5

637 55 195
                                    

Wróciłyśmy! Kto się ciszy? Pewnie nikt ale trudno

Steve był strasznie zamyślony. Przez bruneta, który chodził mu po głowie, w ogóle nie mógł się skupić. Próbował wyjaśnić sobie całą tę sytuację. ,,To był tylko przyjacielski gest" wmawiał sobie "Nie wyobrażaj sobie za dużo, Rogers". Gdy pili herbatę nie odezwali się ani słowem. Nagle obaj mężczyźni w tym samym czasie powiedzieli głośne ,,przepraszam".

- Nie, to moja wina.

- Wcale nie - kłócili się tak ze sobą dłuższą chwilę. Kiedy dali sobie spokój, Barnes zapytał:

- Może się przejdziemy?

- Chętnie - odpowiedział Steve. Wyszli razem do lasu. Bucky miał wielką ochotę złapać swojego towarzysza za rękę, ale wiedział, że to byłoby niestosowne. Spacerowali powoli ścieżką, rozmawiając o przeróżnych rzeczach. Skręcali właśnie w mniejszą dróżkę, gdy coś zaszeleściło w krzakach.

- Słyszałeś to? - zapytał niespokojnie Steve. W gęstwinie drzew obok nich coś się zatrzęsło i chyba szło w ich stronę. Rogers szybko przysunął do siebie Bucky'ego i objął go rękami zaciskając oczy se strachu.

Obiekt, którego tak bał się blondyn, okazał się zwykłym zającem, który szybko czmychną w las za nimi.

- Stevie, spokojnie. To tylko zając - blondyn uchylił lekko oko i kiedy zobaczył, że nic mu już nie zagraża, oderwał się od Bucky'ego. Po chwili zdał sobie sprawę, że właśnie przylgnął do bruneta jak mały, wystraszony kotek. Od razu jego twarz stała się cała czerwona.

,,On tak uroczo się rumieni" spostrzegł Bucky.

- Już jest bezpiecznie. To co, idziemy dalej?- spytał. Blondyn odpowiedział mu lekkim skinięciem głowy.

Szli tak przez dłuższy czas, aż Bucky wpadł na pewien pomysł. Niepewnie chwycił Rogers'a za nadgarstek i lekko pociągnął w stronę praktycznie niewidocznej ścieżki, cały czas uśmiechając się pogodnie. Miał nadzieję, że Steve'owi nie przeszkadzał sposób, w jaki go złapał. W końcu żadnemu z nich nie schodził uśmiech z ust.

- Dokąd mnie ciągniesz?

- Zobaczysz - odparł z tajemniczym wyrazem twarzy. Chwilę później dotarli na polanę. Było na niej mnóstwo kwiatów, co było niespotykane o tej porze roku, otoczona drzewami o powoli zieleniących się koronach. Przez środek płynął mały strumyk. Steve otworzył oczy ze zdumienia.

To miejsce jest piękne - pomyślał.

- Wow, ja. Ja nie wiem, co powiedzieć. To jest niesamowite!

- Cieszę się, że ci się podoba. Kiedy jestem zdenerwowany, muszę odpocząć od świata na zewnątrz, przychodzę tutaj. To miejsce ma w sobie taką magiczną moc, że zawsze potrafi mnie uspokoić - powiedział kładąc się na trawie, a Steve usiadł koło niego.

- Czy będzie w porządku, jeśli się na tobie położę? Nie kłamałem, kiedy mówiłem, że jesteś wygodną poduszką - spłonął rumieńcem, ale widząc, jak Bucky kiwa głową, przy okazji szczerząc się jak głupi, ułożył głowę na jego torsie. Przymknął oczy i uśmiechnął się delikatnie, gdy Barnes zaczął bawić się jego włosami.

- Dlaczego nie może tak być na zawsze?

- Taka kolej rzeczy, Buck - odpowiedział Steve.

- W końcu mogłoby się zrobić nudno, ale zgadzam się, ta chwila mogłaby trwać bardzoooo długo - kontynuował specjalnie przedłużając przedostatnie słowo. Bucky wpatrywał się w rozmówce jak w ósmy cud świata. Popatrzył na usta Steve'a. Miał taką ochotę je pocałować, ale wiedział, że byłoby to nie w porządku. Przecież byli tylko leżącymi na sobie przyjaciółmi. Bo tak się zachowują przyjaciele, prawda? Z zamyśleń wyrwał go głos ukochanego.

Miłość od pierwszej kawy | Stucky Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz