Kiedy czasem czytam, jak autorzy opowiadań piszą o swoich pracach, aż robi mi się smutno. Bo wiecie, to jest strasznie przykre, kiedy ktoś wkłada w twórczą pracę mnóstwo wysiłku, poświęca czas na stworzenie czegoś, a potem mówi o tym jak o najgorszym gównie. Ja wiem, skąd to się bierze – z braku poczucia własnej wartości, niskiej samooceny, a czasem też, niestety, ze źle pojmowanej skromności. I o ile w tym pierwszym przypadku sprawa jest trochę trudniejsza, o tyle druga kwestia to krótka piłka. Skromność to piękna cecha, ale fałszywa skromność jest do bani. Mówienie źle o sobie czy swojej pracy, żeby usłyszeć zaprzeczenia i komplementy... wiecie, jak to nazwać? Wyłudzanie. Prawie jakbyście prosili kogoś o kasę nie dlatego, że jej nie macie, ale dlatego, że chcecie więcej. Takie żebrolajki i obśmiane ze wszystkich stron „jak będzie dziesięć gwiazdek, dam nowy rozdział".
Jeśli ktoś jest nowy na Wattpadzie podpowiadam: nie róbcie tak. To nie jest dobry sposób na zaangażowanie czytelników, bo prędzej ludzie się zniechęcą, niż zostawią te upragnione gwiazdeczki. Czy tam inne lajki.
No dobrze, ale co właściwie z tą promocją? Bo niby człowiek chciałby mieć więcej czytelników (ba, kto by nie chciał!), ale w sumie to nie wiem, czy to co piszę, ma sens, czy jest dobre, czy warto, przecież inni robią to lepiej... I tak dalej. Coś wam, powiem; wam, czyli wszystkim nieśmiałkom (do których sama też się trochę zaliczam): oczywiście, że jest ktoś, kto robi to lepiej. Całe morze „ktosiów". Ale jeśli piszecie/tworzycie najlepiej jak umiecie, ma to sens. Jeśli dajecie tyle, ile możecie, jest to dobre. Nawet jeśli niedoskonałe. Bo, serio, nikt nie jest doskonały, a popełniając błędy, nie robicie nikomu krzywdy. Taka lekcja na dziś.
Powiem więcej: tylko wy wiecie, co siedzi w waszej głowie. Wy macie pomysł na tę historię, dlatego nie zagrzebcie tego pod nieśmiałością. Jesteście ambasadorami swojej pracy; adwokatami bohaterów i obrońcami fabuły, którą budujecie w pocie czoła. Wyobrażacie sobie dyplomatę, który na obczyźnie przyznaje: „no w sumie to u nas jest całkiem do dupy i kto mógł, dawno uciekł"? Obrońcę, który wstaje i mówi: „Wysoki Sądzie, mój klient to kryminalista i jeśli dostanie mniej niż dożywocie, sam mu strzelę w łeb po wyjściu z tego budynku"? Albo ambasadorkę jakiejś marki kosmetycznej, która oznajmia „ten kremik testowano na króliczkach, a składniki pozyskiwały dzieci pracujące za dwie bulwy manioku"? No jasne, że nie. Bo przecież oni wszyscy mają zachęcić, nie zniechęcić. I wy musicie działać dokładnie tak samo. Bronić, nie wbijać w ziemię. Zapraszać, nie odstraszać.
Jeśli piszecie o swoim dziele jako o gównie i w sumie takim czymś niewiadomoczym, co wasz zmęczony umysł wyrzygał między kartkówką z matmy a wuefem, stawiacie się na pozycji ambasadorki od bulw manioku. Pomyślcie sami: dlaczego obcy człowiek ma sięgnąć po waszą twórczość, jeśli sami jej nie szanujcie? Kto uwierzy w tą opowieść, jeżeli wy w nią nie wierzycie? To bardzo ważne, żeby uświadomić sobie, że jeśli dajecie z siebie wszystko, publikując pracę na najwyższym poziomie na jaki was stać (a nie buble na odwal się – o tym będzie jeszcze mowa), to jest wystarczająco dobrze.
Nie ma nic złego w tym, że coś wam nie wychodzi, serio. Wszyscy się uczymy i głupotą jest udawać, że tak nie jest. Dlatego nie bójcie się tego, że popełniacie błędy, bo każdy babol i pomyłka, każde potknięcie, które zaliczycie, przybliża was do pisarskiego ideału. Wypnijcie pierś do przodu i śmiało mówcie, co robicie – bez zadęcia, jasne, bo przesada w żadną stronę nie jest dobra, ale i bez fałszywej skromności.
Piszecie. Działacie. Tworzycie. Słowem – rozwijacie się. I to jest super. A z czasem będzie tylko lepiej – niezależnie od tego, gdzie teraz jesteście.
Katarzyna „Valakiria" Tkaczyk
CZYTASZ
Pas startowy |ZAKOŃCZONE|
RandomSiadasz na fotelu, kładziesz się na łóżku, leżysz na podłodze. Włączasz komputer, tablet, telefon. Twoje palce dotykają klawiatury, czujesz znajome Ci uczucie ekscytacji tworzenia czegoś własnego, swojego świata. Jesteś pochłaniany przez wymyślne ep...