Podczas gdy Steve był na zapleczu, Bucky rozmyślał, czy powinien zabrać nowo poznanego mężczyznę do swojego mieszkania, czy powinni pójść gdzieś do parku albo jakieś restauracji. Ostatecznie stwierdził, że po prostu zapyta osobę, która zaprzątała jego myśli. Jednak kiedy zobaczył, jak cudownie Steve wygląda w tych spodniach, postanowił od razu zaproponować pójście do swojego mieszkania. Oczywiście nie miał zamiaru zaciągać go do łóżka, nie był jakimś napalonym zboczeńcem. Po prostu chciał, aby razem spędzili jak najwięcej czasu. I widząc Rogers'a męczącego się z kluczami, nie mógł nie zapytać:
- Pomóc ci w czymś?
- Czy ty zawsze musisz mnie tak straszyć?!
- Tak - odpowiedział, na co blondyn spłonął rumieńcem.
To staje się dosyć normalne - pomyślał Bucky, zanim zobaczył ciasto trzymane w rękach Steve'a.
- Ups...? Chyba jednak o czymś zapomniałem - Rogers tylko pokiwał zrezygnowany głową na te uwagę.
- Chciałbyś pójść do mnie czy gdzieś się przejść?
- Nie wiem, to twoje urodziny, ty zdecyduj - odpowiedział Steve.
Bucky dopiero po chwili przypomniał sobie, że ma dziś urodziny. Ten niski, chudy chłopak obok niego od wejścia do kawiarni pozwolił mu odciąć się od smutnego faktu, że jego święto to istna porażka. Wiedział, że to spotkanie jest najlepszym prezentem, jaki mógł sobie wymarzyć.
- Skoro tak mówisz to zapraszam do mojego domu. Może nie jest za ładny, ale przynajmniej jest tam ciepło - ostatnie zdanie dodał, gdy zobaczył, jak Steve trzęsie sie z zimna i ciągnie na uszy czapkę z pomponem. Bucky na widok jego zziembniętej i wkurzonej miny oraz niebiesko-biało-czerwonej czapki zaśmiał się serdecznie.
- To nie jest śmieszne. To moja ulubiona czapka - odezwał się Steve, któremu wcale nie było do śmiechu.
- Bardzo ładna - komplementował brunet.
- Dziękuję.
- To może powiesz mi coś o sobie? - zagadnął Bucky. Był bardzo ciekawy, co odpowie mu blondyn. Chciał wiedzieć o nim wszystko.
- Nazywam się Steven Rogers. Mieszkam tu niedaleko razem z moimi przyjaciółmi: Samem i Natashą. Są naprawdę świetni. Mam dwadzieścia pięć lat i jak już widziałeś pracuję w tej kawiarni - tu Steve wskazał w kierunku lokalu, który był już spory kawałek za nimi.
- A ty? Powiesz coś o sobie?- Rogers odbił piłeczkę.
- A więc moje imię już znasz, dzisiaj kończę dwadzieścia sześć lat, za chwilę zobaczysz, gdzie mieszkam, mam jednego przyjaciela Lokiego i pracuję jako nauczyciel matematyki - odpowiedział Bucky.
- Nie spodziewałem się, że jesteś nauczycielem. Ja mam nie zbyt ciekawej pracy, do tego moja postura i astma uniemożliwiają mi wykonywanie niektórych zawodów - blondyn spuścił głowę zrezygnowany.
- Masz astmę? - Bucky zmartwił się nie na żarty, a przecież nie znał chłopaka nawet dzień.
- No tak.
- Według mnie masz świetną posturę - powiedział Bucky i dopiero kiedy jego towarzysz oblał się rumieńcem, zrozumiał, że powiedział to na głos.
- Eee, to znaczy, ja, em - policzki Bucky'ego spłonął rumieńcem i spuścił głowę - Przepraszam.
- Po prostu o tym nie rozmawiajmy, dobrze? - odparł Rogers z uśmiechem, chociaż w środku się cieszył, że Bucky'emu nie przeszkadzał jego wygląd.
- Um tak, jasne, oczywiście...
Szli w ciszy i mimo, że była ona komfortowa, to w Bucky'm zaczynały budzić się wyrzuty sumienia.
CZYTASZ
Miłość od pierwszej kawy | Stucky
FanficSteve pracuje w kawiarni. Pewnego dnia przychodzi tam smutny brunet. Ale na końcu nie wszystko może wydawać się takie oczywiste. Pisane z @PozytywnieZvariovana W trakcie korekty (części z datą na końcu zostały sprawdzone - w mniejszym lub większym s...