💫Noc Dziewiąta💫

980 79 16
                                    

   Nocy dziewiątej byli razem. Ewron zarzucił Thorkowi na twarz granatowy ręcznik w gwiazdki, by ten mógł doprowadzić się choć trochę do porządku. Miał ochotę wziąć ten ręcznik i sam go powycierać, ale coś skręciło go w środku, gdy sobie to uświadomił. Bał się zrobić cokolwiek, by Thorek się nie domyślił, ale z drugiej strony wiedział, że jak będzie się zachowywać jak robocik, tym bardziej pokaże, że coś jest nie tak. Utknął w bagnie i za nic nie wiedział co zrobić, by z niego wyjść. 
   — Sorka, że ci zalałem podłogę. — burknął Thorek, próbując przerwać niezręczną ciszę, jaka towarzyszyła im od momentu przekroczenia przez niego progu. 
   — Nie przejmuj się. — odparł, bawiąc się palcami ukrytymi w kieszeni bluzy. — Zaproponowałbym herbatę, ale obaj wiemy, że jej nie mam. Mogę po nią skoczyć, jak chcesz. 
   — Dobra tam, ciul z herbatą, możemy iść potem razem. 
   Mogli iść razem. Przechadzać się ciemną ulicą w chłodną noc, oświetleni tylko lampami ulicznymi. Całkiem sami, w ciszy i spokoju, może przerywając ją wtrącanymi co jakiś czas uwagami lub zaczepkami. Mogliby patrzeć co jakiś czas w gwiazdy, podziwiać, jak ogromne to wszystko jest i specjalnie zwalniać kroku, byleby dłużej nacieszyć się swoją obecnością i tym jakże trywialnym, lecz wciąż magicznym momentem. Brzmiało, jak przepis na katastrofę. Jak randka, jak coś zbyt intymnego. Twarz znów miał czerwoną, a z głowy nie mógł wypędzić obrazu wspólnego spaceru. Chyba się trochę zawiesił. 
   — Żyjesz? 
   — Co? Tak, jeszcze nie zdechłem, stoję tu. 
   — Chciałem oddać ręcznik. — Thorek wysunął w jego stronę rękę z mokrym ręcznikiem. Ewron przejął go, zanosząc do łazienki, by jakoś wyschnął. — Chciałem też spytać, czy mogę się gdzieś przebrać. I zostać do końca dnia, bo jakoś tego nie przemyślałem. Mogę spać na podłodze, o ile będzie ci się chciało iść spać. — krzyczał, podczas gdy gospodarz mocował się z głupim wieszakiem na ręczniki. Same badziewia teraz produkują. 
   — Pewnie. — Odkrzyknął. Swoje uczucia odsunął na bok najlepiej jak umiał, teraz liczyło się by Thorek się nie przeziębił, nie spał na ulicy, ani nie domyślił, że coś się stało. Bo nic się w sumie nie stało. Ewronowi po prostu wali na łeb. 

   Thorek się przebrał. Doprowadził do ładu i wyglądał nawet ludzko, a potem padł na ewronowe łóżko, na co Ewron miał ochotę umrzeć. Usiadł jednak grzecznie na podłodze, oparł się o łóżko i wbił wzrok w ścianę, niepewny, co teraz zrobić. 
   — Czemu przyjechałeś? — Spytał w końcu. Nie musiałby, gdyby odbierał telefony. Gdyby mu nie odpieprzyło. 
   — Do rodziny. Ogarnąć parę rzeczy. Do ciebie. 
   Przy ostatnim zdaniu, Ewron miał wrażenie, że nie pamięta jak się oddycha. Ucieszył się w środku, choć wiedział, że to nic dobrego i tylko wszystko pogorszy. 
   — Po co do mnie?
   Krótka chwila milczenia. 
   — Zniknąłeś nagle. Praktycznie urwałeś kontakt, a nigdy wcześniej tak nie było. Jesteśmy przyjaciółmi, więc to oczywiste, że się martwię. 
   Są przyjaciółmi. Są, byli i będą. Może trochę go to zabolało, może zaczął nienawidzić tych dwóch słów, ale musiał się przekonać, że są dobre. Jedyne, jakich powinien używać do opisywania ich relacji od samego początku do końca. Jedyne, które nic nie spieprzą. 
   — Złapało mnie jakieś choróbsko. Chodźmy coś zjeść. 
   Zamknął temat, mówiąc sobie w duchu, że wcale nie skłamał. To co czuł odbierał tylko jako głupie choróbsko, przez które robił dziwne rzeczy i niszczył najlepszą przyjaźń, jakiej dane mu było doświadczyć. 






ok

Can I call you tonight II Ewron x Thorek IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz