Budzik miał tylko jedno zadanie - obudzić Paula i Johna w czas. Niestety zdradzieckie ustrojstwo nie zadzwoniło o ustawionej godzinie, a to dlatego, że zdezorientowany McCartney nie ustawił go, więc oboje spokojnie spali w łóżku, a George, Ringo, organizator trasy i kilkanaście techników jechali w miejsce spotkania. Byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie pobudka przeprowadzona przez samego Ringo, który po wczorajszej imprezie zwątpił w nastawienie budzika przez jednego z jego młodszych przyjaciół.
- Czego nas budzisz?! Jest jeszcze wcześnie! - Lennon natychmiast podskoczył i wrzasnął, kiedy na jego twarzy wylądowała znaczna ilość wody, a Paul tylko się zadławił.
- Nie chciałem przeszkadzać, ale mieliście się zbierać o siódmej, a jest wpół do dziewiątej... - Ringo złapał się za głowę i westchnął. - Czekam na dole...
Paul spojrzał na budzik i złapał się za głowę, po czym wyskoczył z łóżka i ruszył do łazienki. Kiedy wyszedł ubrany już w swój garniturek, spakował najważniejsze rzeczy, a John wszedł do łazienki, gdzie pachniało perfumami. W zapachu wanilii i mięty John ubierał się i myślał o następnym miesiącach, a może nawet latach. Ważne, że miał przy sobie Paula, który sam mu mówił, że będzie z nim spędzał tyle czasu ile może. Opuścił łazienkę i wziął swoją torbę, którą spakował w razie jego nieobecności w domu.
- Jesteście gotowi? - Ringo podniósł się z kanapy i podniósł delikatnie brew, kiedy dwójka jego przyjaciół zeszła na dół. - Macie wszystko potrzebne?
- Tak, mamo. Mamy wszystko! - John parsknął śmiechem i pocałował Paula w policzek, a ten się zarumienił. - Możemy ruszać!
- A właściwie... Jak się tu dostałeś, Ringo?! - Paul wyskoczył i pomyślał, że Starr włamał im się do domu, jednak uspokoił go zabawny uśmiech jego starszego przyjaciela.
- Twój ojciec jeszcze tu był i mnie wpuścił, a potem poszedł do pracy... - wielkonosy zaczął się donośnie śmiać i podszedł do drzwi.
Trójka chłopaków wyszła z domu McCartneya i pośpiechem jechała na miejsce spotkania. Ich oczom ukazały się kilka ładnych samochodów i jedna mała ciężarówka. Powiedzieli ciche "wow" i spotkali się z resztą świty. Nie mieli pojęcia, jak to wszystko będzie wyglądało. Bądź co bądź była to ich pierwsza poważna trasa i różniło się to od klubów w Liverpoolu i Hamburgu. George, który najwyraźniej podsypiał, bo jak to ktoś z ekipy stwierdził "za bardzo się w nocy ekscytował", był oparty o ścianę budynku z zamkniętymi oczami.
- A oto niebywały gatunek ssaka Georgus Harrisonus, który oddaje się codziennemu rytuałowi snu! - John zaczął monolog niczym prezenter w jakimś programie przyrodniczym i szturchnął biednego Harrisona, który na sam głos Johna cicho prychnął.
- Daj spokój, John... - George cicho mruknął i otworzył niechętnie oczy. - Zmęczony jestem...
- Trzeba było się nie ekscytować w nocy! - Ringo zaczął się śmiać, przez co George tylko usiadł i zamknął ponownie oczy.
- Nie bierz tego do siebie, George. Wiesz, że John jest wredny - Paul usiadł obok swojego przyjaciela i przytulił go delikatnie.
Siedzieli przez kilka minut, dopóki nie pojawili się kierowcy i mogli już ruszać. Nie znali dokładnego miejsca koncertu. Wiadomo było, że gdzieś między Liverpoolem a Londynem. Cała trójka się ekscytowała. Trójka dlatego, że George oparł się o ramię Johna i zasnął śliniąc się przy tym, jak słodkie dziecko. Lennon tylko śmiał się i robił sobie z niego jaja. Paul spokojnie obserwował przemijające drzewa bądź to małe budynki, a Ringo jak to Ringo wpatrywał się w nicość między jego oczami.
Jechali jakąś godzinę. Dotarli na miejsce około godziny siedemnastej. Sala teatralna była już gotowa na występ. Trzeba było tylko ustawić oświetlenie, mikrofony, perkusję Ringo, której właściciel upierał się, że sam ją ustawi, jednak przegrał, kiedy dostał w łeb od Johna.
Wszystko było już gotowe. Publiczność pojawiała się, ekipa uciekała ze sceny, a zespół szykował się do pierwszego większego koncertu w swojej historii. Najbardziej zestresowany był chyba George, który spał przez całą drogę i nie usłyszał, że publiczność ma być dziesiątki razy większa niż w klubach w Liverpoolu.
- To co, panowie? Raz się żyje! - John szybko wstał z krzesła i klasnął w dłonie. Reszta przytaknęła i się uśmiechnęła.
Czwórka wyszła na scenę. Odetchnęli i złapali za swoje instrumenty. Uśmiechnęli się do siebie. Kurtyna się rozsunęła, a reflektory oświetliły ich ciała. Zaczął się koncert. Niestety biedny Paul nie pamiętał nic z niego. Po zakończeniu ruszył do swojego pokoju hotelowego i zamknął się w łazience.
CZYTASZ
Please Please Me
Fanfiction"Wolałbym chodzić w cieniu z osobą, którą kocham, niż sam w świetle" Paul McCartney - czuły, wesoły, towarzyski, gra na basie. John Lennon - kłótliwy, bezczelny, typowy bad boy, gra na gitarze. Oboje grają w zespole The Beatles i są przyjaciółmi. A...