10

446 35 170
                                    

Bucky zatrzymał samochód pod blokiem, w którym mieszkał jego ukochany i pędem pobiegł pod właściwie mieszkanie. Zaczął rozpaczliwie walić pięścią w drzwi. Steve niemal podskoczył na ten głośny dzwięk. Podszedł jednak do drzwi i popatrzył przez wizjer. Gdy zobaczył tam Bucky'ego zaczął jeszcze mocniej płakać.

- Steve słyszysz mnie! Ja nie chciałem! To nie tak! - Barnes krzyczał przez co Steve wpadł w jeszcze większą rozpacz.

- Każdy tak mówi - kolejne łzy blondyna zleciały na podłogę. Bucky oparł czoło o drzwi.

- Stevie, słońce nigdy bym ci tego nie zrobił - zapewniał brunet, ale na nic się to zdało.

- Nie dam się znowu wykorzystać - załkał Rogers.

- Jeszcze to naprawię, zobaczysz - rzekł James i dalej płacząc skierował się do samochodu.

Blondyn w tym czasie zsunął się po drzwiach na podłogę i zakrył twarz dłońmi. Nie miał siły wstać. Teraz, kiedy tak ważna dla niego osoba odeszła poczuł, że wraca do najgorszych chwil ze swojego życia. Po tym jak jego mama umarła był zupełnie sam. Tak samo jak teraz.

Nie miał zamiaru powiedzieć o tym przykrym zdarzeniu ani Sam'owi, ani Nat. Wiedział, że jego przyjaciele bardzo się o niego martwią, ale nie chciał zawracać im głowy swoimi problemami. Co z tego, że nie mieliby oni nic przeciwko? Steve taki już po prostu był. Dlatego siedział w domu na kanapie oglądając najróżniejsze filmy i seriale. Co chwilę jednak płakał przypominając sobie jak bardzo kochał Bucky'ego. Poprawka, jak bardzo kocha Bucky'ego. Choć brunet tak bardzo go zranił nie mógł przestać o nim myśleć. Za każdym razem gdy przypominał sobie jak szczęśliwy z nim był myślał sobie, że mimo tego, iż teraz czuje się jak zgnieciona w kulkę i wrzucona do śmietnika kartka za żadne skarby nie zamienił by tamtych chwil. Po kolejnej fali płaczu włączył telefon. Nie, nie chciał odczytać wciąż przybywających wiadomości od Bucky'ego. Uruchomił za to galerię i zaczął przeglądać ich wspólne zdjęcia. Choć nie znali się długo było ich sporo. Na każdym byli tacy uśmiechnięci, tacy szczęśliwi.

Możecie pomyśleć ,,Dlaczego on to robił? Chciał się jeszcze bardziej zdołować?" Nie, nic z tych rzeczy. Steve był osobą bardzo sentymentalną i lubił wspominać. Przeglądanie zdjęć i oglądanie ich szczęścia w jakiś sposób dawało mu wiarę w to, że może kiedyś te dni powrócą i nadzieję, którą potem i tak zatapiał we łzach powracając do rzeczywistości. A jak to mówią: nadzieja umiera ostatnia.

W tym samym czasie, gdy Steve przeglądał ich wspólne zdjęcia, Barnes zaparkował pod swoim domem. Nadal był w szoku, że nie spowodował wypadku. Łzy całkowicie zasłoniły mu widok. Ledwo włożył klucz do zamka. Wiedział, że to wszystko jego wina. Mógł odepchnąć tego chłopaka szybciej, nie dość, że uczeń to jeszcze zepsuł mu jego związek. Barnes uderzył metalową pięścią w ścianę. Poczuł jak tynk sypie mu się na głowę.

- Dlaczego ty zawsze musisz wszystko sknocić? - zapytał sam siebie.

Potem oparł czoło o ścianę i przymknął oczy. Uśmiech wpłynął na jego twarz, gdy przypomniał sobie uśmiech ukochanego. Uśmiech, którego już nigdy nie zobaczy. I to przez własną głupotę.

Steve w tym czasie ani na chwilę nie zmienił swojego położenia. Nadal leżał na łóżku szczelnie owinięty kocem. Teraz jednak spał, a zaschnięte łzy i czerwona cera zdobiła jego chude policzki. Pogoda jakby odczuwając jego emocje przyjęła nastrój tak samo ponury jak Rogers. Szare chmury spowiły niebo, a ono samo zaczęło na pozór płakać nad losem blondyna.

Po niespełna godzinie Steve się przebudził. Przez kilka sekund nie przypominając sobie o jednym z najokrutniejszych momentów swojego życia. Przez kilka sekund, tak krótkich, a jednak tak błogich był szczęśliwy jak pare dni wcześniej. Jednak szybko czas leci. Steve wstał szybko z kanapy starając się na powrót zapomnieć, lecz w głowie poczuł mocny ból i cały świat zaczął wirować, o mało by się nie przewrócił. Opadł z powrotem zbolały na wcześniejsze miejsce spoczynku. Rogers czuł się okropnie, może to przez stres i rozbite serce, może to zwyczajne przeziębienie. Tego nie wiedział, ale czuł, że ból, ten wewnętrzny, czyni go jeszcze słabszym.

Miłość od pierwszej kawy | Stucky Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz