A zaczęło się tak fantastycznie! Zdania same pisały się w głowie, tworząc jedną scenę po drugiej. Grajcie trąby anielskie, otwierajcie szampana – mityczna wena nadeszła! Z radością zasiadasz więc do pisania, palce skaczą po klawiaturze, a strony zapełniają się z oszałamiającą prędkością. Po zakończeniu pracy wstawiasz zbędne przecinki, publikujesz lub wysyłasz betom... a publika nie zostawia na tobie suchej nitki. Nagle ujawnia się jeden błąd za drugim, a głupotka goni głupotkę, o logice wydarzeń nie wspominając. Tylko co właściwie poszło nie tak? Odpowiedź jest prosta – zapomniałeś o jednym bardzo ważnym etapie poprawiania dzieła: czytaniu na głos.
„To brzmiało lepiej..."
Ten problem dotyczy niemal wszystkich pisarzy – zarówno profesjonalistów, jak i amatorów; doświadczenie nie ma znaczenia, podobnie zresztą jak płeć i wiek. Ośmielę się nawet pójść krok dalej i stwierdzić, że z tą trudnością mierzą się absolutnie wszyscy, którzy pracują kreatywnie. Bo bez względu na to, czy piszemy opowiadanie lub sagę, a może tworzymy grafikę, obraz czy muzykę, wszystko zaczyna się od świeżego, ekscytującego pomysłu. I w naszej głowie ten pomysł zawsze jest wyborny. Pół biedy, gdy w trakcie realizacji sami dostrzegamy jego wady i możemy je szybko naprawić. Tylko co, gdy pracując w ciszy, nie widzimy tego, co najbardziej oczywiste? Nasz wzrok jest zmęczony, a umysł doskonale wie, co chce przekazać, więc nie alarmuje, że coś jest nie tak. Postawa pisarska zaczyna się wtedy, gdy przesuwamy się z pozycji „ja chcę powiedzieć" w stronę „ty powinieneś zrozumieć". Nie chodzi oczywiście o pisanie pod czytelnika, ani o zżymanie się na to, że ktoś tworzy własne teorie do tekstu. Dzieło po skończeniu jest otwarte na interpretacje, taka jego natura, ale musimy pamiętać, że to, co dla nas jasne, piękne i czytelne, nie zawsze jest takie dla reszty świata. I właśnie dlatego czytanie na głos to taka ważna sprawa.
Uduszony narrator i zażenowana publika
Naukowcy zakładają, że większość ludzi jest wzrokowcami. Słuch to jednak bardzo ciekawy zmysł, który pozwala wychwycić pewne niuanse niewidoczne dla oka. Czytając na głos napisany tekst możemy na przykład znaleźć miejsca, które zwyczajnie nie brzmią zbyt dobrze. Być może w twojej głowie odpowiedź bohatera była błyskotliwa i zabawna, ale w rzeczywistości wcale taka nie jest. Zaskakująco często bywa tak, że gdy usłyszymy daną kwestię, gdy wyobrazimy sobie, że ktoś tak mówi do nas, nagle odczuwamy tylko zażenowanie. O ile więc nie kreujesz postaci na żałosną i taką, która sama siebie kompromituje, wiesz już, że coś trzeba zmienić. Głośne czytanie napisanego tekstu pozwala też wychwycić miejsca, w których stylistyka kuleje, a narracja zwyczajnie się wlecze. Za długie zdania nie dowodzą kunsztu literackiego, wręcz przeciwnie – świadczą o tym, że autor nie do końca panuje nad tekstem. Jeśli więc czytając dany fragment zaczynasz się krztusić z braku tlenu, to znaczy, że trzeba go zmienić. Nie duś narratora – będzie ci jeszcze potrzebny. Nie pozwól mu również złapać zadyszki. Krótkie zdania są bardzo męczące, a do tego wcale nie ułatwiają przyswajania tekstu.
Jak czytać, by się usłyszeć?
Pisarze (profesjonalni i aspirujący) mają różne techniki sprawdzania tego, co stworzyli. Jedni wolą zostawić pracę na nawet na miesiąc, by się „uleżała" i dopiero wtedy zasiadają do poprawek. Inni natomiast robią je od razu, wierząc, że gdy dopieszczą to, co już mają, będzie im łatwiej ruszyć dalej. Są też i tacy, którzy po prostu przeglądają cały tekst i czytają fragmenty na wyrywki oraz ci, dla których ważniejsze jest metodyczne sprawdzanie; strona po stronie i akapit po akapicie. Niektórzy używają nawet dyktafonu – nagrywają siebie jak czytają i dopiero w czasie odsłuchiwania nanoszą poprawki na tekst. Który sposób jest najlepszy? Odpowiedź brzmi: to zależy dla kogo. Najlepiej więc wypróbować kilka technik i sprawdzić, która u nas sprawdza się najlepiej. A przede wszystkim trzeba zacząć od tego, by... nie wstydzić się czytania na głos. Nie chodzi o to, by wszyscy domownicy i sąsiedzi mieli audiobooka na żywo. Wystarczy czytać szeptem, tak, by się słyszeć – to w zupełności wystarczy.
Katarzyna „Valakiria" Tkaczyk
CZYTASZ
Pas startowy |ZAKOŃCZONE|
DiversosSiadasz na fotelu, kładziesz się na łóżku, leżysz na podłodze. Włączasz komputer, tablet, telefon. Twoje palce dotykają klawiatury, czujesz znajome Ci uczucie ekscytacji tworzenia czegoś własnego, swojego świata. Jesteś pochłaniany przez wymyślne ep...