Rozdział 4

943 44 5
                                    

Oczami Kaia

-Ta dziewczyna stała na krańcu dachu
i miała na sobie czerwony strój z czarnymi elementami, na plecy miała zarzucony popielato czarny płaszcz. Włosy miała barwy brązowej z refleksami blondu, były krótkie ale grube. - opowiadałem o kobiecie - Dziwne w jej wyglądzie było tylko to że jej oczy płoneły jakby żywym ogniem. - mówiłem zdenerwowany.
-Chyba wiem kto to, ta kobieta to Łowczyni Taletów, upatruje sobie wcześniej telent potrzeby jej do jakiegoś planu. Kiedyś dorwała się do daru przewidywania rozpętała tym wielki popłoch, musieliśmy zamknąć ja w specjalnym grobowcu ale widocznie się uwolniła.-mówił zaniepokojony mistrz.
-A w jaki sposób możemy ją powstrzymać i jak dowiedzieć się kogo talent ma zamiar zabrać? - zapytał z powagą w głosie Lloyd.
-Mam obawy, że potrzebuję tym razem daru, który posiada Kai. To na jego barkach spoczywa zlikwidowanie jej i zamknięcie spowrotem do grobowca.- Powiedział sensej.
-Jak mam tego dokonać? - zapytałem z ciekawością.
-Ona utożsamia się z osobą, której moc chce posiąść. Musisz znaleźć swoją słabość i odwrócić przeciwko niej. - odparł Wu. - A na razie Lloyd musicie go za wszelką cenę pilnować w takim stanie nie może na razie walczyć ale też nie może pozostać bez nadzoru ona może pojawić się z nikąd. - dodał sensej.
Na myśl o tym, że będę musiał pokonać Łowczyni Taletów sam,
a także na słowa, iż muszą mnie pilnować jak jakiegoś pieprzonego dziecka, odruchowo zrobiło mi się smuto. "Czemu zawsze ja mam przejebane? ". Znowu będę dla wszystkich ciężarem. Widocznie Lloyd zauważył to jak diametralnie zespół mi się humor. Kiedy mistrz Wu poszedł powiedzieć reszcie z czym mamy do czynienia, Lloyd postawił sobie za cel ewidentnie poprawienie mi nastroju.
- Nie bój się, pomożemy Ci. - powiedział podbijając wypowiedź weselszym tonem.
-Dzięki, wiem, że mogę na was liczyć. - mówiąc zarumieniłem się trochę.
To mi się nie zdarzało przecież Lloyd jest dla mnie jak brat. Zawsze będzie tylko tym nieznośnym nastolatkiem jak sprzed laty. Rozmyślałem chwilę aż z amoku wytrącił mnie głos Lloyda.
-Co ty na to, by iść na jakiś spacer czy coś trochę się rozruszać?-powiedział ze słodkim wyrazem twarzy.
-Pewnie, nie będę siedział tu cały dzień. Daj mi tylko chwilę się trochę odświeże. - odparłem z uśmiechem i lekko zarumonymi policzkami.
Chłopak tylko się uśmiechnął i wyszedł. W tymczasie ja wyjąłem z szafy czyste ubrania i wybrałem się do łazienki. Wziełem prysznic i wymieniłem optrunek. Najdłużej zajęło mi układanie włosów. Spojrzałem na zegarek co już jest trzynasta to nie możliwe, Wziełem jeszcze leki i skierowałem się w strone kwatery Lloyda . Zapukałem i wszedłem do środka, moim oczom ukazał się mój ulubiony młodzik bez koszulki. Speszyłem się i z calultką czerwoną twarzą zamknąłem drzwi. Zakryłem ręką usta, a za drzwi usłyszałem głośny śmiech i wypowiedziane przez rozbawienie w głosie - Już możesz wejść hahha - mówił śmiejąc się Lloyd. Otworzyłem dzwi i z ust Lloyda usłyszałem - Czego się tak przestraszyłeś.
-Nie po prostu jakoś tak - odparłem skołowany - To idziemy?Właśnie
i muszę powiadomić resztę  - dodałem.
-Tak chodź i nie.. Nie musisz ją już to zrobiłem - mówił wesoły.

Około pół godziny później.

Przechadzaliśmy się po centrum Ninjago, w miejscu gdzie ostatnio odbyła się walka. Cały czas myślę
o tym czy dam radę stawić czoła Łowczyni Taletów. Kurcze, miasto jest piękne tą porą, wszyscy gdzieś się śpieszą lub spacerują wesoło rozmawiając i śmiejąc się od czasu do czasu. Ulice pełne różnorakich kawiarni, sklepów, restauracji  tworzyły swój niepowtarzalny klimat. W sumie czemu nie zabiorę Młodego do jakieś kawiarni, niech ma coś od życia, przecież jest jeszcze jak Nastolatek.
-Lloyd, co ty na to żeby iść do jakieś kawiarni, ja stawiam. - puściłem mu oczko.
-No dobra - mówiąc trochę poróżowiał, dziwne.
Dobra nie myśl o tym. Udaliśmy się więc do najbliższego miejsca które by nam odpowiadało. Gdy byliśmy na miejscu zamówiłem sobie kawę i deser którego nazwy nie umiem wypowiedzieć. Lloyd za to wziął sok pomarańczowy i kawałek ciasta.
Pomysł żeby się tu udać był świetny, deser był przepyszny a młodemu chyba zasmakowało to co wybrał. Przy okazji porozmawialiśmy i wygłupialiśmy się tak jak kiedyś. Jak skończyliśmy jeść wyszliśmy dalej wesoło się śmiejąc.
-Może przejdziemy się nad jezioro
- zaproponowałem- Wieczorem wygląda ono tak pięknie. - dodałem. Myśląc o tym jak fantastycznie wyglądało jak chodziłem tam sam, porozmyślać o otaczającym mnie świecie. Przy Lloydzie czuję się tak swobodnie, jego obecność dziwnie na mnie działa. Gdy jest obok czuje się lepiej.
-Tak możemy iść - powiedział Lloyd wyrywając mnie z zadumy.
Szliśmy chwilkę i byliśmy już prawie na miejscu. Spojrzałem na blondyna idącego obok mnie.
- Młody jak jesteś zmęczony to wracamy. - powiedziałem żartobliwym tonem.
-Co? Nie... Nie jestem zmęczony o co ci chodzi. - powiedział jak by się przed chwilą obudził.
Ja tylko się zaśmiałem. Widać, że nie chce pokazać prawdy. Dobrze, że Perła jest blisko jeziora bo niecałe pięć minut drogi stąd. Docierając, wybraliśmy jedna z ławek położonych najbliżej jeziora. Siedzieliśmy koło siebie w ciszy i podziwialiśmy otaczające nas widoki. Nie mogłem oderwać oczu od promieni słońca pięknie rozchodzących się po tafli wody. Drzewa otaczające jezioro szumiały jakby melodie tak uspakajającą jak nic innego. Nagle poczułem ciężar na ramieniu, odwróciłem momentalnie głowę moim oczom ukazał się widok mistrza energii haha... , śpiącego słodko na moim ramienu. Ah... Ten widok sprowadził mnie do rozmyślań, cofam moje słowa to on ma najbardziej przejebane z nas wszystkich. Walka z własnym ojcem, brak szczęśliwego dzieciństwa, matka zostawiła go żeby z nienacka wrócić po kilku latach, całe dzieciństwo szykowany do walki, a nadal została w nim ta niewinność. Już późno musimy wracać ale tak żal mi go budzić. Mam plan, mały chodź na ręce. "O nie jest aż tak ciężki". No to w drogę. Kilka minut i byliśmy już prawie na miejscu, nagle w oddali zobaczyłem na moment tamtą kobietę. Przyśpieszyłem, nie wiem czy mam zwidy ale nie dziś. Gdy dotarliśmy na statek położyłem Lloyd na łóżku w jego pokoju. Coś mnie tkneło... Myślałam to zrobić, dałem mu lekkiego całusa w czoło i przykryłem kołdrą. Będąc w drzwiach powiedziałem ciche dobranoc.
Przed snem poszłem jeszcze coś zjeść i wziełem szybki prysznic wymieniłem bandaże. Kładąc się spać sprawdziłem jeszcze godzinę, masakra była już dziesiąta.
______________________________________

Dziękuję za czytanie rozdziału czwartego. 😊
Następny pojawi się w najbliższym czasie.
Życzę wam miłego dnia. 🤗
Wszystkie uwagi dotyczące utworu proszę kierować w komentarzach.

Wszystko Dla Ciebie Młody Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz