Rozdział na (zbyt) szybko

245 50 43
                                    

Praca pisarza w gruncie rzeczy jest bardzo nudna. Wiem, trochę obrazoburcze, a wręcz heretyckie stwierdzenie – no bo jak to, przecież podczas pisania wyobraźnia szaleje! Tworzymy w głowie historie, powołujemy do życia ludzi, miejsca, miasta i krainy... Owszem, to wszystko prawda, ale gdy odłożyć na chwilę całe górnolotne gadanie, zostaje nam proza życia. A prozą życia w tym wypadku jest mozolne klepanie w klawisze i... czekanie, czyli ta najbardziej frustrująca część. A gdyby tak trochę sobie pomóc? Przyspieszyć rozwój i szybciej sięgnąć po sławę? Przecież nic się nie stanie, gdy sprawdzę wszystko sama od razu po napisaniu... albo nie sprawdzę. Parę błędów nikomu nie zaszkodzi.

No jasne, co może pójść nie tak? Absolutnie nic – może poza tym, że oddamy ludziom do czytania bubel, którego zaczniemy się wstydzić po tygodniu. Czyli, jak by nie patrzeć, okażemy im całkowity brak szacunku. Oj tam, oj tam.

Buszując po Wattpadzie można trafić na genialne opowiadania i powieści, które wstępnie kwalifikują się do wydania – to nie ulega wątpliwości. Na treści z pomysłem, fabułą, napisane pięknie i, co dla mnie o wiele ważniejsze, starannie. Ale wszyscy dobrze wiemy, że to ta jaśniejsza strona naszego pomarańczowego piekiełka. Po tej ciemnej znajdziemy nie tylko Lorda Vadera, ale również teksty przeciętne, złe i wypalające oczy. Jeśli są takie, bo autor jest niedoświadczony, ma dwanaście lat i dopiero co postanowił, że będzie pisarzem, można puścić to płazem, uśmiechnąć się i wesprzeć, pomóc, doradzić. Ba, nie można, ale trzeba, bo, jak powtarzam często, wszyscy się tutaj uczymy. Każdy jakoś zaczynał i dopóki nie spotka dobrych nauczycieli, nawet nie wie, że popełnia błąd.

Niektóre prace sprawiają jednak wrażenie, jakby autor wrzucał kolejne rozdziały tylko dlatego, bo ktoś przystawił mu glocka do skroni, grożąc śmiercią z powikłaniami. Ma być JUŻ i koniec. Jeśli ktoś wam tak robi – i nie chodzi o fanów niecierpliwiących się, co będzie dalej – zgłoście to na policję, bo groźby z użyciem broni są nielegalne. Ale idę o zakład, że na komisariaty nie wpłynie nagle znacząca ilość zawiadomień o popełnieniu przestępstwa, bo... no właśnie, tę spluwę przystawiamy sobie sami. Tylko nie do skroni, a do kolana. A potem następuje widowiskowy strzał, który gruchocze nam kości, bo do tego można porównać publikowanie rozdziału pełnego błędów. Do strzału w kolano. Wrzucamy treść na szybko, jakby nas ktoś gonił, ponieważ dawno nic nie było. Ponieważ harmonogram, który sami sobie narzuciliśmy, daje nam w kość. Ponieważ... no właśnie, co? Co się stanie, jeśli potrzymasz ten tekst dzień lub dwa? Jeśli przeczytasz go na spokojnie, że świeżą głową, a nie tak tylko... lub wcale?

Na jednej szali kładziesz pośpiech i dawanie ludziom treści byle jakich, a na drugiej – najlepszą możliwą wersję swojej opowieści. Nawet jeśli są jakieś pomyłki (a zawsze mogą się trafić), masz zupełnie czyste sumienie. Jako autor zrobiłeś dokładnie tyle, ile możesz w danej chwili. Dbasz o czytelników najlepiej, jak umiesz – a to wartość nie do przecenienia. Jeżeli popełniasz błąd, ktoś ci go wskaże, a wtedy będziesz coraz lepszy w tym, co robisz. Profit.

Jest jeszcze inny aspekt, a mianowicie kwestia szacunku. Powiedzmy sobie jasno, autor ma tylko jeden obowiązek: musi bezwzględnie szanować swoich czytelników. Wrzucanie tekstu pełnego błędów, niedoróbek i niejasności, wynikających nie ze słabego warsztatu ale z leniuszka, jest właśnie brakiem szacunku. Koniec i kropka. To tak, jakbyście tym ludziom, na których tak wam zależy (bo przecież omg, czekajo na ten dalszy ciąg) pokazali środkowy palec. Ponaglające komentarze mogą czasami stresować, wiem, doświadczyłam (i doświadczam), ale jeśli ktoś naprawdę kocha naszą historię, poczeka, ile będzie trzeba, by dostać prawdziwą perełkę. A my, goniąc jak chomik w kołowrotku, wrzucając na szybko, bo przecież terminy nas gonią, dajemy temu czytelnikowi tylko ochłap zgniłego mięcha. Uczciwy deal? No nie sądzę.

Zaręczam – czytelnicy bardziej ucieszą się z dopracowanej treści, niż takiej po prostu odklepanej, byleby tylko była. Na szybko można co najwyżej zrobić sobie kanapkę z szynką. A po spokojnym skonsumowaniu równie spokojnie zasiądźmy do rzetelnej, pisarskiej pracy.

Katarzyna "Valakiria" Tkaczyk

Pas startowy |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz