Rozdział 8.

434 34 1
                                    

Martin's POV

Staliśmy chwilę na parkingu, patrząc za odjeżdżającym czarnym BMW. Parę minut temu próbowano dokonać zamachu na naszych klientów. Całe szczęście, że uważnie słuchałem Smith'a na treningach. Szybka reakcja to podstawa, gdy napastnik ma broń.

- Idziemy - sztuczny uśmiech momentalnie zniknął z twarzy Harvarda. Ruszyliśmy z powrotem do studia, gdzie czekało na nas stadko reporterów, trzech policjantów i...

- Jones, Smith? Co wy tutaj robicie? - stanąłem jak wryty widząc ciemne loczki Smith'a i szeroki, hollywoodzki uśmiech tego drugiego barana.

- Pilnuję was - burknął Jones, spoglądając na mnie i Harvarda.

- A ten obok co tu robi? - wskazałem na blondyna.

- Nie mam pojęcia - westchnął ciemnowłosy, podchodząc trochę bliżej. Może i był czasem dupkiem, ale za to jakże inteligentnym i rozsądnym. Mój drugi idol, zaraz po Alex. Siostrzyczki nikt nie wygryzie, nie ma tak dobrze!

Właśnie, Alex. Wkopałem ją i przy okazji zepsułem cały, misternie ułożony plan. Mogłem przedstawić się pseudonimem, tak jak zrobiła Alex, ale po co? Lepiej wszystko spierdolić... Zrobiłem ze swojej biologicznej siostry przybłędę.

- Ona mi do końca życia nie wybaczy - jęknąłem, nieświadomy swoich poczynań.

- Kto ci nie wybaczy? - cała trójka spojrzała na mnie uważnie.

- Ale co się dzieje? Mówiłem coś? - zaśmiałem się nerwowo, drapiąc się w wewnętrzną stronę dłoni. Zawsze tak robiłem, gdy się denerwowałem. Fuck, chyba jednak powinienem się bardziej kontrolować.

- Nieważne - Smith machnął na mnie ręką i zwrócił się do Harvarda. - Ile oni wiedzą?

- Niewiele, są młodzi, głupi i nierozważni. Nie mają o niczym pojęcia.

- Bardzo dobrze, niech tak zostanie.

- Ludzie, o co chodzi? - stałem skołowany między Smith'em a Harvard'em, niebardzo rozumiejąc co się dzieje.

- Martin, poznaj mojego starszego brata, byłego ochroniarza prezydenta Obamy, Roberta Smith'a.

To, że opadła mi szczęka to mało powiedziane.

- Od kiedy ty masz brata? - Jones prawdopodobnie wyglądał tak samo jak ja, czyli jak idiota.

- Od 38 lat? No nie wiem Jones, nie wiem - Smith i Smith-Harvard zaczęli się śmiać.

- Swoją drogą dobrze wyglądasz, Andrew - Robert poklepał brata po plecach.

- Naprawdę? Wiesz, myślałem, że ten ciągły stres mnie postarza.

- Ale numer - krzyknął Jones, rozciągając usta w nienaturalnym uśmiechu.

- Możemy przejść do rzeczy? - burknąłem, zerkając na rodzeństwo Smith.

- Pewnie. Rozmawiałem z tutejszą policją, wiedzą tyle, ile muszą, czyli większość. Znają wasze prawdziwe tożsamości... właśnie, jak się przedstawiliście? - Andrew spojrzał na mnie z góry.

- Ja prawdziwym imieniem, Alex jako Gwen Forth - odparłem zgodnie z prawdą.

- Martin, jesteś idiotą - burknął pod nosem. - Nieważne. Nie przejmujcie się policją, nic wam nie zrobią. Póki co macie ich pilnować przez następny miesiąc, potem zdecydujemy co dalej. W razie potrzeby wywieziecie ich za miasto. Alex zna adres. Uważaj na to, co mówisz przy tych głupkach i miej na nich cały czas oko. Nie mamy pojęcia co wywiną. Robert pomoże wam ich przypilnować. My też będziemy w pobliżu, w razie wypadku wam pomożemy - Smith uśmiechnął się lekko. - Oh, pamiętaj też, że ten tutaj - wskazał na swojego brata - to Joe Harvard.

- Czaję, coś jeszcze? - zapytałem, modląc się, by pozwolił mi odejść.

- Tak, samochód stoi pod budynkiem od stromy wschodniej - rzucił w moją stronę kluczyki do Ferrari.

- O w mordę jeża, żartujesz? - niemal krzyknąłem, rozpromieniajac się.

- Nie myśl sobie, że będziesz prowadził. To moje autko - "Joe" wyjął z mojej ręki kluczyki i ruszył w stronę wyjścia, zakładając wcześniej okulary przeciwsłoneczne. Pożegnałem się z Jones'em i Smith'em i pobiegłem za Robertem.

_____________________________________

Idk co ja piszę, co ja robię, ale myślę, że zaczyna się robić ciekawie. Mam rację? Nie mam?

Komentujcie, gwiazdkujcie i co tam jeszcze chcecie (#5sosSecurityff na Twitterze). To bardzo motywuje!

Jeszcze jeden rozdział ukaże się w tym roku, obiecuję.

Security I part 1 // l. h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz