Rozdział 15

348 26 0
                                    

Luke's POV

- Dziś wyjeżdżamy do USA! - Ash wszedł do mojego domu, ciągnąc za sobą sporych rozmiarów walizkę. Powinienem się cieszyć, w końcu znów zaczynamy koncertować. Tęskniłem za udzielaniem wywiadów, wielką sceną i piskiem tysięcy fanek, które nie widziały we mnie nikogo innego, niż tylko sławnego i bogatego gościa. Czasem się zastanawiam czy aby one wiedzą, że my też mamy dostęp do portali społecznościowych... niektóre komentarze powinno poddać się cenzurze, a autorkę odesłaś na badania psychiatryczne. Nie chcę być tutaj złościwy, ale nie tylko ja tak uważam. Często dostajemy tak brudne wiadomości, że mi samemu robi się niedobrze od ich czytania.

- Ta, super. Znowu wracamy do ukochanego życia na walizkach - zaśmialem się, przeczesując palcami nieco oklapnięte włosy. Sława nie jest fajna, uwierzcie mi na słowo.

- Hello, gotowi na kolejną trasę? - do domu wpadł Calum razem z Michaelem. Brakowało jeszcze tylko Martina. Alex już od dawna była gotowa. Jej walizka stała obok mojej, tuż przy drzwiach. To zabawne, że dziewczyna spakowała się szybciej od chłopaka. A może to jakaś wskazówka, że nadchodzi apokalipsa, huragany, albo wielka powódź? Nie, to chyba nie to. Powinienem ograniczyć oglądanie filmów, ale zabronić wybierania ich Calumowi.

Usłyszeliśmy głośny huk spadającej ze schodów torby, która sturlała się i zatrzymała przed stopami zdenerwowanej Alex. Zaraz potem z piętra zszedł brat czarnowłosej. Zmierzyła go wzrokiem, pokiwała głową i wcisnęła w dłonie butelkę wody. Tutaj, w Australii picie płynów było bardzo ważne ze względu na klimat.

- Wszyscy gotowi? Na pewno wzięliście wszystko, co potrzebne? Ashton, masz krem do opalania? Przecież wiesz jak wrażliwą masz skórę. Cal, okulary! Chcesz, żeby słońce cię do końca oślepiło?! Mikey, nie farbuj zbyt często włosów, proszę cię jako matka twojego przyjaciela. Alex, Martin... nie zwariujcie z nimi. Potrafią nieźle dać w kość. W razie problemów dzwońcie do mnie, a na pewno wam pomogę. Oh, jeśli mój syn wróci pijany do hotelu to zabierz mu telefon, żeby nie wstawiał głupich postów do internetu...

- Spokojnie, pani Hemmings. Dam sobie z nimi radę. Nie z takimi musiałam żyć - zaśmiała się Alex i pożegnała się z moją matką. Reszta podążyła w jej ślady i kilka minut później siedzieliśmy już w busie, gotowi do drogi.

***

Na lotnisku spotkaliśmy gromadkę fanów, którzy także chcieli nas pożegnać i życzyć szczęśliwej podróży. Zero bycia nachalnym, żadnego płaczu ani skomlenia. Takich fanów właśnie lubię, normalnych.

Odprawa odbyła się gładko jak nigdy przedtem. Pół godziny i byliśmy już na pokładzie samolotu do Nowego Jorku.

- Stamtąd pochodzisz, prawda? - spojrzałem na siedząca w fotelu obok Alex.

- Tak, to nasze rodzinne miasto - dziewczyna wydawała się być czymś zdenerwowana.

- Wszystko w porządku?

- Muszę spotkać się z szefem, gdy dotrzemy na miejsce, tak... rutynowo. Zdać raport - uśmiechnęła się do mnie blado i wróciła do czytania książki. Przez resztę lotu nie odzywaliśmy się do siebie, co było dziwne, zważając na to, że wcześniej rozmawialiśmy prawie przez cały czas. Czuję, że wizyta w Nowym Jorku nie będzie należeć do przyjemnych. Zarówno Alex jak i jej brat siedzieli podczas lotu cicho. Martin też nie wyglądał zbyt ciekawie, ale przynajmniej od czasu do czasu odburknął coś Calumowi. Mam złe przeczucia.

***

- Witaj, Nowy Jorku! - krzyk Ashtona rozniósł się po hali lotniska, powodując tym samym krzyk dziesiątek fanek stojących kilka metrów dalej. Jak zwykle zacząłem do nich machać i sztucznie się uśmiechać. Gdyby nie barierki, które ustawiono przed naszym przylotem prawdopodobnie by nas stratowano. Ochrona się jednak przydaje, tym bardziej, jeśli jest to ładna ochrona i jej braciszek, wrzeszczący na tłum, żeby sie cofnęli. Ciekawe, czy mają broń...

- Droga wolna, idźcie - Burnerowie skutecznie usunęli dzikich fanów z naszej ścieżki, (tak, oni wiedzą jak przedostać się przez barierki i sprawiają problemy) więc przeszliśmy obok, dając nielicznym autografy czy pozwalając zrobić sobie zdjęcie. Byliśmy zwykłymi nastolatkami, którym coś się w życiu udało. Naprawdę czasami nie wiem, dlaczego ludzie biorą nas za kogoś super fajnego, jak szkielet tyranozaura w muzeum. Chociaż szkielety naprawdę są fajne. Widziałem kiedyś jeden na żywo i był...

- Luke, kocham cię! - jakaś fanka przedarła się przez barierki i innych ochroniarzy i popędziła w moją stronę. Zderzenie czołowe za trzy, dwa, jeden... i nic. Żyję, jestem cały, niezmechacony, a szalona fanka leży na ziemi, tuż przy moich stopach, przygnieciona przez Alex. Trzeba przyznać, że czarnula ma niezły refleks w tych sprawach. Jakiś ochroniarz z lotniska "przejął" od Alex szarpiącą się blondynkę i odprowadził prawdopodobnie do wyjścia. Biedna, sama sobie winna. Trzeba było nie kicać, gdy Alex ze strzelbą biega po lesie i poluje.

- To było cool - Cal przybił z Alex piątkę i razem ruszyliśmy dalej, pozostawiając zszokowany i cichy tłum za nami.

- Chyba nie zrobiłaś jej krzywdy, nie? - zagaił Mikey, gdy weszliśmy do apartamentu. Od czasu incydentu z lotniska nikt, oprócz Caluma, się nie odezwał. Nie baliśmy się Alex, jednak potraktowała tę fankę odrobinę zbyt surowo.

- Wiem, jak bić, żeby bolało, ale żeby nie zabić. Nie martw się o nią, została przykładnie ukarana za złamanie pewnych reguł nietykalności cielesnej - dziewczyna odgarnęła ciemne włosy do tyłu. Zauważyłem, że zawsze robiła to w taki specyficzny sposób, używając tylko kciuka i małego palca, a nie, jak normalni ludzie, całej dłoni. Przynajmniej aż tak ich nie przetłuszczała.

- Chyba zaczynam się ciebie bać - burknął Ash, wymijając ją w korytarzu i idąc do swojej sypialni. Wyczuwam coś w powietrzu i to raczej nie jest cynamonowe kadzidełko, stojące w przestronnym salonie. Chyba szykuje nam się bitwa tytanów.

___________________________________

Pierwsza rzecz.

Chyba znów krótki rozdział mi wyszedł... eh, muszę się wam do czegoś przyznać. Nie mam pomysłu co dalej. W sensie wiem jakie będą główne 'punkty' w reszcie story i jak się skończy, ale nie umiem w opisywanie rzeczy pomiędzy. Byle do koncertu za trzy securitowe tygodnie... wtedy się dopiero zacznie dziać. Dużo, szybko, intrygi, okrutna prawda o niektórych, za którą mnie przybijecie do krzyża, no i w końcu powrócą moje dwa fav stworki :3

Byle do 20 rozdziału XD

Druga rzecz.

Chyba muszę zacząć pisać coś innego, niż fanfiction, bo Security zaczyna mi się powoli nudzić. Może jakieś fantasy? Co wy na to?

Trzecia rzecz.

Czy chcecie jakiś walentynkowy dodatek ze story? I tak siedzę w domu całą sobotę czternastego (początek ferii *-*), więc będę mieć czas i w razie coś to napiszę.

Zapraszam do komentowania i pisania opini na Twitterze po #5sosSecurityFF

Security I part 1 // l. h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz