Rozdział XIII

247 22 27
                                    

Siedział oparty o ścianę i cały się trząsł. Wydawało się, że zwyczajnie źle się poczuł albo coś podobnego, jednak prawda była taka, że wystraszył się sławy. Bał się, że będzie musiał się wiecznie ukrywać przed fanami, bo ci rozszarpaliby go. Nie był bardzo tym zrozpaczony i nie płakał, jednak mógł się trochę zdołować. Z jego zamyśleń, jeżeli tak to można był nazwać, wybudził go dźwięk otwieranych drzwi.

- Pauly, wszystko w porządku? - znajomy głos rozległ się w pomieszczeniu. - Co się stało..?

- Daj mi spokój, John... - McCartney mruknął pod nosem i spojrzał na osobę kucającą obok niego.

- Nie, nie zrobię tego. Zależy mi na tobie i nie zamierzam patrzeć, jak coś się dzieje... - Lennon spojrzał na siedzącego koło niego chłopaka i go objął. - A teraz powiedz, co się stało...

Paul westchnął i opowiedział Johnowi wszystko, co leżało mu na sercu. Gadał i gadał, aż w końcu po kilku minutach ciągłej wypowiedzi skończył. John cały czas słuchał, mruczał cicho pod nosem i głaskał Paula po głowie. Kiedy opowieść się skończyła, John cicho się zaśmiał, ale po chwili westchnął i spojrzał na McCartneya.

- Będzie dobrze, Pauly. Nie martw się tym, proszę... - Lennon cicho wypowiedział te słowa i przytulił McCartneya, który już się uspokoił. - Może pójdziemy się przejść? - starszy zapytał, po czym wstał i się uśmiechnął. Paul tylko kiwnął głową i ruszył za swoim chłopakiem.

Wieczór był ciepły i spokojny. Nie padał deszcz, wiatr nie był zbyt mocny. Wręcz idealnie na randkę albo coś podobnego. Chłopacy trzymali się za ręce i szli przez małą łąkę. Paul był wniebowzięty i cały czas się uśmiechał, a John co chwilę spoglądał na Paula i ściskał jego dłoń.

- Cudownie tu... - McCartney spojrzał na Lennona i usiadł po chwili na trawie.

- Dlatego cię tu zabrałem - starszy uśmiechnął się odważnie i usiadł obok Paula i złapał go za rękę, na co ten się zarumienił.

- Zabawne... - Paul mruknął i pocałował Johna. Ten odwzajemnił pocałunek i położył dłoń na policzku swojego chłopaka. Po kilka chwilach oderwali się od siebie, dysząc sobie w twarz. Paul zachichotał i spojrzał na ciemne i gwieździste niebo. - Chciałbym, żeby ten moment trwał wiecznie...

- Ja też, Pauly... Oj, ja też... - Lennon również spojrzał w niebo i cmoknął Paula w czoło, a ten znowu się zarumienił. 

Siedzieli tak jeszcze przez kilka dłuższych chwil, po czym ruszyli w drogę powrotną do hotelu. Nie obyło się od komplementów i sprośnych żartów, które tak dobrze pasowały do sytuacji - byli sami i nikt im nie przeszkadzał. W pokoju było równie wesoło. John nareszcie miał pretekst do wykorzystania butelki szampana, która kisiła mu się w plecaku od kilku miesięcy. Zamiast kieliszków mieli szklane kubeczki, które na zlecenie George przyniósł mu z hotelowej stołówki. Niestety Paul wiedział o tej butelce od dawna i musiał udawać zaskoczonego. 

Okazało się, że to nie był szampan, a tonik i natychmiast po pierwszym łyku butelka wyleciała przez okno na jakąś ulicę. Akurat, kiedy butelka stłukła się o asfalt, jakaś staruszka o mało się nie przewróciła, bo usłyszała dźwięki tłuczonego szkła dosyć blisko siebie. Z ust Johna wyleciało tylko ciche "ups", a Paul cicho się zaśmiał i spojrzał przez okno.  

- John... Obiecasz mi jedną rzecz? - Paul po chwili ciszy odezwał się i spojrzał na śmiejącego się jeszcze chłopaka.

- Co takiego, Pauly? - John zamilkł i tylko się delikatnie uśmiechnął.

- Nie opuszczaj mnie, proszę. Chcę być przy tobie! - McCartney poszedł do swojego chłopaka i przytulił go. 

- Nie zrobiłbym tego, dobrze wiesz, Pauly... - Lennon westchnął i spojrzał na przytulającego go chłopaka. - Zostanę z tobą, obiecuję... 

Resztę wieczoru spędzili na leżeniu i nic nierobieniu. Mieli dużo czasu na przemyślenia i plany związane z trasą. Żartowali, że kiedy będą mega sławni, to będą zamykali się w jakimś domu i siedzieli w nim kilka miesięcy. Oczywiście teraz by tego nie zrobili. Nie zrobiliby tego nawet za kilka lat. Mieli siebie i to im wystarczało. Przyszłość należała do nich i tylko do nich. Zasnęli w swoich objęciach, wiedząc, że będzie dobrze.

----------------------

A oto koniec tej opowieści! Tak, wiem. Nie takiego zakończenia można się było spodziewać, ale postanowiłem skończyć to ładnie, niż ciągnąć to niepotrzebnie. 

Chciałbym podziękować za wszelkie komentarze i gwiazdki. Motywuje mnie to do pisania i rozwesela. 

Nie planuję na żadnej kontynuacji. Ewentualnie inny McLennon, jednak wątpię, że będę miał na to "ochotę". Aktualnie pracuję nad czymś bardziej oryginalnym, a nawet napisałem już kilka rozdziałów.

To tyle. Jeszcze raz dzięki i do zobaczenia w kolejnej książce! <3

Please Please MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz