Rozdział 1

351 15 4
                                    

10 maja środa



- No skarby wy moje, bądźcie grzeczne i trzymajcie się razem. - Powiedziała Marinette, kucając przed swoimi córkami.

- Ocywiście mamusiu. — Odpowiedziały chórkiem obie dziewczynki i przytuliły się do rodzicielki.

Dzieci odsunęły się od matki i zaczęły kierować się w stronę przedszkola.

- Kocham was. — Krzyknęła kobieta do dzieci.

- My ciebie tez mamo. - Odkrzyknęły, po czym znikły za drzwiami palcówki.

Mari stała tak jeszcze chwile i patrzyłam na znikające dziewczynki za szklanymi drzwiami. Kiedy zniknęły w przedszkolu, uśmiechnęła się do siebie, po czym odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku samochodu.

(Marinette)

Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Nie! Tylko ja mam takie szczęście. Dlaczego akurat dziś musiał się stać taki korek? Czemu? Już pół godziny spóźnienia do pracy. No pięknie. Choć w czasach szkolnych spóźniałam się ma okrągło, to trochę to zanikło i obecnie się nie spóźniałam. Ale czasem mi się zdarzało tak jak dziś przez ten cholerny korek. Szef mnie zabije.

...

Wpadłam do firmy jak huragan, po drodze wpadają na kilku ludzi.

- Dzień dobry Moniko — Przywitałam się z recepcjonistką.

- Dzień dobry Panno Dupain-Cheng. Oto pani poczta.

- Dziękuje. - Odebrała pocztę i już miałam iść w kierunku windy, gdyby nie zatrzymał mnie dobrze znany mi głos.

- No panno Dupain-Cheng, proszę uważać, bo sobie nogi pani połamie. A tak w ogóle to cześć Mari.

- Hej Alya, co tak wcześnie? Ty chyba dziś zaczynasz później, prawda?

-Masz racje, ale chyba zapomniałaś, że jednak musiałam przyjść wcześniej, aby przygotować odpowiednie materiał do gazety i okładek oraz reklamy. - Odpowiedział.

- O matko masz racje. Wybacz.

- Spoko. No ale ty jak to ty ze spóźnieniem, co? - Zapytała z uniesionymi brwiami.

-Nie uwierzysz, ale gdy zawiozłam dziewczynki do przedszkola, miałam sporo czasu na dojazd, ale ukazał mi się korek po drodze, bo był jakiś wypadek, ale to tylko czterdzieści minut spóźnienia.

-Tak masz racje tylko i aż czterdzieści minut spóźnienia. Ale co do korku masz racje, głośno już o tym w necie, na szczęście nic poważnego, ale jednak usunięcie szkód trochę zajęło.

-Masz racje, ale mam nadzieje, że szef niczego nie zauważył.

-Właśnie od niego wracam. Marcello zauważył twój brak, ale spoko nie jest zły. Kazał przekazać, że jak tylko cię spotkam mam cię do niego przysłać.

-Dzięki już do niego lecę. A i nie zapomnij, że dziewczynki czekają na ciebie i Bruna dziś wieczorem. Będą też inni goście.

-Pamiętam, pamiętam. Będę na czas nie to, co ty. Leć już no. Do zobaczenia. - Krzyknęła do mnie.

-Paa — odkrzyknęła w drodze do windy.

Po chwili już znajdowałam się w windzie i wciskałam odpowiedni numer piętra, na którym znajdował się gabinet mojego przełożonego.

Mój szef Marcello Martinez właściciel własnego domu mody ''Sarte'' który jest drugim na świecie najbardziej rozpoznawalnym i cenionym domem mody. Zapewne zastanawiacie się jaki dom mody jest na pierwszym miejscu. Oczywiście pierwsze miejsce zarezerwowane jest dla domu mody Agreste. Zapytacie się, dlaczego więc nie pracuje w domu mody Agreste, skoro sam Gabriel Agreste był moją inspiracją i od małego marzyłam, że będę tam pracować? Odpowiedź jest prosta, młody Agreste. Kiedyś byłam blisko z rodziną Agreste, ale postanowiłam się odciąć od jego rodziny przez niego (Adriena), choć miałam bardzo dobry kontakt z jego rodzicami. Ale jakie było zdziwienie jak tak po prostu, zerwałam z nimi kontakt, a później odrzuciłam prace w największej potędze modowej, by móc pracować w konkurencyjnym domy mody. Ale życie płata figle. Nic nie jest tak, jak by się planowało, bo z planów zazwyczaj nic nie ma.

"Pozwól mi" MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz