8

15 3 6
                                    

Krople jesiennego deszczu raz po raz dotykały zimnego garnituru. Tak jakby dość miały tego szybowania. Jakby chciały zakończyć swoje życie, by narodzić się na nowo. By zamknąć straszny rozdział swojego istnienia i zacząć nowe życie, jako najlepsza wersja siebie. Nie padało pod kątem. Krople spadały równe, prosto z góry, tworząc kąt prosty z miejscami pożółkłą już trawą. Wilgotne, rześkie powietrze unosiło się nad głowami zgromadzonymi na pustym, otwartym placu. Było dość cicho. Tylko czasem odzywał się pojedynczy lament, głośniejsze szlochnięcie. Zapłakani ludzie opierali się na ramionach przyjaciół. Jedni zasłaniali twarze, by nie pokazywać targających nimi emocje. Inni nie wstydzili się i dawali swym łzom spływać po ich już wilgotnych od deszczu policzkach. Wśród tych wszystkich osób byli oni. Dwaj chłopcy. Oni nie płakali. Stali obok siebie, nieruchomo, nie odzywając się ani słowem. Niższy opierał się o tego wyższego, który dzierżył w dłoni czarny parasol nad ich dwójką. Wszystko wokół było czarne. Garnitury, suknie, kwiaty na grobie. Był to bardzo uroczysty pogrzeb. Nie było jednak dębowych trumien, sypania ziemi. Była tylko tabliczka umocowana w wilgotnym gruncie. A pod nią spoczywał inspektor. A raczej urna z jego prochami. Nie pozostało nic. Na nic mundury,ordery, zasługi. Wszystko się skończyło w ułamku sekundy. Jego życie, szczęście jego rodziny, spokój na policji. Wszystko prysło jak sen. I nie był on jedyny. Czterysta dwadzieścia osiem istnień odeszło tamtej nocy. Baehyun się zachwiał. W ciągu ostatnich dni był na wielu pogrzebach. Odbywały się one po kolei, czasem z jedynie półgodzinnymi odstępami. W każdej dzielny Seulu żegnano wspaniałych policjantów i ich rodziny. Chciał być na wszystkich. Sam nie wiedział czemu. Może dlatego, że omal sam nie zginął? Dlatego, że tylko szczęśliwy traf zdecydował, że czarnowłosy mógł teraz tu stać? Nie znał tych ludzi, a czuł się im bliski. Chanyeol wciąż mu towarzyszył. Nie odezwał się ani słowem, ale wciąż był przy boku Beekhyuna. Godziny mijały, a oni, wciąż odziani w swoje czarne garnitury odwiedzali wszystkie cmentarze. Czarnowłosy ziewnął i rozejrzał się wokół siebie. Tłum ludzi który widział pierwszy raz w życiu, kilka pojedynczych drzew i nagrobki ustawione w równych rzędach. I nagle spostrzegł. Rudowłosa kobieta stała w oddali ze spuszczoną głową. Patrzyła się tępo w grób przed sobą. Nagle upadła na kolana i zaczęła płakać. Tak głośno, że Baekhyun mógł ją słyszeć. Zakryła twarz w dłoniach. Trwała tak kilka minut, a chłopak nie odrywał od nie wzroku. Po chwili sięgnęła do torebki i wyciągnęła małą sakiewkę, po czym położyła ją przed grobem. Odeszła. Tym samym zakończyła się ceremonia pogrzebowa i przybyli rozeszli się. Baekhyun pociągnął wciąż stojącego przy nim bruneta za rękaw jego marynarki i poprowadził go w stronę miejsca, które obserwował przez ostatnie kilka chwil.

-Kim Saehyun. - Odczytał cicho epitafium i zmarszczył brwi. - Skądś znam to nazwisko. Chanyeol stojący obok niego wpatrywał się w napis dłuższą chwilę, tak, jakby czytał go w kółko i w kółko.

-A to co? - brunet nagle się odezwał. Wskazał na sakiewkę leżącą przed nagrobkiem i po nią sięgnął/

-Hej wy! - Rozległ się głos mężczyzny, na co dwójka od razu się obruszyła. W ich stronę szedł dozorca cmentarza. - Wcześniej uchodziło wam to na sucho, ale dość tego! Przestańcie zostawiać tu swoje graty. Myślicie, że kto to sprząta? Ja! Nie wiem, co tu zostawiacie, ale i tak ląduje na śmietniku, więc skończcie z tymi zabawami i przestańcie marnować mój cenny czas. No, już, zabierajcie to! I żebym więcej nie widział żadnych przedmiotów zostawionych na grobach!

Spojrzeli po sobie. Próbowali wytłumaczyć mężczyźnie, że nie mają z tym nic wspólnego, lecz ten nie chciał o niczym słyszeć. Poszli więc, zabierając ze sobą tajemniczą sakiewkę. Nie chcieli otwierać jej w tym miejscu. Woleli poczekać z tym, aż opuszczą teren cmentarza. I gdy tylko to zrobili, natychmiast zajrzeli do jej wnętrza.

⊱⋅ ──────── ⋅⊰

Ej, co ty robisz? Odłóż to...odłóż to, słyszysz?! Damy ci spokój, słowo!

Jeśli jesteś świadomy, że robisz coś złego - skończ to. Inaczej nigdy się z tego nie uwolnisz.

Czego chcesz? Przecież ci zapłaciłem. Wynoś się stąd, już nic od ciebie nie chcę... t-to ty? Ale j-jak? Odejdź gówniarzu, bo pożałujesz! Zasłużyła sobie na to, przecież wiesz ...

I co mi zrobisz? Wydłubiesz mi oczy?? Odetniesz mi język i wrzucisz mi go do gardła, żebym się udusił? A może powyrywasz mi zęby?

Tysiące głosów. Tysiące szeptów i krzyków. Kłębiły się i narastały w głowie Baekhyuna. Koszmary nocne stały się codziennością. Nie wiedział, co słowa te miały znaczyć. On je po prostu słyszał. Nie dawały mu zasnąć. Budził się w środku nocy i patrzył tępo w sufit, starając się jakkolwiek przeanalizować to, co działo się w jego głowie. Chanyeol spał obok, odwrócony do niego plecami. Jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie i równomiernie, w odróżnieniu od tej czarnowłosego. Pogładził dłonią srebrny pierścień widniejący na jego palcu serdecznym. Postanowił, że będzie go nosić bez przerwy i odda go właścicielce, kiedy nadarzy się okazja. Wiedział, że odnalezienie jej graniczyło z cudem, dlatego liczył na przypadkowe spotkanie. Strażnik cmentarza powiedział, że znalazł już wiele podobnych przedmiotów. Co mogło to znaczyć? Czy były one czymś w rodzaju wotum? Czy był to kolejny element układanki? Czy miało to związek z jego nieustającymi wizjami? Wszystko wydawało się być połączone niewidzialną więzią, którą Baekhyun obiecał sobie zrozumieć. Kiedy czuł, że jest już o krok, nowe wiadomości sprawiały, że robił dwa kroki w tył. Nie wiedział nawet, że rozwiązanie tej zagadki było tuż obok niego.

- - - - -

Do zobaczenia!

𝖠 𝖬𝗎𝗋𝖽𝖾𝗋𝖾𝗋 •𝖢𝗁𝖺𝗇𝖻𝖾𝖺𝗄•Where stories live. Discover now