewając ulice, rynsztoki, mocząc głowy tym, którzy nie siedzieli zamknięci w domach, a porywisty wiatr rozszalał się, targając koronami drzew i zszarpując płaszcze z pleców idących, po kamiennych blokach. Ptaki nie ćwierkały już wesoło, nawet kruki i wrony skryły się przed ulewą, milknąc. Jaskółki latały nisko, pomyślała Yuviel, przecierając zmęczone oczy dłonią, zięby dzwoniły, można się było tego spodziewać, dodała bezgłośnie, wygładzając starannie spodnie. Odwróciła powoli głowę w kierunku śpiącego na łóżku pod ścianą Iorwetha i uśmiechnęła się lekko. Spał jak zabity, pomrukując niespójne ze sobą wyrazy. Zasłużył na dobrą drzemkę, przyznała w myślach, wzdychając ledwo słyszalnie. Chwilę później podniosła się z krzesła i ruszyła szybkim krokiem w stronę wyjścia, w stronę kwatery Filippy, do Saskii, chwyciła tylko w chodzie czarny, gładki materiał swojego płaszcza i skórzaną torbę opartą o ścianę w rogu w pokoju. Stan dziewczyny poprawiał się z każdą chwilą. Napar, który przygotowywały wspólnie z czarodziejką zdawał się polepszyć jej stan zdrowia. Yuviel ciągle miała jednak wrażenie, że Eilhart o czymś jej nie powiedziała, pominęła jakąś ważną informację. 

Kiedy drewniane drzwi prowadzące do pokoju elfki otworzyły się, padało nadal. Opasłe, ogromne krople deszczu opadały mozolnie na kamienne uliczki, tworząc głębokie kałuże. Między budynkami przeleciała nagle nieliczna grupka czarnych ptaków, które miast krakać milczały, skupione na locie i wymijaniu deszczu. Yuviel zignorowała je, sznurując gorączkowo kołnierz płaszcza. Ten jednak nie wystarczał. Po kilku chwilach szybkiej marszruty przemókł całkowicie, powodując, że jej twarz i włosy ociekały wodą. Przeklęła cicho, mamrocząc długą, obelżywą wiązankę, której nie powstydziłby się nawet krasnoludzki kowal i ścisnęła mocniej pasek swojej torby. 

Dojrzawszy wejście kwatery Filippy wstrzymała na chwilę powietrze, pukając donośnie w grube drzwi. Procedura z dnia poprzedniego powtórzyła się. W progu ujrzała czarodziejkę, z niechętnym wyrazem twarzy i kołnierzem koszuli rozchełstanym w dzikim nieładzie. Westchnęła widząc ją i wymruczała tylko ciche przywitanie wchodząc od razu wgłąb izby, rzucając się niemal na nieprzytomną Saskię.  Za każdym razem, gdy widziała zastygniętą w martwym bezruchu twarz Smokobójczyni odczuwała strach. Bała się bowiem, że dziewczyna umrze. Eilhart wydawała się podchodzić do leczenia wojowniczki mniej poważnie. 

- Jesteś chyba uzależniona od chędożenia - burknęła elfka, sprawdzając puls blondynki, leżącej na pojedynczej pryczy w rogu. Czarodziejka fuknęła pod nosem, znikając w drugim pokoju swojej kwatery. 

- A ty jesteś chyba wścibska. - Dobiegł do niej huczny głos Filippy, przenikający przez grubą ścianę jej pracowni. Elfka uśmiechnęła się półgębkiem, kontynuując rutynowe badania. - Trochę taktu, moja droga. Ja ci do łóżka nie zaglądam. A mogłabym wytknąć kilka rzeczy - skwitowała. Yuviel chrząknęła z zażenowania i wstydu, który ją ogarnął, gdy Eilhart ją pouczyła.

- Funkcje życiowe w normie... - bąknęła, grzebiąc w swojej torbie. - Podam jej drugą dawkę naparu, który przyrządziłyśmy wczoraj, ale widzę znaczną poprawę. Źrenice nie są już aż tak zwężone, usta są bardziej rumiane i odruchy organizmu są już prawie w normie - wyliczyła, obracając w smukłych palcach mały flakonik z czarnego szkła. Czarodziejka przytaknęła ledwo słyszalnym mruknięciem i wyłoniła się zza kotary, oddzielającej dwie izby od siebie. Filippa zastąpiła rozchełstaną koszulę swoim codziennym strojem. Co jednak zdziwiło Yuviel to to, że pachniała teraz jak mokry ptak. Odór wilgotnych piór przepełzł po pomieszczeniu delikatną smugą, powodując u elfki mdłości. A przecież czarodziejka przedtem nie wykazywała śladów, jakiegokolwiek wyjścia poza mury swego pokoju. - Byłaś gdzieś? - zapytała, nie patrząc na nią nawet. Ciemnowłosa magiczka fuknęła i napuszyła się, błądząc dłonią po grzbietach ksiąg ułożonych starannie na jednej z półek. Milczała jednak. Elfka darowała sobie dalszą indagację, wiedząc, że nie przyniesie ona skutków. - Filippo, winnyśmy podać jej więcej ziół neutralizujących toksyny - podjęła, po chwili ciszy. - Oczywiście, gdy tylko skończymy terapię tym naparem - dodała. Eilhart ponownie mruknęła zbywające potwierdzenie, ściągając z hukiem opasłe tomisko, którego okładka nadgryziona była już przez ząb czasu. Tuman kurzu wzbił się w powietrze, dusząc czarodziejkę ostrym kaszlem. Yuviel wzdrygnęła się, pod wpływem nagłego hałasu. - Czego szukasz w tych starych książkach? 

Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || IorwethOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz