Gvalch'ca aep Aedirn

315 23 1
                                    

Tego dnia, słońce przysłaniały ogromne, ciemne chmury, a wiatr wyginał drzewa i szarpał ich zielone liście. Atmosfera w obozie niczym nie dorównywała tej, z dnia poprzedniego, nie było słychać już śpiewu elfów, ani muzyki granej na lutni, a ognisko wygasło już całkiem przykryte kożuchem wody.

Iorwetha zbudził miarowy dźwięk uderzenia kropel deszczu o płótno jego namiotu. Elf podniósł się leniwie, obolały. Jej nie było przy nim. Przetarł twarz ręką i wymacał podłogę w celu odnalezienia ubrania. Wstał szybko, chwycił łuk leżący obok i przełożył go przez plecy. Pewnym krokiem opuścił samotnię.

- Ceadmil Crevan! (Witaj lisie!) - Ciaran dopadł go, gdy dowódca tylko wystawił stopę poza swój azyl.

- Ceadmil - rzucił od niechcenia idąc dalej przed siebie.

- Jeżeli cię to interesuje - zaczął aep Easnillien próbując dotrzymać watażce kroku. - To Cedric mówi, że strażnicy wzięli tego jeńca do Flotsam i się nim zajęli.

- Świetnie - mruknął bezoki. - Mogliśmy go po prostu rzucić na pożarcie nekkerom.

Rzęsisty deszcz oplatał ich oboje. Niewielkie krople ściekały im po twarzach, moczyły włosy, ześlizgiwały się po kaftanach i broni, przymocowanej do pasa.

- Iorweth! - krzyknął w końcu zirytowany Ciaran. - Co ci jest?

- Pokłóciłem się w nocy z Yuviel - syknął zatrzymując się w końcu. - Chciałem zabić tego pasiaka, a ona się nie zgodziła - młodszy elf milczał, dając starszemu się wygadać. Aep Easnillien poklepał tylko bezokiego po plecach i przetarł twarz rękawem kaftana. - Boję się, że mnie zostawi - podwładny Lisa parsknął głośno.

- Przestań, nie znam drugiej takiej pary - przyznał. - Jak przyjdzie do obozu, to po prostu z nią porozmawiaj - Iorweth skinął głową i założył ręce na piersi, jego towarzysz po tych słowach odwrócił się i skierował w stronę obozu, by dać watażce czas na przemyślenia.

Las tonął w deszczu, który ograniczał widoczność. Wczoraj tak piękny, dzisiaj wydawał się obrzydliwy. Ta zmienność flory, jaką teraz obserwował, spowodowała, że zaczął rozmyślać. O życiu, słuszności idei o jaką walczył, o jeńcu, którego jego ukochana postanowiła oszczędzić, o swoim zachowaniu, które uległo zmianie, gdy pierwszy raz ujrzał Yuviel. Był pewien, że nigdy nie pokocha, że będzie żył samotnie, i samotnie umrze, powieszony, lub w polu bitwy, że jedyna bliskość kobiety, jaką w życiu otrzyma, to ta od prostytutki. Teraz jednak miał nadzieję, na lepsze jutro, na miłość, na to, że osiągnie postawiony sobie dawno cel. Liczył, że z pomocą ukochanej wywalczy wolność, dla siebie i innych elfów. Wyobraził sobie jej twarz, i na lico wstąpił cień smutku. Czemu, kiedy odprowadzali jeńca pozwolił, by te wszystkie słowa przeszły przez jego gardło? Teraz, gdy już nie targały nim emocje poprzedniej nocy, tego nie wiedział. Czuł teraz jedynie strach i żal. Bał się, że ją straci, że jedyne co ich będzie teraz łączyć to wspólny cel, ta sama idea. Dawniej nie przejąłby się pewnie, pomyślałby, że to tylko zwykła kobieta, lecz tym razem było inaczej. Przeklął gniewnie i otarł twarz. Odszedł myślami od brązowowłosej elfki i spojrzał przed siebie. Musiał skupić się na swoim zadaniu - wywalczeniu wolności. Do jego umysłu wdarły się kolejne niepewności. Co jeżeli Loredo już wie o prawdziwym powodzie pobytu elfiej zielarki w Bindudze? Co jeżeli wie, że Yuviel jest szpiclem na usługach scoia'tael? Czy wie, że brązowowłosa jest tam tylko po to, by wyciągać informacje od rannych żołnierzy? Skarcił się, zarządca Flotsam był na to za głupi, pomyślał. Westchnął ciężko, musi tylko poczekać na przybycie swojego informatora  z Vergen i zacznie działać, zrówna to gnijące Flotsam z ziemią, razem z tym przeklętym Loredo, i odbije nielicznych wiewiórów, którzy zostali złapani przez temerskie wojsko. Pomści tych, którzy przypłacili tortury życiem i tych, którzy stracili ostatni dech w swoich piersiach w walce z ludźmi - przysiągł sobie. Po raz kolejny starł wodę ściekającą mu po poliku i przymrużył oczy.

Ostatnie Dwa Płatki Śniegu || IorwethOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz