Następnego dnia rano obudziło ją delikatne łaskotanie za uchem. Uchyliła powieki i próbowała dostosować się do panującej jasności. Promienie słońca raziły nieprzyjemnie, ale przynajmniej teraz było jej ciepło. Ze zdumieniem spostrzegła, że łaskotanie ustało. Odwróciła głowę i zobaczyła parę wielkich, zielonych ślepiów osadzonych głęboko w małej, futrzanej główce, które bez najmniejszego skrępowania wlepiały się w nią.
-AAAAA!!!- krzyknęła i spadła ze stołka.
-Morth!- usłyszała w oddali znajomy głos.- Morfik, nie strasz Mely- powiedział Matt i pogłaskał małpkę po głowie.
-Co to jest?- zapytała Melody już nieco przytomniejsza.
Małpka wdrapała się na ramię blondyna i zaczęła się do niego łasić. Cała była ciemnobrązowa, a mordkę miała w kolorze kawy z mlekiem. Na pyszczku odznaczał się różowiutki jak malinka nos, a bezczelny uśmiech ukazywał rząd żółtych zębów. Mało tego. Jeden z nich był złoty!
-Nie "co", tylko "kto"- poprawił ją Matt.- Przedstawiam ci Mortha, nasze szczęście okrętowe- pogłaskał zwierzątko i otrzymał wzamian pomruk rozkoszy.
-Morth, hę?- wstała i otrzepała się z kurzu.
Dopiero teraz zauważyła, że była nakryta czyimś płaszczem. Nagle przed oczami stanął jej obraz rozmazanej postaci o szerokich ramionach, śnieżnobiałej koszuli i trójkątnym kapeluszu idącej w nocy przez pokład. Jeszcze raz obrzuciła spojżeniem nakrycie, ale nie mogła sobie przypomnieć do kogo należy.
-Matt, wiesz może czyj to płaszcz?- zapytała z konsternacją wypisaną na twarzy.
Espinosa uśmiechnął się delikatnie. Doskonale wiedział, kogo na tym pokładzie jako jedynego stać na tak dobrej jakości płaszcz. Nie miał co do tego wątpliwości. Postanowił jednak nie zdradzać przyjaciela i pokiwał przecząco głową.
-Skąd go masz?- zapytał udając, że nic nie wie.
-Nie wiem, wczoraj dałeś mi miotłę i cedrzyk. Wyszorowałam pokład, po czym usiadłam na chwilę aby podziwiać swoje dzieło. Gdy się obudziłam to po prostu już na mnie leżało- podrapała się po głowie i oglądała płaszcz ze wszystkich stron.- Jak tak teraz o tym pomyślę, to miło, że ktoś o mnie pomyślał. Może to Joyce?
-Nie wiem, ale nie wydaje mi się, aby Joycelyn nosiła męskie płaszcze- mrugnął do niej porozumiewawczo.- A co do pokładu... Jestem pod wrażeniem, moja droga! Takiego błysku dawno już tutaj nie było.
-Nie przesadzajmy- zarumieniła się lekko słysząc komplement.- Ale chyba powinnam iść do kuchni. Późno jest?
-Załoga dopiero się ogarnia, właśnie byłem ich obudzić- odpowiedział Espinosa.
-No to ja lecę, pewnie trzeba zrobić śniadanie- zasalutowała i oddaliła się w stronę kuchni.
Zbiegła po schodach i powitała się w biegu z Joyce. Wpadła do kajuty, odwiesiła do szafy płaszcz od nieznajomego i zakasała rękawy. Była pełna energii i gotowa do pracy. Czuła, że to jest jej dzień.
-Jest i nasza śpiąca królewna!- zawołała latynoska.- Gdzie to się było całą noc?- poruszyła sugestywnie swoimi czarnymi brwiami.
-Na przecudownej randce z panem wiaderkiem oraz panią miotełką. Zrobiliśmy szalony trójkącik. Tak upojnego wieczoru już dawno nie przeżyłam!- odpowiedziała z sarkazmem, na co obie kobiety wybuchnęły śmiechem.- Rozkazy, psze pani!
-Aye, aye! Zróbże sieczkę z tych warzyw, mój drogi czeladniku- wskazała na blat, na którym leżała gruba deska do krojenia z wbitym głęboko nożem, a raczej tasakiem.
CZYTASZ
Tortuga- Cameron Dallas
FanfictionHistoria córki gubernetora Jamajki i potęgi portowej XVII wiecznej Anglii Port Royal. Osiemnastoletnia Melody wyrusza w podróż swojego życia, aby poczuć chcoć trochę wolności i niezależności. Niestety statek, na który trafia to piracka łajba kapitan...