Rozdział 15

79 6 10
                                    

- Na pustyni jest się trochę samotnym.
- Równie samotnym jest się wśród ludzi.

Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę

Piątek 26 maja

Ciężko opadł na kanapę. Wygodnie oparł się i rozciągnął na niej, po czym przetarł twarz dłonią.

Był zmęczony. To był długi dzień, a kłopotów nie było mniej. Myślał, że odetnie się od przeszłości, od tego kim był. Jednak się mylił i to bardzo. Mimo że trzy lata nie mieszał się w sprawy ojca i całej rodziny nie mógł się od tego odciąć. To ma jednak we krwi, nie wymaże tego, nawet, jeżeli by chciał. A chciał, dla niej. Niestety prawda dopadła go szybciej, i już doglądał spraw, jak wcześniej. To co miał kontynuować było nieuniknione, tym razem nie ucieknie.

Z westchnieniem podniósł się z siedzenie i podszedł do barku w pokoju hotelowym i nalał sobie whisky. Jednym łykiem wypił zawartość, a alkohol przyjemnie piekł mu przełyk. Nalał kolejną porcję do szklanki, już miał ją wypić, ale rozdzwonił się jego telefon. Z grymasem na twarzy odłożył szklankę i się gną do kieszeni po telefon. Z rozczarowaniem patrzył na ekran. Spodziewał się kogoś innego.

Szybko chwycił szklankę w drugą dłoń, odebrał połączenie i ruszył w kierunku kanapy, by usiąść.

- Słucham?

- Mam dwie sprawy. - Odezwał się głęboki, męski głos.

- Może jakieś dobry wieczór? - Zapytał złośliwie młody mężczyzna.

- Dobrze wiesz, że nie mam na to czasu. - Sprostował szybko.

Racja. Za poważny człowiek.

- Więc? O co chodzi? - Zapytał, upijając łyk ze szklanki.

- Na początek. Uporałeś się z problemem?

- Oczywiście. Ale następnym razem, tato. - Poprawił się na kanapie. - Lepiej wybieraj trasę. Państwo Martinez pracuje dla nas, ale sam wiesz, nie mogą być stratni, jeżeli chcesz ich trzymać po swojej stronie. Potrzebujemy ich transportu tkanin, by móc łatwo transportować nasz towar po Europie. Łatwiej rozwieziesz to gówno w Ameryce.

- Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego, następny transport, od zera zaplanujesz, ty. - Starszy mężczyzna dosadnie przemówił i usłyszał ciężkie westchnienie. - Nie wzdychaj mi tu. Kiedyś i tak sam będziesz, w tym siedział. Lepiej dla ciebie.

- O ile sobie przypominam, to od dziecka uczysz mnie do twojej roli. 

- Niestety synu. W takiej rodzinie się urodziłeś, więc nos jej brzemię. 

Dopił alkohol to końca i podniósł się, by odstawić szklankę na biurku, przy którym usiadł.

- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale skończmy to. Co to za druga sprawa. - Zapytał szybko.

- Twój wuj się do mnie odezwał. - W jego głosie było czuć prześmiewczość.

W tym momencie przestał stukać palcami w balat biurka. 

- Co konkretnie chciał? Moja wspaniała ciotka zabroniła mu kontaktu z tobą.

Prychnięcie w słuchawce. - Jak trwoga to do nas synu. Zapamiętaj. 

"Pozwól mi" MiraculumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz