Gdy się obudził, Thorka nie było. Jego rzeczy nie było. Był sms, że już się wyniósł i zadzwoni później i że Ewron uroczo spał, to go budzić nie chciał. Uroczo, pf. Pomimo tego, że zasnął cholernie wcześnie jak na siebie, wstał grubo po trzeciej, a z łóżka wygrzebał się dopiero przed piątą. Miał zamiar wrócić do tego, co robił wcześniej. Do absolutnego ignorowania i uciekania od swoich uczuć. Nie odebrał, gdy Thorek dzwonił, nie odpisał na żadną wiadomość. Sprawnie lawirował między rosnącą nienawiścią do samego siebie, a przekonaniem, że działa słusznie. Choć w głębi duszy wiedział, że nie mija mu ani trochę.
A kilka dni później, gdy Thorek znów stał pod jego drzwiami, zdał sobie sprawę, że jego uczucie tylko rośnie.Znów go wpuścił, choć wahał się jeszcze bardziej, niż poprzednio. Wtedy mógł to przed sobą jakoś wytłumaczyć, że padało, że była noc. A teraz, pomimo równie późnej pory, niebo było czyściutkie, a powietrze rześkie i przyjemnie ciepławe, więc nie miał na co zwalić swojej głupiej decyzji. Otworzył drzwi na klatke i wrócił przed kompa, mając nadzieję, że Thorek będzie na tyle domyślny, że otworzy sobie te do mieszkania. Tak też było, i po chwili Ewron mógł usłyszeć zrzucanie butów i pośpieszne kroki w jego stronę. Podskoczył lekko, gdy ciężkawe opakowanie uderzyło w biurko obok niego.
— Co to?
— Jedzenie. Ugotowałem, przyniosłem ci trochę, podgrzej sobie, bo pewnie już zimnawe.
Ewron poczuł jak twarz mu pąsowieje.
— Po co? — Bąknął, otwierając opakowanie i znajdując tam jakiś makaron, mięso i warzywa, chyba z sosem, którego rozpoznać nie umiał.
— Boo — Zaczął Thorek, ale urwał po chwili. — Nie wiem, pomyślałem, że pewnie jeszcze nic nie jadłeś i się ucieszysz. — Usiadł na łóżku obok, wbijając wzrok w dywan. — Zwłaszcza, że ostatnio znowu mnie ignorujesz.
Ewron wstał, poszedł po widelec i z powrotem zajął miejsce przy biurku, nie komentując w żaden sposób tego, co powiedział jego przyjaciel. Może zmieni temat, jak to on.
— Kurde no, stało się coś? Zrobiłem coś? — Dopytywał, już trochę głośniej, a Ewron babrał w jedzeniu, wygrzebując pojedyncze kawałki brokuła i zjadając je powoli. — Najpierw gadamy prawie co noc, potem całkowicie znikasz, przyjeżdżam i śpisz obok mnie, wychodzę z twojego domu a ty próbujesz wyjść z mojego życia. Jeśli coś się stało to powiedz.
— Nic się nie stało. Wydziwiasz i wyolbrzymiasz.
— Właśnie nie. Chcę po prostu wiedzieć, czemu nie chcesz ze mną rozmawiać. Przyjmę wszystko, nawet najgorszy syf.
Ewron zacisnął dłoń na widelcu, masakrując nim bogu ducha winny makaron. Żałował każdej swojej podjętej decyzji. Żałował tego, jak słaby był, jak popieprzony, by wpaść po uszy w to bagno, z którego nie było ratunku. Chciał wyrzucić Thorka z mieszkania, a jednocześnie złapać go i już nie puszczać i przestać oszukiwać wszystkich wokół. Dlaczego nigdy nic mu nie wychodziło, dlaczego zawsze miał tak cholernego pecha. Nie miał już pomysłu na wymówki i kłamstwa, czuł się jak w potrzasku, jakby miał zostać złapany i rozszarpany. Czuł się tak cholernie opuszczony i samotny i nieszczęśliwy, przez to głupie uczucie, które uczepiło się go jak rzep psiego ogona i nie opuszczało ani na sekundę. To co robił było takie ambiwalentne, tak dziecinne i męczące, zwłaszcza dla niego, ale nie miał pojęcia jak to przerwać.
— Lubię cię Thoruś. Trochę kurwa za bardzo.
umieram ale git