Rozdział 10.

409 36 1
                                    

Martin's POV

- Więc jesteście tutaj, żeby robić za nasze niańki, dobrze zrozumiałem? - nie jestem pewny czy Calum gra idiotę czy jednak jest idiotą.

- Tak, Calum. Jesteśmy waszymi niańkami - Alex westchnęła, odgarniając ciemne włosy z twarzy. Z nas wszystkich to chyba ona była najbardziej zmęczona dzisiejszym dniem, a musieliśmy jeszcze wrócić do hotelu.

- Jak długo? - odezwał się Michael. Ten facet jak już coś mówił to niemal krzyczał. Byłbym skłonny uwierzyć, że to z przyzwyczajenia, bo jest w zespole i te sprawy, gdybym nie poznał Lukeya. Ten człowiek śpiewał najwięcej, a mówił najmniej i najciszej. To dziwne, że reszta go słuchała. Wzbudzał respekt? Nie sądzę.

- Prawdopodobnie dwa miesiące, może mniej, może więcej - odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Spojrzałem na nią, a potem na Hemmingsa siedzącego tuż obok niej na rozwalonej sofie. Ona ze wzrokiem, który mógłby zabić, on - rozanielony i wpatrzony w Alex.

Czy ktoś na górze sugeruje mi, że mam uważać także na własną siostrę? Nie, dzięki. Chyba nie skorzystam.

Z drugiej strony nie mam się co o nią martwić. Alex jest rozsądna, a przede wszystkim nie zakochuje się w pierwszym lepszym chłopaku. Przynajmniej mam nadzieję, że jej nie odejmie rozumu przez następne kilka tygodni.

Chociaż byłoby zabawnie, gdyby się zakochała. Ciekawe co by się stało...

-... Martin? Halo? Chłopie, żyjesz? - Cal puknął mnie delikatnie w ramię.

Alex's POV

Martin od kilku minut siedział zamyślony, wpatrując się w jeden punkt gdzieś za mną. Obok niego siedział Calum. Patrząc z boku wyglądali razem całkiem uroczo.

Rozumiem, że to mój brat, powinnam go chronić przed całym złem świata, bla bla bla, ale przed Hoodem? Z tym cielęcym wzrokiem wlepionym w Martina?

Oh, proszę. Nie byłby w stanie mu cokolwiek zrobić.

Byłoby ciekawie, gdyby coś się między nimi zaczęło dziać. Ciekawie przynajmniej dla mnie.

Calum szturchnął Martina w ramię.

- Martin? Halo? Chłopie, żyjesz?

Braciszek spojrzał nieprzytomnie najpierw na mnie, potem na Luke'a, dopiero na końcu na ciemnowłosego.

- No, a co? - burknął, unosząc brwi.

- Gwen mówiła, że umiesz grać na basie - usta Hooda rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.

- No, a co? - braciszku, znasz inne słowa niż "no, a co"?

- Zagramy coś? - Calum kiwnął głową w stronę całego sprzętu.

- Pewnie - oboje podnieśli się z sofy i zajęli basem Hooda, stojącym po drugiej stronie piwnicy. Co jakiś czas słyszeliśmy pobrzdękiwanie a to jednego, a to drugiego.

- Skąd przyjechaliście? - odezwał się Luke, który dotychczas siedział cicho. Jego ciepły oddech musnął skórę na mojej szyi.

Był blisko. Za blisko.

- Z Nowego Yorku - zachowywanie spokoju w sytuacjach kryzysowych to podstawa, a to zdecydowanie była jedna z nich.

Tymczasem Ashton i Michael zajęli się własnymi, zapewne ciekawszymi tematami.

- To prawda, że jesteś adoptowana? - Luke przysunął się bliżej mnie. Co on, kurwa, liczy na coś? Niedoczekanie jego.

Właśnie, Gwen Forth. Czy warto było to wszystko ciągnąć, skoro już na początku Martin zjebał plan? Powinnam powiedzieć prawdę, czy dalej kłamać?

Przyznaję, że nie jestem święta. Umiem wymyślać całkiem wiarygodne historyjki, o kłamaniu na prawo i lewo już nie wspominając.

- Nie, jestem jego biologiczną siostrą. I nie jestem żadną Gwen Forth, tylko Alex Burner.

Brawo! Nawet dnia nie potrafiłaś wytrzymać pod przykrywką! Szef nas za to zabije...

Luke's POV

- Nie, jestem jego biologiczną siostrą. I nie jestem żadną Gwen Forth, tylko Alex Burner.

Nie byłem zdziwiony jej wyznaniem. Już w hotelu coś było nie tak. Gdy rozmawiali z Harvardem, Alex była jakaś zdenerwowana. Kłamała.

- Długo chciałaś nas oszukiwać? - spojrzałem prosto w jej szaro-błękitne oczy.

- Ja... nie wiem. Musiałam trzymać się wytycznych, postawionych przez naszego Szefa. Nie możemy sobie tak po prostu używać naszych prawdziwych danych. To jest dla nas zbyt niebezpieczne. Jeśli gang, przed którym chronimy klienta dowie się kim jesteśmy, są w stanie wymordować nasze rodziny. Nie możemy im na to pozwolić, dlatego się ukrywamy... Proszę cię, Luke, rozum to - ostatnie zdanie dodała już szeptem, odwracając się ode mnie.

- Nie jesteście za młodzi na bycie ochroniarzami? - chciałem wiedzieć o niej jak najwięcej. Wydawała się taka... inna, nie jak reszta dziewczyn.

- Nie - burknęła cicho. Prosto, zwięźle i na temat, a ja, jako dżentelmen nie zamierzałem wypytywać się o jej wiek. - 17.

- Co? - duknąłem, mało inteligentnie zresztą.

- Pewnie zastanawiałeś się ile mam lat. 17. - spojrzała na mnie, uśmiechając się lekko.

- Nie chciałem tak bezpośrednio pytać, bo to nieuprzejme... sama rozumiesz.

- Dżentelmen się znalazł - zaśmiała się, a w jej policzkach znalazły się dwa urocze dołeczki. Szykuje się ciekawe kilka tygodni.

______________________________________

Witam w Nowym Roku!

Zaczynam 2015 z pompą (wstała o 13:30, heh).

Będę pisać rozdziały z różnych perspektyw, nie tylko Alex i Martina (jak widać zresztą).

Komentujcie, dawajcie votes - to bardzo motywuje do dalszej pracy!

Security I part 1 // l. h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz