11. To jest już koniec. Możemy iść. Jesteśmy wolni. Bo nie ma już nic.

136 12 29
                                    

- Cholera!

Zrzucił z siebie kołdrę. Wstał z łóżka, prawie się przy tym przewracając. Czuł chłód podłogi, ale nie zawracał sobie głowy zakładaniem kapci. Musiał jak najszybciej go znaleźć, upewnić się, że nic mu nie jest, że to wszystko było tylko dziwnym snem.

- Steve! Kochanie! Gdzie jesteś?

Za oknem świeciło słońce. Ptaki ćwierkały, a wiatr poruszał gałęziami drzew. Pojedyncze liście spadały na ziemię.

- W kuchni!

Barnes szybko skręcił za róg, o mały włos nie wpadając na stół. Czuł, jak szybko mu serce bije.

- Bucky, wszystko w porządku?

Poczuł ręce na swoich ramionach. Podniósł wzrok. Tonął w odmętach błękitu.

- Stevie...

Ręce przesunęły się na kark bruneta. Kapitan miał zaniepokojony wyraz twarzy. Zmarszczki wokół oczu zniknęły wraz z uśmiechem.

- Co się stało? Miałeś koszmar?

James nie odpowiedział. Oplótł ramionami ciało partnera, kładąc głowę na ramieniu.

- To tylko ten sen - mruknął. Rozkoszował się ciepłem drugiego ciała. Starał się wypchnąć z umysłu strzępki myśli, które szeptały, że ich związek skończy się tak samo, jak w tamtym śnie. - Wydawał się taki rzeczywisty. Dziwny, ale jakby naprawdę, w jakiś pokręcony sposób, się zdarzył.

Poczuł usta na czole. Uśmiechnął się.

- Nigdzie się nie wybieram.

Stali tak chwilę. Otaczał ich zapach świeżo robionej kawy i smażącego się ciasta. Opierali się o blat. Wiatr za oknem uspokoił się. Białe chmury spowiły sklepienie.

- Nie, żebym nie lubił cię przytulać...

- Kochasz to.

- ...ale zaraz spali nam się śniadanie.

Barnes puścił Steve'a, który z delikatnym uśmiechem stanął przodem do kuchenki i obrócił naleśnika. Bok był lekko spieczony. Bucky zachichotał.

- Zrobiłem ci kawę. Espresso, tak jak lubisz, kochanie - powiedział Rogers, stawiając kubek na stole.

- Kocham cię.

- Też cię kocham. Ale co to wywołało?

- Nie mogę ci po prostu powiedzieć, że cię kocham? - gdyby wzrok mógł zabijać, Bucky prawdopodobnie już leżałby martwy. Uniósł otwarte dłonie do góry, starając się ukryć chichot. - Dobra, masz mnie. Ale nie uwierzysz, co mi się śniło. Generalnie wszystko zaczęło się od kawy...

A potem Bucky opowiedział swój sen, począwszy od spotkania w kawiarni aż po skutki nieporozumienia. Steve słuchał z uwagą, co jakiś czas potkując głową. W końcu oderwał wzrok od patelni, popatrzył partnerowi w oczy i powiedział:

- Wiesz, że Strange mówi, iż sny to po prostu życie naszych alter ego? W innych wymiarach.

To zbiło Bucky'ego z tropu. Takiej możliwości nie rozważał. Było to dość niepokojąca perspektywa, szczerze mówiąc.

- Naprawdę? - jego brwi uniosły się. - No cóż, w takim razie nasze inne wersje są wyjątkowo zdepresjonizowane, dziecinne, nie umiejące w komunikację i...

Steve parsknął śmiechem. Wyjął talerze z szafki.

- Cóż, z tego, co opowiadałeś, wygląda na to, że są uroczy. Nie obrażaj ich. Jakby na to nie patrzeć, to jesteśmy my - wzruszył ramionami. Wyłączył gaz i podniósł patelnię. - Chociaż nigdy nie wiadomo, doktor jest dziwnym człowiekiem.

- Tak, tak - Bucky lekceważąco machnął ręką. - Ale i tak my jesteśmy lepsi. Swoją drogą, ciekawe, co się potem stało. Obudziłem się w najbardziej ekstremalnym momencie.

- Może nigdy nie miałeś się dowiedzieć. Kto wie?

- Tak - powiedział Bucky, opierając się o blat i podziwiając, jak jego partner nakłada naleśniki na talerze w świetle sobotnich promieni słońca. W dłoniach trzymał ciepłą kawę. - Kto wie?





507 słów

To ostatni rozdział. Mamy nadzieję, że wam się podobało.

[29.03.2023r. - 29.03.2023r.; 29.03.2023r.]

Miłość od pierwszej kawy | Stucky Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz