20

9 1 3
                                    

Dni mijały mozolnie, dobijając swą długością. Słońce obojętnie zataczało krąg na niebie, to wznosząc się, to opadając. Seul zasypiał, by zaraz ocknąć się ze zdwojoną energią i chęcią do życia. Był jednak pewien chłopak, przez którego ani wschody, ani zachody słońca nie zostawały zauważone. Nierzadko noce bywały bezsenne, drażniąc czarnowłosego okrutnymi koszmarami. A minął zaledwie tydzień od tego feralnego wieczoru. Tydzień, który trwał i trwał, niczym nigdy nie kończąca się wieczność. Bezradność, zagmatwanie, tęsknota. Taki właśnie stan, który zawładnął sercem chłopca, był dużo gorszy, niż wszystko, co dotychczas mu się przydarzyło. A to dlatego, że, gdy wszystkie tajemnicze, brutalne zbrodnie dobiegły skutku lub otrzymywał pogróżki, cokolwiek by się nie stało, przy jego boku zawsze był Park Chanyeol. Teraz siedział w areszcie, czekając na ostateczną rozprawę, która miała odbyć się właśnie tego dnia. Czarnowłosy nie mógł powiedzieć, że było mu to obojętne. Mimo swoich najszczerszych starań, nie był w stanie wyprzeć bruneta ze swojego małego, popękanego serca. Jak bardzo nie przekonywałby samego siebie o podłości i nikczemności swojego ukochanego, nie potrafił go w pełni znienawidzić. Gdzieś tam, malutka cząstka jego uśmiechniętej duszy wciąż należała do Chanyeola. Chanyeola, a może bardziej Diamonda. Z każdą nową myślą, Baekhyun coraz bardziej uświadamiał sobie, jak bardzo jego życie stało się słabą komedią pomyłek. Bezskutecznie szukając seryjnego mordercy, co dzień robił mu śniadanie. Chodził z nim na długie spacery, rozmawiał o swojej pracy. Teraz był sam, na bezkresnej równinie trwa i nagrobków. Stał nad grobem Chena, z którym nie dane było mu się pożegnać. Był taki młody, taki dobry. Jak mógł tak po prostu odejść? I dlaczego on? Dlaczego Chanyeol go nie oszczędził. wiedząc, że to najbliższy przyjaciel czarnowłosego? Chłopak byłby rozmyślał tak przez długie godziny, jednak z zadumy wyrwał go melodyjny, kobiecy głos.

-Witaj, Baekhyun. Jak ci się żyje bez twojego kochasia?

-Anastasia? Co ty tutaj robisz? - Chłopak spojrzał ze zdziwieniem na smukłą, kobiecą postać. Dziewczyna patrzyła na niego z ironią, bawiąc się swoimi rudymi pasmami. 

-Powiedzmy, że naprawiam to, co pewna osoba zniszczyła.

-Nic nie rozumiem.

-To zrozumiesz. - Mówiąc to, podeszła do nagrobka i pogładziła jego grzbiet. - Oh, Chen. Ty dobroduszna mimozo.

-Odsuń się od niego.

-Spokojnie, spokojnie, nie denerwuj się. - Wciąż gładząc kamienną tabliczkę, sunęła płynnie do przodu, jak kot. - Podziwiam, że wciąż przychodzisz odwiedzać mojego drogiego Jongdae, nawet po tym, co ci zrobił. 

-O czym ty mówisz?

-Wsadziłeś do więzienia największego mafiozo w kraju, a nie potrafisz rozgryźć martwego dziecka? Ułatwię ci to. Widzisz, Chen nie bez powodu zjawił się w twoich drzwiach i nie bez powodu śledził każdy twój krok. Był zwykłym szpiegiem, który poczuł nagle wyrzuty sumienia wobec swojego przyjaciela. Jakie to żałosne.

-To n-nie możliwe. Przecież-

-A jednak. Nie zdawał sobie jednak sprawy, że ty nie masz przyjaciół, Baekhyun. I nigdy ich nie będziesz mieć. Wszystkich od siebie odsuwasz. Nawet tego twojego malarzynę.

-Chanyeol mnie zranił, jak nikt inny. Zawiódł mnie.

Twarz dziewczyny zmieniła swój wyraz. Z jej oczu zniknęła podstępność. Zamiast niej, zjawiło się współczucie i dezorientacja. Spojrzała smutno na chłopaka. 

-Ty naprawdę nic nie pamiętasz? Nic nie rozumiesz?

-Co mam rozumieć?

-To nie Chanyeol cię zawiódł. To byłeś ty.

𝖠 𝖬𝗎𝗋𝖽𝖾𝗋𝖾𝗋 •𝖢𝗁𝖺𝗇𝖻𝖾𝖺𝗄•Where stories live. Discover now