Paul otworzył oczy i ziewnął. Miał wrażenie jakby miał trochę mniej miejsca i, że ktoś palił w piecu od kilku godzin, bo było mu dosyć gorąco. Chcąc wyjść z łóżka, odwrócił się na drugą stronę, jednak zamiast pustej przestrzeni ujrzał twarz Johna, który ze spokojnym wyrazem twarzy spał obok swojego młodszego przyjaciela. McCartney cicho krzyknął i oparł się o ścianę, patrząc na śpiącego. Mógł zobaczyć jego idealnie gładką skórę, lekko zadarty nos i równe, choć gęste brwi. Miał już odpowiedź na pytanie, które go męczyło od dawna - zakochał się w Johnie. Z zadumy wyrwał go głos Johna:
- Mam coś na twarzy, że tak się na patrzysz? - Lennon podciągnął się i usiadł patrząc na swojego młodszego przyjaciela.
- N-nie nic! Tak p-po prostu! - Paul lekko się zaczerwienił i uśmiechnął się, jak najspokojniej umiał, by John nie zauważył jego rumieńców.
- Jak tak uważasz... - starszy mruknął i chciał zejść na dół, ale zatrzymała go ręka młodszego na jego nadgarstku.
- Poczekaj, sprawdzę, czy ojciec wyszedł już do pracy - puścił nadgarstek chłopaka, po czym zszedł cicho na dół w poszukiwaniu swojego ojca.
Po chwili McCartney wrócił na górę, dając znak, że jego ojca nie ma w domu. John uśmiechnął się pod nosem i poszedł do łazienki się przebrać. Paul wykorzystał okazję i przebrał się w swoim pokoju i prędko poszedł do kuchni zrobić jakieś śniadanie. Kiedy Paul zaczął już jeść ubrany w dżinsy, koszulkę i skórzaną kurtkę John dołączył do niego i zaczął jeść swoją porcję.
- Może pójdziemy gdzieś razem? - John uśmiechnął się odważnie. - Nie musimy tutaj siedzieć do czasu, aż będę mógł wrócić.
- Chętnie gdzieś wyjdę... A ty nie miałeś być tutaj tylko na jedną noc? - podniósł brew na co Lennon uśmiechnął się słabo.
- Okazało się, że będę musiał zostać u ciebie na dłużej... - starszy spuścił lekko głowę. - Przepraszam, że ci nie powiedziałem, ale myślałem, że szybko to załatwią...
- Nic się nie stało. Ojciec pewnie się zgodzi. Nie musisz się martwić - Paul uśmiechnął się do swojego przyjaciela i ponownie się lekko zarumienił.
Kilkanaście minut później oboje wyszli z domu i udali się do najbliższego parku. Przez wędrówkę do małego lasku rozmawiali o zalaniu w domu Mimi i o tym ile mniej więcej John będzie musiał spędzić w domu McCartneyów. Okazało się, że facet, który miał sprostać zalaniu, rozchorował się i nie może przyjechać we wcześniej ustalonym terminie. Dotarli do parku, zanim się spostrzegli.
Paul zawsze kochał naturę i z tego powodu pokazywał Johnowi prawie wszystkie ładne drzewa, kwiatki, krzewy, skały i wszystkie inne rzeczy znajdujące się w owym parku. Był bardzo szczęśliwy, bo pogoda była świetna na wyjście na dwór i nie musiał siedzieć w domu. Pojawił się John i wyciągnął go z jego pieczary. Jednak także Lennon okazał trochę zainteresowania otoczeniem, a nie jak zwykle patrzeć na czubek swojego nosa i śmiejąc się jak kretyn.
Kiedy mijali stary dąb koło małego strumyka, Paul jak zwykle patrzył gdzie indziej niż pod swoje nogi i przez kaprys losu potknął się o wystający korzeń drzewa. Myślał, że za chwilkę wyląduje na ziemie, jednak John niczym błyskawica złapał go i lekko podciągnął do góry.
- Wszystko w porządku? - John zapytał trzymanego chłopaka i lekko się zmartwił.
- Tak, w-wszystko okej - policzki Paula nabrały czerwonawy odcień. - Dzięk-ki... - postawił stopy na ziemi i zdjął rękę Lennona z jego talii, na co starszy cicho się zaśmiał.
Przez kolejne kilkanaście minut spacerowali po parku i rozmawiali o różnych tematach. Paula raz udręczyły motylki w brzuchu, kiedy John próbował złapać go za rękę. Brązowooki myślał, że to jakiś bliższy gest, jednak przypomniał sobie słowa Johna z wczoraj - "To tylko tak po przyjacielsku". Nie wiedział, co jego przyjaciel do niego czuje, jednak chciał na razie dusić w sobie to uczucie, gdyż chciał poczekać na jakiś znak. Problem był w tym, że nie za bardzo potrafił to w sobie ukryć, bo co chwila rumienił się albo jąkał się jak małe dziecko. Kiedy Lennon się zapytał, czy coś się stało, Paul odpowiedział, że boli go trochę głowa.
Kiedy wrócili do domu Paula była już godzina trzynasta. Gospodarz postanowił zadzwonić do swojego ojca w sprawie możliwości przenocowanie Johna. Przez chwilę się wahał, jednak dostał lekkiego kopniaka w tyłek od poszukiwacza azylu i wykręcił numer do sekretarza w miejscu, w którym pracuje jego ojciec. McCartney krążył wokół małego stolika ze słuchawką przy uchu, słuchając swojego ojca i co chwilę mówiąc coś do niego. Kilka minut później odłożył słuchawkę i podszedł do swojego przyjaciela.
- I co? Zgodził się? - Lennon wstał z fotela i popatrzył na przyjaciela.
- No... Tak! - powiedział cicho McCartney, po czym się uśmiechnął i usiadł w fotelu.
Lennon odwzajemnił uśmiech i powrócił do miejsca siedzenia. Zapowiadały się długie dni u boku chłopaka, który podobał się Paulowi. Dni pełne czerwienienia się, motylków w brzuchu, jąkania się i innych miłych rzeczy, które zakochani ludzie robią.
CZYTASZ
Please Please Me
Fanfiction"Wolałbym chodzić w cieniu z osobą, którą kocham, niż sam w świetle" Paul McCartney - czuły, wesoły, towarzyski, gra na basie. John Lennon - kłótliwy, bezczelny, typowy bad boy, gra na gitarze. Oboje grają w zespole The Beatles i są przyjaciółmi. A...