Rozdział 12

409 31 2
                                    

Martin's POV

Dużo rzeczy dałem radę znieść. Śmierć rodziców, potem jakiś czas mieszkanie w sierocińcach, trafianie od domu do domu, by na końcu trafić w ręce Mastersa.

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Dostaliśmy ostrzeżenie, że to nie jest zabawa i może stać nam się krzywda. Chciałem zrezygnować i to wielokrotnie, ale ona mi na to nie pozwalała.

Dla Alex praca w Masters International była spełnieniem najskrytszych marzeń. Odkąd pamiętam uwielbiała przesiadywać całymi dniami na łóżku i czytać powieści Agaty Christie. Wyglądała wtedy całkiem zabawnie, gdy momentami głośno wciągała powietrze do płuc albo gdy zasypiała z książką w jakimś kącie.

Niczego nie pragnąłem bardziej, niż jej szczęścia. Zostałem w MI tylko dla Alex, która treningi i każde zadanie traktowała śmiertelnie poważnie. Dobra przyszłość i wygodne życie za ochronę. Takie ultimatum postawił nam Masters w dniu, kiedy po raz pierwszy go spotkaliśmy. Uciekliśmy wtedy po raz kolejny z sierocińca, w którym traktowano wszystkie dzieciaki jak tanią siłę roboczą i worki treningowe.

Alex nie chciała takiego życia dla mnie.

Ja nie chciałem takiego życia dla niej.

Obiecałem sobie ją chronić bez względu na wszystko nawet, jeśli miałbym przypłacić to własnym życiem. Niestety, spieprzyłem sprawę. Gdybym kilka godzin wcześniej pojechał razem z nią, nie leżała by teraz tutaj nieprzytomna.

Wybuch był na tyle silny, że rzucił nią na asfalt, a chwilę potem stłuczone szkło pocharatało jej skórę. Była tak roztrzęsiona i oszołomiona, że nie czuła bólu. Nie była w stanie nawet się odezwać. Patrzenie na jej ciało w połowie owinięte bandażami sprawiało, że z minuty na minutę czułem się coraz bardziej winny.

Ashton, Michael i Calum wyszli chwilę po przyniesieniu jej tutaj. Luke pobiegł po sąsiada, który był lekarzem w pobliskim szpitalu. Specjalistyczna pomoc była Alex najbardziej potrzebna. W międzyczasie razem z Liz opatrzyłem drobne rany na rękach siostry. Gdy zjawił się lekarz ostrożnie położyliśmy nieprzytomną na boku. Lekarz podwinął jej bluzkę i wtedy... nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Blade plecy pokrywały czerwone szramy, z których sączyła się krew, brudząc białą pościel. W niektórych ranach powbijane były kawałki szkła.

- Biegnijcie po bandaże, natychmiast! - głos lekarza przywrócił mnie do rzeczywistości. Razem z Luke'iem pobiegliśmy po apteczki, zgarniając też wszystkie bandaże i opatrunki jakie tylko znaleźliśmy.

Alex, tak strasznie cię przepraszam. Przepraszam, że zawiodłem... ponownie.

Luke's POV

Od czasu przywiezienia dziewczyny minął już tydzień, a jej stan nie był zbyt dobry. Rany zaczynały się zasklepiać, codzinnie odwiedzał ją lekarz, któremu zapłaciliśmy sporą sumkę za milczenie. Jednak Alex jeszcze nie odzyskała na stałe przytomności. Budziła się na parę sekund, by po chwili znów zasnąć.

Martwiłem się o nią. To ona miała nas chronić, a tymczasem leży nieprzytomna od tygodnia w moim łóżku. Czasami coś bełkocze, nieraz zacznie krzyczeć, jakby przyśniło się jej coś złego.

Jej brat, Martin był cieniem człowieka. Snuł się z kąta w kąt, kilka razy dziennie do kogoś dzwonił, nieraz wychodził z domu na kilka godzin. Wygląda na to, że musiał być bardzo zżyty ze swoją siostrą. Miałem dość patrzenia na jego bladą twarz i podkrążone ze zmęczenia oczy.

- Martin, prześpij się. Posiedzę przy niej - podszedłem do chłopaka i położyłem dłoń na jego ramieniu. Spojrzał na mnie zaczerwienionymi oczami i podniósł się z miejsca.

Security I part 1 // l. h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz