Hej :)
Witam was w nowym tygodniu, mając nadzieję, że nie zapomnieliście o tej historii. ;) Pozostało nam pięć rozdziałów i mam nadzieję, że jakoś wytrzymacie do końca.
Buziaki, miłego tygodnia!
_____________________________
Harry przyglądał się drobnej omedze, który nie tak dawno zasnął w jego ramionach, odrobinę wyczerpany rewelacjami mijającego dnia. Cały czas przetwarzał w swoim umyśle fakt, że ich marzenie naprawdę spełniało się. Czuł niewyobrażalne szczęście i miał ochotę krzyczeć w euforii, ale w jego sercu też zakiełkowała obawa. Od tego momentu musiał chronić nie tylko swojego partnera, ale także ich nienarodzone szczeniaki – spoczywała więc na nim wielka odpowiedzialność i musiał stanąć na wysokości zadania. Obiecał sobie, że dołoży wszelkich starań i zrobi wszystko, aby jego rodzina była bezpieczna – nawet jeśli będzie musiał zapłacić za to najwyższą cenę.
Objął Louisa nieco mocniej niż zwykle, ponieważ czuł potrzebę upewnienia się, że szatyn był obok, na wyciągnięcie ręki. Omega pogrążony był w spokojnym śnie, ale nawet przez sen pozostawał czujny – jego prawa dłoń obejmowała ochronnie wciąż płaski dół brzucha, który skrywał ich największy i najcenniejszy skarb. Harry cicho westchnął i musnął wargami czoło partnera, a jego lewa dłoń wylądowała na tej omegi. Dwa wilki zamruczały ukontentowane i dopiero wtedy pozwolił sobie na sen.
*
Na początku Harry miał dużo wątpliwości co do tego, aby znów skorzystać z usług kliniki, z którą wiązały się tak przykre dla nich obu wspomnienia. Jednak Louis upierał się przy tym, aby doktor Smith nadal był jego lekarzem prowadzącym, a alfa nie chciał narażać swojego omegi na nerwy i odpuścił kłótnię na ten temat. Czas do wizyty zleciał im niesamowicie szybko i pozostały ledwie godziny do wyznaczonej pory. Harry upewnił się, aby ogarnąć wszystkie sprawy biura i wszystkie ważne spotkania przed południem, aby resztę dnia mógł poświęcić swojej rodzinie.
Kilka minut przed piętnastą byli już na miejscu, gdzie na recepcji czekał już na nich wspomniany lekarz. Beta uśmiechnął się szeroko na widok pary i od razu pospieszył im na przywitanie.
- Louis, Harry. Ogromnie się cieszę, że was widzę. – powiedział szczerze i podał im kolejno rękę na powitanie. – Za kilka minut zapraszam do gabinetu, ale najpierw Kathleen – zwrócił się do pielęgniarki, która stała za kontuarem – zabierze Louisa do zabiegowego, gdzie zważymy naszego pacjenta i pobierzemy krew do badań, dobrze? – zaproponował, a para bez słowa zgodziła się.
Harry z trudem zmusił się do puszczenia dłoni omegi, nie mógł poradzić nic na to, że jego wilk kiepsko znosił rozłąkę z partnerem. Z tego wszystkiego zaczął zabierać omegę do pracy, aby mieć na niego oko. Na szczęście Louis nawet nie próbował się z nim kłócić. Sam czuł się lepiej, gdy miał alfę na wyciągniecie dłoni, a wszelkie objawy złego samopoczucia znikały jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Alfa usiadł na krzesełku w poczekalni, jednak cały czas pozostawał w stanie gotowości. Mimo wszystko podświadomie wiedział, że omedze nic nie grozi ze strony pielęgniarki i starał się zachować spokój. Nie minęło nawet pięć minut, gdy drzwi gabinetu zabiegowego otworzyły się i jego oczom ukazał się uśmiechnięty omega.
- Doktor za chwilę poprosi państwa do gabinetu. – usłyszeli od pielęgniarki, która zaraz przemknęła do laboratorium, a Louis usiadł tuż obok narzeczonego i splątał ich palce.
- Wszystko będzie dobrze, skarbie. – padło z ust szatyna, a brunet uśmiechnął się wdzięcznie do swojego partnera. Choć jeszcze przed chwilą targały nim wątpliwości, tak teraz był pewien, że wszystko w końcu było tak jak powinno.
CZYTASZ
FullMoon Inc. [LARRY]
Fanfiction„Witaj w biurze matrymonialnym FullMoon Inc.! Po wypełnieniu spersonalizowanej ankiety, nasz niezawodny algorytm wskaże idealnego kandydata na Twojego alfę lub omegę! Aplikuj dzisiaj, a już wkrótce będziesz mógł cieszyć się z posiadania idealnego...