Rozdzialundo 6

14 1 0
                                    

Wizyta w domu rodzinnym Jungkooka była chyba jedyną rzeczą, jaka udała mu się odkąd zrobił swoje standee. Rozmowa z rodzicielką odbywała się w niezwykle miłej atmosferze, a Jimin sprawiał wrażenie, jakby wcale nie udawał bycia miłym. Ku zdziwieniu najmłodszego matka wcale nie patrzała na niego krzywo, gdy przedstawiał swojego partnera, cieszyła się i życzyła im szczęścia. Popijając herbatkę z pokrzywy, rozmawiali o zwykłym życiu, ciesząc się chwilą. Kobieta, jak każdy ze starszego pokolenia, ponarzekała na politykę, zbyt niską emeryturę oraz opowiedziała swoje miłosne historie z czasów dzieciństwa. Wszystko wydawało się tak idealne, że nieprawdziwe.

-Przepraszam- wtrącił się nagle Park -Potrzebuję skorzystać z toalety, gdzie mam iść?

-Pierwsze drzwi od wejścia- pokierował go Jeon, na co ten lekko się uśmiechnął, idąc w odpowiednim kierunku.

-Synku- przysunęła się do niego bliżej -Powiedz mi, gdzieś ty znalazł takiego wspaniałego chłopaka?

-Wiesz mamo- zaśmiał się, odkładając kubek na ławę -Właściwie Jimin jest kartonem podobnym do mojego idola. Wiesz tego, którego uwielbiam od najmłodszych lat.

-Tamtego cudownego wokalisty?

-Tak- pomachał energicznie głową.

-Wiedziałam, iż skądś kojarzę tę twarz- uśmiechnęła się szeroko, klepiąc chłopaka po ramieniu.

-Nie dziwi cię to, że on na prawdę żyje? Wiesz dla mnie to było bardzo dziwne, a ty zbytnio się tym nie przejęłaś.

-Bo wiesz synku...- zaczęła, lecz nie dane jej było skończyć, gdyż w przedpokoju rozbrzmiał głośny pisk.

Jungkook od razu poderwał się z sofy, rozpoznając w nim głos swojego ukochanego. Wybiegł z pokoju, udając się w miejsce, z którego usłyszeli dźwięk, a to co tam zastał wręcz wryło go w ziemię. Przy jednej ze ścian stał roztrzęsiony Jimin, patrzący przez okno w kierunku krzaków na ogrodzie. Jeon na początku nie rozumiejąc, o co mu chodzi, stanął u jego boku, patrząc dokładnie w ten sam punkt. Zakrył zszokowany usta, dostrzegając wystającą z pomiędzy gałęzi głowę. Odruchowo złapał kartonową dłoń swojego chłopaka, wybiegając z nim z domu, wchodząc na ogród. Tuż za nimi biegła staruszka, machając dłońmi, aby zwolnili, jednak na nic był jej wysiłek. Dwójka stanęła tuż przy osobie z lornetką  skierowaną w stronę domu.

-Kim jesteś?- zapytał Jeon, wyrywając mu z rąk trzymany przedmiot.

-Jungkook to jest standee- szepnął mu na ucho Park.

-Synku- wysapała upocona kobieta.

-Mamo on podglądał cię przez lornetkę!- krzyknął, wyrzucając ręce w górę.

-Kochanie, nie krzycz proszę.

-Jak mam nie krzyczeć, skoro jakiś facet cię podgląda?! To jest zboczeniec!

-Kookie to jest Johnny- pomogła wyprostować się wysokiemu kartonu, przyodzianemu w zieloną bluzę.

-I nie jestem zboczeńcem- dodał chłopak -Wolę roślinki.

-Co tu się dzieję?- zapytał oniemiały.

-Po twojej przeprowadzce byłam bardzo samotna, dlatego sprezentowałam sobie ten karton. Zastępuje mi ciebie, kiedy nie mam z kim porozmawiać.

-Wystarczyło do mnie zadzwonić, przyszedłbym w każdej chwili- pociągnął noskiem, czując zbierające się w jego oczach łzy wzruszenia.

-Nie chciałam ci przeszkadzać. Poza tym jesteś już dorosłym mężczyzną, powinieneś ułożyć sobie życie bez zrzędliwej matki.

-Nie mów tak- wyszlochał, wtulając się w ramiona matki.

-On tak zawsze?- zapytał cicho John, stojącego z boku kartonu.

-Powiedzmy, że jest dosyć specyficzną osobą- zaśmiał się, przenosząc wzrok na wysokiego chłopaka -Park Jimin- wyciągnął do niego dłoń.

-Johnny Suh- odwzajemnił gest -Jako, iż jesteśmy aktualnie jedną rodziną, możesz na mnie liczyć w potrzebie.

-Właściwie jest pewna sprawa, w której potrzebujemy pomocy.

-Wal śmiało.

-Kup nam bilety na samolot do Londynu. Dzieciak jest spłukany, potrzebuje pieniędzy jego matki.

-Taki trochę z ciebie naciągacz- stwierdził.

-Trochę tak- wzruszył ramionami.

-Już cię lubię- wyszczerzył się -Po waszej wizycie wykonam przelew.

Jimin w bieli| PJMxJJKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz