Rozdzialundo 4

13 1 1
                                    

Jungkook powoli uchylił ociężałe powieki, orientując się, że leży na łóżku. Odetchnął z ulgą, to co wcześniej mu się przytrafiło musiało być jedynie na prawdę realistycznym snem. Szczęśliwy oraz wyspany podniósł się do siadu, zwieszając nogi z mebla do spania. 

-Wstałeś?- usłyszał nagle męski głos, po czym do pokoju wszedł kartonowy Jimin.

-O MÓJ BOŻE! MATKO PRZENAJŚWIĘTSZA!!!!- pisnął z taką mocą decybeli, że wszelkie szkło jakie posiadał w domu skruszyło się na drobny mak.

-Nie krzycz- skrzywił się, czując ból w obydwu bębenkach, a raczej ich pozostałościach.

-OJCZE NASZ KTÓRYŚ JEST W NIEBIE, BĄDŹ WOLA TWOJA, BŁOGOSŁAWIONA TY MIĘDZY NIEWIASTAMI!!!- wykrzykiwał, zrywając się z łóżka, biorąc leżące na szafce obok łoża kredki, by następnie ułożyć z nich krzyż skierowany w stronę zbliżającego się standee -ZNIKAJ DEMONIE NIECZYSTY!!! IDŹ DO PIEKIEŁ, ODBIERAĆ DUSZĘ GRZESZNIKOM!!!

-Po pierwsze skończyłeś pierdolić i zaczniesz zachowywać się jak człowiek?- spojrzał na niego rozbawiony reakcją młodszego -A po drugie coś ci się modlitwy pojebały.

-ODEJDŹ!!!- syknął, plując na karton.

-Dobra zamknij się już- zakrył jego usta dłonią.

Przez kilkanaście minut stali wpatrując się w swoje oczy. Jungkook zemdlał jeszcze z trzy razy, na szczęście tym razem szybciej się budząc. Po dziesiątej minucie Parkowi wydawało się, iż wszystko jest już w porządku, dlatego zabrał rękę niestety od razu, gdy tego dokonał rozległ się głośny piska, a jego kończyna wróciła na poprzednie miejsce.

-Żyję w tym świecie od wielu lat, a nigdy nie spotkałem takiego debila, jak ty- stwierdził załamany.

-Jakim prawem tak do mnie mówisz?!- syknął, wyrywając się spod jego dotyku.

-No nareszcie- wywrócił oczami -Teraz możemy normalnie pogadać.

-Jakim cudem ty w ogóle żyjesz?- zapytał od razu, oddalając się dla pewności na bezpieczną odległość.

-Moi rodzice w pewnym momencie ich życia zdecydowali, że kochają się na tyle, aby ich miłość została zapieczętowana przez wspólne dziecko. Nie chcąc tracić czasu poszli do sypialni, by...

-Dobra stop!- krzyknął zniesmaczony -Kumam, o co ci chodzi, jednak wiesz to nie do końca normalne, kartony nie żyją.

-I tu się mylisz mój drogi. Znaczy nie do końca, bo zwykły kartonik nie mówi, tak się dzieje jedynie w przypadku standee.

-Czyli ty od początku taki byłeś?!

-Dokładnie.

-To czemu mi nie odpowiadałeś?- zapytał zrozpaczony, zalewając się łzami.

-Stwierdziłem, że to zabawne tak cię ignorować- wzruszył ramionami -Ale do rzeczy. Nie dla zabawy postanowiłem pokazać ci moją prawdziwą twarz.

-Mogłeś chociaż pokiwać głową- kontynuował wylewanie swego żalu.

-To zareagowałbyś tak, jak rano- stwierdził.

-Nie prawda- wydął wargę, wywijając usta w podkówkę.

-Prawda. A teraz kontynuując, przez ten czas zaobserwowałem, że na prawdę nienawidzisz nijakiego Oli Londona.

-Nie da się ukryć- otarł łzy, zaciekawiony słowami Jimina.

-Co powiesz na to, aby się na nim zemścić?- uśmiechnął się podejrzanie.

-Dlaczego chcesz to zrobić?- zmarszczył brwi.

-Jak to dlaczego?! On przetrzymuje mojego brata! Biedny boi się wyjawić, że tak na prawdę żyje, bo nie wiadomo, co przyjdzie do głowy tej nieudanej kopi naszych pięknych twarzy.

-Zamierzasz odbić karton?- zapytał dla pewności.

-Tak, a ty idealnie nadajesz się na mojego pomocnika. Więc ruszajmy- obrócił się w stronę wyjścia.

-Tak od razu?- zawołał zaskoczony.

-Nie ma, na co czekać- stwierdził.

-Jimin?

-Tak- spojrzał na niego przez ramię.

-Jesteś płaski- oznajmił widząc, iż chłopak jest grubości zaledwie jednego centymetra.

-CO PŁASKIE TO JUŻ NIE ATRAKCYJNE?!- wrzasnął zdenerwowany.

-Tego nie powiedziałem- uniósł dłonie w geście obronnym.

-Ale pomyślałeś- syknął, mrużąc oczy.

***

Witam witam

Zostawiam tutaj następny rozdział i zmykam w odmęty mej niezwykle zrytej głowy.

Miłego dnia/nocy

Jimin w bieli| PJMxJJKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz