23.5 Pierwszy lutego

1.9K 168 26
                                    

____________

Luty powitał mieszkańców Londynu niemal idealną pogodą. Powietrze było rześkie, na niebie nie było zbyt wielu chmur, a słońce ogrzewało przechodniów swoimi ciepłymi promieniami. Harry obudził się jeszcze przed budzikiem, wyspany i podekscytowany. Tego dnia miał się związać z Louisem w świetle prawa i tylko bardziej był poruszony tym, że wkrótce miały do nich dołączyć ich wyczekiwane szczeniaki.

*

Omedze w odpowiednim przygotowaniu pomógł Harry, ale zanim do tego doszło alfa przygotował prawdziwie królewskie śniadanie i ich gniazdo wypełniło się cudownymi zapachami jedzenia. Zachowywali się jak dzieciaki, gdy karmili się wzajemnie i nic nie wskazywało na to, że ten dzień miał czymkolwiek się wyróżniać na tle innych, zupełnie podobnych do siebie.

Było jasne, że świadomie rezygnowali z tradycyjnego podejścia do ceremonii, ba, cały ich związek był zupełnie czymś innym i nie było powodu do tego, aby bawić się w podobne podchody z wieczorami kawalerskimi i temu podobnymi dziwactwami. 

Omega nie nadawał się na żadne wyjścia, ledwo poruszał się w obrębie ich domu, więc nie było mowy nawet o wyjściu do zwykłej knajpy. Z każdym mijającym dniem na sile zyskiwały jego wilcze instynkty jako przyszłej matki i Harry nawet nie myślał o zapraszaniu kogokolwiek do ich domu. Dom miał być i był ich azylem, do którego wstępu nie miał nikt inny. Priorytetem było bezpieczeństwo omegi i szczeniaków. Inną sprawą było to, że Louis w pewnym momencie zupełnie przestał akceptować jakikolwiek obcy dotyk, chyba, że był to Harry. Nawet jeśli chciał poprosić Jose o pomoc w przygotowaniach, jego omega reagowała na to w sposób jednoznacznie negatywny i nie było o tym mowy.

Koniec końców, ostatnie tygodnie ciąży nie były dla szatyna lekkie. Wielki brzuch sprawiał omedze wiele trudności, nie był w stanie sam założyć skarpetek czy zawiązać dobrze butów. Dopasowane spodnie zamienił na dresy, które nie uciskały jego brzucha i nie wrzynały się we wrażliwą skórę. 

Nie planowali dużej uroczystości. Dla uciszenia sumienia wysłali zaproszenia do swoich rodzin, ale w przypadku jego rodziców i rodzeństwa nie otrzymali żadnej informacji zwrotnej. Louis od początku zakładał, że tak się stanie i nie był tym zaskoczony; jego stosunki z rodziną nie należały do wzorowych. Jego charakter i krnąbrne zachowanie – tak bardzo niepasujące do omeg – wielokrotnie były zapalnikiem dla konfliktu, szczególnie z ojcem, który chyba nigdy nie pogodził się z tym, że jego pierworodny syn był taki, a nie inny. I być może było mu z tego powodu odrobinę przykro, ale nie zamierzał psuć sobie tego dnia myśleniem o przykrych sprawach. Miał zostać mężem Harry'ego i to liczyło się najbardziej. 

Dlatego też ugryzł się w język, gdy zobaczył siebie w lustrze. Granatowy sweter nie był najelegantszym elementem garderoby, ale idealnie pasował do, robionych na specjalne zamówienie, bawełnianych czarnych spodni. Miał ochotę ponarzekać na swój wygląd, ale wiedział, że jego narzeczony zaraz go przegada i spędzą następne pół godziny na niepotrzebnej rozmowie. To znaczy, byłby to monolog alfy, podczas którego najpewniej popłakałby się z emocji i wzruszenia. 

Gdy w końcu był gotowy, Harry posadził go na kanapie w salonie, wepchnął kubek z letnią herbatą do rąk i sam poszedł się szykować. Louis zaś próbował przygotować swoją omegę na przybycie ich świadków i miał nadzieję, że wytrzyma jakoś te pół godziny, które pozostały do ich wyjścia.

*

Niall i Jose pojawili się w ich domu tuż przed jedenastą, oczywiście razem z Christine, która w pudroworóżowej sukience wyglądała jak mała księżniczka. Louis niemal się rozpłakał, gdy zorientował się, że była to jedna z tych, które wraz z alfą kupił małej w prezencie. Josephine została z dzieckiem w salonie, zaś Niall pobiegł do swojego przyjaciela, aby dać mu kilka typowo męskich rad. Louis miał nadzieję, że alfa będzie na tyle opanowany, że nawet nie pomyśli o wejściu do jego gniazda. 

- Wyglądasz zupełnie jak królewna, kochanie. – powiedział w końcu Louis z emfazą, do dziewczynki, która próbowała wsadzić sobie całą piąstkę do buzi. Josephine westchnęła z rozbawieniem i sięgnęła do torby, z której wyjęła gryzaka i chusteczki higieniczne. Omega poruszył się dość niespokojnie, gdy dotarły do niego obce zapachy. Był pewien, że jeszcze przed wyjściem poprosi Harry'ego, aby uchylił lufcik w salonie, aby pod ich nieobecność pomieszczenie zostało wywietrzone.

- Ząbkowanie to okropny czas. Ledwie przespaliśmy tę noc. – przyznała rudowłosa omega i podała swojemu wilczkowi zabawkę do gryzienia. – Dopiero wyszedł jej trzeci ząbek, nie wiem jak przetrwamy kolejne. – dodała z rozbawieniem.

- Jeszcze chwila i będzie po wszystkim. Dacie radę. – odpowiedział Louis i czule pogładził swój brzuszek. – My też powinniśmy już powoli się przygotowywać na nieprzespane noce, choć osobiście nie mogę już się doczekać, aż będą z nami... 

*

Zgodnie z przewidywaniami omegi, żaden członek jego rodziny nie pojawił się w urzędzie; zaś jeśli chodzi o Harry'ego - pojawiła się tylko jego matka. Jednak tylko na chwilę, aby złożyć jedynemu synowi i jego partnerowi dosyć chłodne gratulacje. Ze zmarszczonym czołem przyglądała się brzuchowi omegi nawet nie komentując tego, że wkrótce zostanie babcią. Anne nie poczekała do rozpoczęcia ceremonii, wymawiając się ważnymi obowiązkami. Harry nie wyglądał na zaskoczonego zachowaniem matki, ale Louis podświadomie czuł, że liczył na to, że choć tego dnia będzie zupełnie inaczej.

Mimo wszystko starali się, aby żadna z tych rzeczy nie zniszczyła ich dnia.

W końcu pojawił się urzędnik, który rozpoczął ceremonię. Podczas składania przysięgi byli niezwykle wzruszeni, emocje sprawiały, że ich głosy drżały, a moment nakładania obrączek Louis zapamiętał na całe życie. Podczas, gdy on po prostu włożył pierścień na serdeczny palec alfy, Harry po wszystkim podniósł jego dłoń do swoich ust i ucałował drżącą skórę trochę powyżej knykcia. Jego serce zamarło na chwilę, ale zaraz poczuł jak oblewa je ciepło. W końcu do niego dotarło, że alfa naprawdę był tym jedynym i całe życie czekał właśnie na kogoś takiego jak Harry.

Wydawało mu się, że nawet ich dwa bąble miały świadomość doniosłości tej chwili, ponieważ na te kilka minut przerwały swoją bijatykę w jego brzuchu. Później byli już otoczeni ramionami przyjaciół i przyjmowali od nich gratulacje.

*

Na twarzach nowożeńców i ich świadków widniały szerokie uśmiechy, gdy opuszczali budynek urzędu. Harry nie puszczał dłoni swojego świeżo poślubionego męża i nie mógł uwierzyć, że należeli do siebie już na każdej płaszczyźnie. Czuł, że prawie wszystko było na swoim miejscu, ponieważ jeszcze tylko przez kilka tygodni musieli czekać na swoje wyczekiwane dwa bąble.

Ze względu na stan Louisa i jego niechęć do dłuższego opuszczania gniazda odłożyli świętowanie na czas po porodzie i rekonwalescencji omegi, a Niall i Jose doskonale rozumieli ich decyzję. Dotarli do swoich samochodów i szybko się pożegnali.

Resztę wieczoru spędzili w sypialni, która już od wielu tygodni pełniła rolę gniazda. Omega czuł się najlepiej wśród stosu wszystkich poduszek, które znalazł w domu, otoczonych kocami i znoszonymi ubraniami Harry'ego. W pomieszczeniu panował półmrok, a alfa i omega nie szczędzili sobie czułości. Harry co rusz całował dłonie partnera, dużą uwagę poświęcając miejscu, w którym odznaczały się dwie ozdoby – tytanowa obrączka i pierścionek z księżycowym oczkiem.

To były ich najszczęśliwsze chwile. Ale tuż za rogiem czaił się Liam i żaden z nich nie był przygotowany na to, co szykował dla nich los.

__________

Wybaczcie, że wracam do was po tych kilku tygodniach z niepełnym rozdziałem, ale ostatnio ciężko mi się zabrać za dokończenie tej historii. Drobnymi kroczkami zbliża się mój urlop, więc mam nadzieję, że wówczas uda mi się nadrobić i zakończyć to ff.

Tymczasem ściskam was mocno, dbajcie o siebie i innych. :)

FullMoon Inc. [LARRY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz